Walka

dodane 13:56

Chyba tak. Od jakiegoś czasu czuję się jak taka osoba z komiksu. Z konkretnego komiksu. Mianowicie osoba ta leży sobie w szpitalnym łóżku, a obok siedzi anioł i szatan, mają dżojstiki podłączone do ekranu, na którym widzimy ten jakiś diagram serca i grają o tego człowieka. No i właśnie tak się czuję. W jednej chwili czuję, że bardzo kocham Pana Jezusa, że chcę być Mu wierny i służyć i podobać się Jemu, a niewiele później nękają mnie pokusy, źle się zachowuję, zaniedbuję modlitwę itp. Takie ciągłe szarpanie się.

Jest też coś nowego. Hmmm... Lepiej mi trochę idzie w walce. No trochę, nie jakoś super, bo i do komunii dzisiaj przystąpić nie mogłem i siedzę teraz taki ponury, stary grzyb. Ale jest jedno "ale". Kiedyś bym pomyślał, że jestem stracony, że pokusy mną zawładnęły i zanim nie przystąpię do spowiedzi, to Juzus będzie hen daleko, a ja będę niezdolny do wygrania z pokusami. Co mnie najdzie zła myśl, to ja słaby i marny człowieczek ich posłucham. A teraz co myślę? A że nic z tego! Oczywiście, że mam w planach spowiedź i zdaję sobie sprawę, że jestem grzeszny, nad tym nie ma co dyskutować i nie umniejszam absolutnie swojej winy, grzechu itp. Ale jest to podstawowe "ale". Niech nikt nie zrozumie mnie źle, ale mówię "i co z tego?". Jezus mnie nie opuścił, Jezus nie przestał mnie kochać. Nie stałem się jakiś filmowym sługą ciemności. Kocham Jezusa i nadal chcę być wierny. Niech mnie pokusy męczą, niech burze szaleją, nie obchodzi mnie to. Wiem, że nie jestem sam, wiem że mam dość siły i jeśli chcę, to nie upadnę. Mam tam gdzieś głęboko w sercu takie małe ziarenko, które nazywa się "spokój i opanowanie", a którego kiedyś nie było. Nie każdy może mnie rozumieć w tej chwili, bo nie każdy może zna takie doświadczenia. Jeśli się walczy z jakimiś grzechami, cięższymi grzechami, od których ciężko się uwolnić to jes tak jak w przytaczanym kiedyś cytacie na moim blogu - kiedy przychodzą pokusy, człowiek zaczyna się bać i lękać. Boi się, że jest to zapowiedź nieuchronnego upadku, bo jak już przychodzą pokusy, to nie umie im stawić czoła. To są normalne objawy człowieka, który walczy z jakimiś nałogami i złymi przyzwyczajeniami. Ja to bardzo dobrze znam z własnego życia. I właśnie teraz trochę się to zmienia. Już się nie boję, już nie jestem niespokojny. Tam błęgoko w sercu czuję już to ziarenko, taki zarodek spokoju i opanowania.

Nie dopuszczam myśli, że jestem zły, że Jezus się na mnie krzywo patrzy itp. Jest może czasami ze mnie niezadowolony, ale człowieku - nie zapomnij o tym, że On ciebie nieustannie kocha! I czeka, aż się zwrócisz o pomoc. Ja więc w środku burzy, kiedy nawet zacząłem słuchać pokusy, odwracam się czasami i mówię, Jezu pomóż, przecież Twój jestem, ufam Tobie. I po prostu wiem, jestem pewien, że może pomóc. Że ja mogę zawsze całkowicie się zmienić i odwrócić ode złego. Z Jezusa pomocą. Po prostu nie lękam się. Przede wszystkim nie lękam się. I nie przestaję wierzyć w to, że Jezus ciągle jest i ciągle mnie kocha. Myślę, że to bardzo ważne.

Dzisiaj w kościele przy znaku pokoju jedna pani ze szczerym (w sensie nie udawanym) uśmiechem przekazała mi ten znak pokoju. Tak poczułem, że taki zwykły, prawdziwy uśmiech, jak on jest ważny! Aż mi się wtedy serce uśmiechnęło i dobrze zrobiło. Pomyślałem sobie, że w moim nerwowym życiu potrzebuję uśmiechów innych ludzi. A potem sobie jeszcze pomyślałem, żeby nie zatrzymywać się na miłości własnej i dawać innym swój uśmiech, skoro widzę, że taka niby niepozorna rzecz ma taką siłę.

No dzisiaj na tyle. Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli.

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane

Kategorie