23 lipiec 2012
dodane 2012-07-23 17:11
Nasze dwa artykuły na prasie:
- http://prasa.wiara.pl/doc/1211320.O-jak-bardzo-kocham-dusze-ktore-Mi-zupelnie-zaufaly-wszystko-im
- http://prasa.wiara.pl/doc/1211317.Nieszczesne-przesady
Jeszcze dwa artykuły z drugiego numeru:
- http://prasa.wiara.pl/doc/1159718.Niczego-innego-nie-zazdroszcze
- http://prasa.wiara.pl/doc/1159715.Wiara-czyni-cuda
To tyle w ramach promocji magazynu. Co się w życiu dzieje? Czy ja wiem... Nic. Trochę nerwów niepotrzebnych, trochę przepychanek z życiem. Wróciliśmy w czwartek z pogrzebu dziadka. Jakieś przeżycia? Czy ja wiem... O czym tu mówić. Jak modliłem się przy trumnie to jakoś nie miałem wrażenia, że tu mój dziadek, że tu się coś kończy. Hmmm, powiem tak: z jednej strony był smutek, byłem przy tej trumnie i wiedziałem, że to mój dziadek, z drugiej strony jakaś tam radość się w sercu odzywała, bo czułem dziadka uśmiechniętego i wiem, że weseli się w niebie. Więc z jednej strony smutek, ale z drugiej mimo wszystko radość. Ogólnie mam uprzedzenia wobec zmarłych ludzi, nie lubię stać przy otwartej trumnie, tym bardziej się żegnać itp, ale w tym wypadku O DZIWO w ogóle mi to nie przeszkadzało, nawet dłużej bym przy dziadku stał i się żegnał (w sumie to powinienem powiedzieć "do zobaczenia"). Na pogrzebie ksiądz mówił, że są pogrzeby smutne i radosne. Smutne są wtedy, gdy o człowieku nie ma w zasadzie co dobrego powiedzieć. Ten pogrzeb był radosny, bo dziadek był człowiekiem pobożnym, pracowitym i dobrym. W dwóch ostatnich dniach był na mszy, przyjmował komunię. Cóż więc Bóg może mu przygotować?
Moja babcia wspominała, że przed jedzeniem nie żegnał się normalnie - zawsze jeszcze popatrzył w niebo, tak dziękował za posiłek. Taki pracowity był, że chociaż już ciężko mu było chodzić i był chorowity, to trzeba go było pilnować, żeby się szanował i nie przemęczał. Ciężko mu było siedzieć i nic nie robić. Cierpliwy był taki, że go za to podziwiam. Nie podpierał się przy modlitwie (chociaż z racji zdrowia i wieku mógłby), ręce zawsze składał jak dzieci się uczy. Nawet jak kiedyś był pijany, to nie opuścił modlitwy. Stawiam go sobie teraz jako taki bliski wzór.
Moja mama modliła się kilka razy, żeby mój dziadek jak tak zostawił moją mamę i babcię (siostra mówi, że zmarli nas słyszą, chociaż nie mogą nam odpowiedzieć), to teraz im pomógł i się pomodlił za nich, żeby potrafiły to jakoś przeżyć, znieść i się trzymać, to raz jedyny moja mama poczuła tak w sobie, usłyszała "nie płaczcie, bo jest mi tu dobrze", pocieszyło ją to. Wiecie jak to jest (albo nie wiecie) - czasami się po prostu coś czuje i wiemy, że to nie pochodzi od nas. Chociaż - pewności nigdy nie mamy, bo niby skąd, ale wierzymy.
Trochę może nudno, ale na blogu tak czasami bywa. Muszę czasami poględzić o swoich nudnych, życiowych sprawach i wałkować jakiś temat przez dłuższy czas, jeśli leży mi na sercu. Dobrze, to tyle. Pozdrawiam każdego.