Nowy post
dodane 2012-05-03 18:20
W końcu przyszło małe ochłodzenie. W sensie, że wczoraj późnym popołudniem popadało, temperatura poszła w dół i było czym oddychać, teraz też przyszły chmury, temperatura w dół i jest czym oddychać. Fajnie, dobrze.
Trochę mi przykro, że nie poszedłem na mszę... Święto Matki naszej... Muszę się wybrać na majowe w przyszłym tygodniu...
Czytałem ostatnio, że tylko Jezus może nas uwolnić od naszych słabości. Nie bez naszej woli i starań, ale On ma moc i władzę. I musimy prosić, żeby nas nawiedził, żeby nas uwolnił i pomógł. W każdej potrzebie prosić. I aby pomógł nam otworzyć się na Jego działanie. Czemu tak często nam nie wychodzi? Bo skupiamy się na sobie. Myślimy o naszej silnej woli, o skutkach w naszym wymiarze, o tym czy sobie poradzimy gdy będzie ciężko itp. Skupiamy się na sobie. Nie myślimy o tym, że Jezus może nam udzielić wszystkiego (bardzo lubię powracać do tych słów: "Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia"), że On zawsze z nami jest i zawsze chce nam pomóc. Myślimy o sobie, nie myślimy o Nim, podczas gdy my sami nic nie możemy, zaś Jezus może wszystko. Nie lękać się, nie martwić, nie zastanawiać, po prostu żyć, po prostu iść, po prostu robić to, co w danej chwili trzeba, bez obawy, bez strachu, ale opierając się na nim. Dopiero ostatnio zacząłem chyba zaczynać rozumieć gdy Jezus w Dzienniczku mówił, że przyczyną naszych upadków jest to, że za bardzo polegamy na sobie, a za mało na Nim, że na miejscu naszej miłości własnej musi zakrólować Jego miłość. Niby myślałem, że okej, kumam o co chodzi, ale w rzeczywistości nie rozumiem tego. I stąd odwołuję się do słów ewangelii: "Wierzę Panie, ale zaradź niedowiarstwu memu". Żebyśmy wiedzieli, żebyśmy realnie ufali i opierali się na Nim, żeby rzeczywiście wyrzec się siebie, nie myśleć o sobie, ale skupiać wyłącznie na Jezusie, na Niego liczyć, Jego stale prosić i ufać Mu. I wtedy będzie dobrze. Myślę, że trzeba się tego uczyć przez całe życie. Jest tyle rzeczy, które wydaje nam się, że rozumiemy, podczas gdy wcale ich nie rozumiemy. Albo może i wiemy o co chodzi, ale wcale tak naprawdę nie żyjemy według tego, nie wcielamy tego w życie. Nasza miłość własna nas nie raz zaślepia, lub po prostu nędza nasza nie pozwala nam dostrzec tego, jak jest naprawdę. Trzeba się modlić, żeby Jezus pomógł nam się otworzyć na działanie Jego łaski, aby nas nawiedził, przyszedł do nas, ukształtował, prowadził, pomógł. Jak mówił święty Vianney, jesteśmy tutaj żebrakami i wszystko musimy wypraszać u Boga naszego. Ale jakiż to dobry Bóg, który daje nam wszystko, czego potrzebujemy, chociaż nie jesteśmy tego absolutnie godni.
Idę złapać świeżego powietrza.
Pozdrawiam.