14 lipiec 2012

dodane 13:22

Dzisiaj będzie smutno. Smutno dlatego, że we wtorek wróciłem z pogrzebu taty mojej żony. Od wielu długich lat nie dawał znaku życia, ja sam nigdy go nie widziałem, ale zawsze to smutno i przykro. Jak widziałem jego 90-letnią mamę nad grobem, to mi łzy w oczach stawały... Tym bardziej, że to śmierć tragiczna...

Smutno dlatego, że w poniedziałek jadę na kolejny pogrzeb. Wczoraj zmarł mój kochany dziadek. Nie miał jeszcze 80-ki, miał tydzień temu operację, po której już nie wrócił do siebie, wysiadły nerki itp, niewydolność... Po operacji był w ciężkim stanie, wczoraj dostałem telefon od mamy, że jest w krytycznym i to kwestia godzin... Popłakałem trochę i zebrałem się do kaplicy przed Najświętszy Sakrament (cieszę się, że mam blisko). Odmówiłem koronkę i Psalm "Z głębokości", bo to za umierających dobrze odmawiać. Chciałem się pomodlić jeszcze jedną koronkę, ale stwierdziłem, że wrócę do domu, żeby przygotować się do spowiedzi, bo chciałem iść na mszę i do komunii, żeby za dziadka ofiarować. Wróciłem do domu, w trakcie rachunku sumienia przyszła moja żona i powiedziała, że dzwoniła moja mama (do mnie też dzwoniła pierw, ale telefon wyciszony, to nie słyszałem), że mój dziadek 3 minuty temu zmarł... Jakieś dziesięć mnut po tym, jak z kaplicy wyszedłem. Zastanawiałem się, że może jednak warto było zostać i odmówić tą drugą koronkę, żeby modlić się w chwili śmierci? Niemniej jednak dla Boga przecież nie ma względu czas, a modliłem się przecież o miłosierdzie i niebo dla dziadka...

Popłakałem, zebrałem się jakoś i zrobiłem do końca rachunek sumienia. Jasne, że mogłem siedzieć i płakać do wieczora, ale jaki z tego pożytek dla dziadka? Lepiej się ogarnąć i pójść na mszę, bo z tego pożytek już będzie miał. Wyspowiadałem się, pomodliłem jeszcze część różańca, bo przed mszą akurat odmawiali (dzień fatimski). Mszę i komunię ofiarowałem za dziadka. Po komunii trochę się uspokoiłem, nie wiem czy dlatego, że sam sobie wbiłem do głowy, że ta komunia może mu dużo pomóc czy rzeczywiście to łaska od Pana Boga.

Na mszy były 2 intencje, obydwie do miłosierdzia Bożego o łaskę nieba dla pewnych osób, a modliliśmy się także za zmarłą tego dnia panią. Podobne intencje jak te, z którymi ja przyszedłem. Na końcu mszy, kiedy czekaliśmy aż pani organistka znajdzie nuty do Apelu Jasnogórskiego, ksiądz mówił, żebyśmy się też modlili za zmarłych tego dnia, szczególnie za tych, którzy byli nam bliscy i tych, dla których odejśćie tych bliskich osób jest trudne, szczególnie dla dzieci. Po mszy, przy przygaszonych światłach i zapalonych świecach (dzień fatimski) śpiewaliśmy jeszcze 6 zwrotek pieśni "Panience na dobranoc". Lubię tą pieśń, ale smutno mi było na niej...

Zapada zmrok, już świat ukołysany, Znów jeden dzień odfrunął nam jak ptak.
Panience swej, piosenkę na dobranoc, zaśpiewać chcę, w ostatnią chwilę dnia.

I chociaż wnet ostatnie światła zgasną, Opieka Twa rozproszy nocy mrok.
Uśpionym wsiom, ukołysanym miastom, Panienko, daj szczęśliwą dobrą noc!

I ludzkim snom błogosław dłonią jasną, I oddal od nich cień codziennych trosk.
I tym, co znów nie będą mogli zasnąć, Panienko, dajszczęśliwą dobrą noc!

A komu noc czuwaniem jest niełatwym, Na czas bezsenny siłę daj i moc.
I tym co dzisiaj, zasną raz ostatni, Panienko, daj szczęśliwą dobrą noc!

