5 grudzień 2012
dodane 2012-12-05 17:24
Pracuję nad pewną rzeczą, muszę zrobić coś dla klienta. Zadeklarowałem się, trzeba więc sobie poradzić. I przechodzę małe załamanie i zwątpienie, bo nie wiem jak to zrobić, myślałem że pójdzie lekko, ale okazało się, że system który zaplanowałem, jest zły. I już mnie coś bierze, że jak sobie poradzę, jak to zrobię i tego typu rzeczy. Mieszanka nerwów, zniechęcenia i stresu. W tle natomiast leci sobie muzyka z Koncertu Uwielbienia (wczoraj kupiłem płytę, jestem strasznie zadowolony!), i akurat wyśpiewują jakieś wołanie do Ducha Świętego, więc ja tak na chwilkę podniosłem wzrok i pomyślałem za tym co śpiewają, "Przyjdź Duchu Święty, pomoż mi", w sumie to szczerze powiedziawszy nawet bez jakiejś wielkiej wiary to powiedziałem, bez zastanowienia - o, to bardziej pasuje. I normalnie olśnienie przyszło... Kurde, aż mi się łezka zakręciła teraz. Przyszło mi w jednej chwili rozwiązanie tego problemu, rozwiązanie jak to wszystko zrobić. Raz, dwa, trzy - zrobiłem, jest wszystko super. Takie małe doświadczenie, że Bóg jest wielki, że jest dobry i że Duch Święty rzeczywiście przychodzi jak prosimy... Ja, w grzechu taki człowieczek... Wiem wiem, to nie żaden spektakularny cud i tak dalej i tak dalej, ale przecież Bóg działa w najmniejszych drobnostkach. A to, co przed chwilą się stało, do dla mnie i tak duża sprawa! Taki dowód, że Jezus jest wielki, że Duch Święty działa tak jak ludzie mówili - prosisz i On od razu przychodzi. I taka Boża dobroć, że i grzeszników wysłuchuje Pan...
A wiecie co? Ja lubię odkrywać Boga w takich drobnych czasami wydawało by się rzeczach :)