O Anglikach i Polakach
dodane 2011-08-17 22:45
Już życie tutaj dla mnie stało się zwyczajne. Już ma swój rytm, swój puls. Już mniej rzeczy nowych, a jednak czasami coś zaskakuje. Ten rytm wytycza codzienna Eucharystia, zawsze w połowie dnia. Jednak mieli rację Dominikanie, sprawując Mszę w środku dnia. Bo wtedy wszystko rzeczywiście jest Jej podporządkowane. Nawet jakoś tak w głowie czas sobie dzielę na ten przed Mszą i ten po Mszy. Ale nie o tym miało być....
Już życie tutaj dla mnie stało się zwyczajne. Już ma swój rytm, swój puls. Już mniej rzeczy nowych, a jednak czasami coś zaskakuje. Ten rytm wytycza codzienna Eucharystia, zawsze w połowie dnia. Jednak mieli rację Dominikanie, sprawując Mszę w środku dnia. Bo wtedy wszystko rzeczywiście jest Jej podporządkowane. Nawet jakoś tak w głowie czas sobie dzielę na ten przed Mszą i ten po Mszy. Ale nie o tym miało być.
POLACY. Jadąc tutaj obawiałem się trochę, jak nasz naród jest postrzegany przez Anglików. No jak się słyszało o niektórych ekscesach wokół Victoria Station, to nie ma się co dziwić. Ale na szczęście moje obawy nie do końca się sprawdziły. Pytałem kilka razy, co Anglicy o nas sądzą. I odpowidają mi (mam nadzieję, że szczerze), że Polacy tutaj ciężko pracują. Chyba to prawda. Bo przecież jak ktoś tutaj przyjeżdża, to już po to, żeby coś zarobić. Ja osobiście mam słaby kontakt tutaj z Polakami na codzień. Co nie jest złe, bo przecież angielskiego mam się uczyć. A tych, których poznałem, dużo mi pomagają (ale to już niech zostanie tajemnicą w jaki sposób). Natomiast sami Anglicy są ciekawi Polski. Choćby wczoraj Fr. John pytał mnie jak wyglądają nasze mieszkania. Myślę, że dużej różnicy nie ma. No może tylko w powierzchni. Nasz domy są zdecydowanie większe.
ANGLICY. Piszę Anglicy, ale ostatnio spotykałem się z innymi nacjami, którzy należą do naszej parafii. W poniedziałek po Mszy, gdy już wszedłem na plebanie, ktoś mocno puka do drzwi od zakrystii. Pobiegłem otworzyłem. Jedna rodzina z Indii prosiła o błogosławieństwo domu. Pytam: kiedy? Może jutro, pojutrze? A oni troszkę wystraszenie mówią, że to musi być dzisiaj. Trochę się zdziwiłem, myśląc po polsku, dlaczego dzsiaj, dlaczego tak nagle. Okazało się, że oni nie mogą nic gotować, dopóki dom nie jest pobłogosławiony. MAlutki szok kulturowy w Europie. Dla mnie osobiście bardzo budujący. I potem po błogosławieństwie domu, zostałem poczęsstowany kawą, ale widzę, że rodzina stoi. Troszkę speszony, ale myślę, poporszę niech usiądą. I poprosiłem, a oni mi dziękują za pozowolenie! Myślę, że ta sytuacja pokazuje jak ważna jest inkulturacja w niesieniu Ewangelii. A dzisiaj błogosławiłem inny dom. Dwóch Pań z Chin. No prawdę mówiąc już 30 lat mieszkają w Anglii. Bardzo miła uroczystośc, a potem nie mniej miły lunch. To takie tylko dwa wydarzenia, którę chcę zapisać, żeby nie zapomnieć. Ogólnie Anglicy są bardzo pozytywnie nastawieni do innych ludzi. Ja tak przynajmniej to odczuwam. Zawsze pytają jak się czują, po Mszy podziękują i zapewnią, że mój angielski jest coraz lepszy, co oczywiście mile łechce moje ego. Jakoś utarł się taki stereotyp o Anglikach, że są flegmatyczni. I chyba już wiem o co chodzi. Chodzi o spotkania. Oni się nie śpieszą. Mają czas. Posiedzieć, podelektować się posiłkiem czy rozmową ze sobą. To mi się bardzo podoba. No i chyba też Anglia jest tak lekko flegmatycznie zorganizowana. Niby wszystko jest bardzo przemyślane, ale ten ostatni guzik nie jest dopięty jednak.
No i jeszcze o ostatnich wydarzeniach w Londynie. To szok dla Anglii. Strasznie nad tym boleją. Myślę, że powinni wyciągnąć jakieś wnioski. Ale nie tylko oni. My też. Bo to też może się i u nas wydarzyć. Wszystko do tego zmierza. Ale już więcej nie będe tutaj pisał, bo zaraz ktoś powie, że politykuję. A mądrej głowie starczą dwa słowa.