Zasypia świat piosenką kołysany, Odpłynął dzień, by jutro wrócić znów.
Uśmiecham się do Ciebie na dobranoc, Piastunko moich najpiękniejszych snów.

Nad Ojcem Świętym czuwaj nieustannie, Bo on w Twe ręce złożył ufność swą.
I jemu też tam hen, na Watykanie, Panienko, daj szczęśliwą dobrą noc!



Podczas tego śpiewu (i tym, co znów nie będą mogli zasnąć...) miałem przed oczami babcię, myślałem też o dziadku. Babcia z dziadkiem mieli niedawno 50 lat po ślubie... Od dość dawna na emeryturze obydwoje, cały dzień ze sobą spędzali, mieli wspólne rytuały na cały dzień. Jak ciężko musi być teraz mojej babci, gdy nagle sama zostaje... :( Dzwoniłem dzisiaj do mamy, żeby też zapytać jak babcia, wiadomo, że jej ciężko, ale stara się jakoś trzymać. Mój brat spał nawet u nich na dole (babcia z dziadkiem mieszkali na parterze, rodzina moja na piętrze) w drugim pokoju, żeby babcia tak całkiem sama nie była. Za nią też trzeba się modlić.

Jest mi smutno. Trudno żeby nie było. Modlę się za dziadka. Dzisiaj trochę bardziej się już trzymam. Z jednej strony dlatego, że mieszkam gdzie indziej, nie czuję tak tego wszystkiego, ale to drobnostka, która ma minimalny wpływ. Przede wszystkim trzymam się jakoś dlatego, że wiem, że mój dziadek był dobrym człowiekiem. Chodził do kościoła, modlił się, należał do Żywego Różańca, widziałem też czasami jak przychodziłem do nich o 15, że odmawiali przy radiu koronkę. Jak w poniedziałek teraz miał operację, to podobno w sobotę i niedzielę był jeszcze w kaplicy szpitalnej na mszy, na pewno też przyjął komunię. Z ludzkiego punktu widzenia też był dobry, zawsze uśmiechnięty, szczerze to go nawet podziwiam, że mimo czasami nerwowych i niesprawiedliwych sytuacji, nie bronił niepotrzebnie swego, szedł na rękę i starał się być miłym i uczynnym, żeby drugi człowiek był zadowolony. Dla mojej siostry był prawdziwym tatą. Jestem więc spokojny o jego duszę.

W ostatnią niedzielę, w którą był w domu, moja rodzina wzięła go jeszcze na wycieczkę objazdową. Ciężko mu było chodzić, bo miał jakąś miażdżycę w nodze, więc dlatego z auta przede wszystkim sobie zwiedzał.

Operacja była odciągana w czasie. Rok temu miał skierowanie w trybie pilnym, ale terminy odległe, potem jak już poszedł na operację, to coś innego mu zoperowali, bo zauważyli inną nieprawidłowość, którą trzeba najpierw było naprawić. Kolejne terminy odraczały choroby, które przychodziły, a jak wiadomo trzeba być zdrowym na operacji. Nawet tydzień temu w sobotę przesuwali termin, bo dziadek miał gorączkę i zoperowali go dopiero w poniedziałek, dzięki czemu po pierwsze spotkał się jeszcze z rodziną w weekend, po drugie poszedł na jeszcze jedną mszę i przyjął jeszcze jedną komunię pewno. Z jednej strony człowiek się denerwował, że te potrzebna i ważna operacja się odracza ciągle, z drugiej gdzieś tam w głowie przychodziły mi myśli, że może to takie pozostawianie nam dziadka na dłużej, bo wiadomo było, że ta operacja jest ryzykowna. No i wyszło, że to przeciąganie to była jednak łaska, bo dziadek był z nami trochę dłużej....

Kończę, bo co tu dużo mówić. Zresztą mówić mogę, ale to w sumie z rodziną, nie na blogu.  Jeśli ktokolwiek przeczyta ten post, proszę o króciutką modlitwę za mego kochanego dziadka. Miłego dnia i pozdrawiam.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane

Kategorie