Łaski z nieba
dodane 2012-03-13 12:31
Chciałem opowiedzieć o dwóch zdarzeniach. Pierwsze - sprawa mojego brata. Cierpiał ostatnio na brak pracy, a zaczęło mu się porządnie sypać auto, którym swoją drogą musi dojeżdżać dłuższy kawałek na uczelnię. Ostatnio nawaliło konkretnie coś związanego z kołem i był strach w ogóle poruszać się już tym autem. I jakie szczęście, po pierwsze - znalazł dobrą pracę, do której może iść na nogach lub na rowerze (znaleźć pracę w małem miejscowości, w której się mieszka, to zawsze niezła sztuka), siedząca, na rano, bez weekendów, w jego branży. Praca wymagająca, ale dobra. No i udało mu się kupić auto. Prawda, że używane, prawda, że z 1997, ale prawda też, że tylko za 4700, że naprawdę ładne i serio porządne, zadbane (wszystko było zawsze robione w serwisie, nawet dolewany olej), czyste, po prostu okazja. Mało tego - dostał 4 opony gratis. A co lepsze - po nim zgłosiły się jeszcze 4 osoby do właściciela, który sprzedawał wóz (pierwszy już po 15 minutach), nie chcieli się nawet targnować, podczas gdy mój brat negocjował, ale facet honorowy i jako, że mój brat był pierwszy, to pozostałym odmówił. No i puenta - wcześniej moja mama modliła się, tak po prostu, od serca, "Panie Jezu, wiesz, że mój syn potrzebuje auta, musi dojechać do szkoły, a tym naprawdę niebezpiecznie jest już jeździć, pomóż proszę". Nie wiem dokładnie jak się modliła (na różańcu pewno też), ale to co napisałem to mi mniej więcej mówiła przez telefon. Siostra też się modliła. I patrzcie jak Pan Jezus się tym zajał! Fakt dodatkowy - udało się pożyczyć pieniadze od kilku ludzi, bo przecież po pół miesiąca pracy trudno odłożyć 4700 ;) A stare auto idzie na jakiś skup złomowych aut, bo sprzedać już nie da rady, nie życzymy nikomu śmierci.
Sprawa druga, historia opowiedziana przez mojego przyjaciela. Przyszedł do niego kolega i coś tam żalił się, bo miał problemy, prosił mojego przyjaciela o jakąś radę, pomoc, po czym do pokoju weszła siostrzenica przyjaciela (nie mieszka z nim, ale wtedy akurat była u niego), miała na szyi założony różaniec i przyszła pokazać, że sobie założyła, podeszła do tego kolegi i pokazała, że ma różaniec, po czym wyszła. Wnioski? Czy nie jest to znak z nieba? Czy nie jest to rada, o którą prosił ten kolega? Dodatkowa ciekawostka - ta siostrzenica zawsze boi się obych i trzyma z daleka. Tym razem sama podeszła i wskazała mu różaniec. Jak mi przyjaciel o tym napisał, to aż się uśmiechnąłem, ale nie przez to, że mnie to śmieszy, tylko że Jezus jest taki dobry, że tak działa w naszym życiu, że On działa cuda na każdym kroku, tylko my nie zawsze to widzimy, czasami usprawiedliwiamy różne sytuacje, inaczej interpretujemy, nie zwracamy uwagi itp, podczas gdy Bóg i jego łaska spotyka nas na każdym kroku. Dopiero po śmierci dowiemy się jakie całe mnóstwo cudów przeżyliśy w swom życiu, a na które w ogóle nie zwróciliśmy uwagi.
Ostatnie dwa zdania, które chciałem dodać do tego posta. Może trochę błache, ale jednak. Moja żona zapomniała dzisiaj portfela, w którym spoczywa jej budżet oraz między innymi bilet miesięczny, który jest jej potrzebny. W jedną stronę pojechała na gapę, potem nie miała za co kupić śniadania i już do mnie dzwoniła z pretensjami, bo ja przełożyłem jej portfel na szafkę, przez co go nie wzieła :] I przyjąłem na siebie ewentualną karę jak ją złapie kontrola w drodze powrotnej. Pomodliłem się jednak, rozmyślalem przez chwilkę nad tym, żeby Jezusowi całkowicie powierzać sprawy, tak z zaufaniem i spokojem, po czym krótko się pomodliłem, żeby Jezus się tym zajął i chociaż żeby nie dostała tej kary za brak biletu, resztę się przeżyje. No i co, olśniło mnie, że w domu jest hmm przyszły szwagier, który zbierał się do wyjścia. Jest zawsze autem, wiec spytałem go czy nie będzie przejeżdżał obok studia, w którym przebywa żona. Niby nie było mu po drodze, ale powiedział, że jeśli to ważna sprawa, to może przejechać, więc podrzuciłem mu ten portfel i ostatecznie dostarczył go żonie ;) Nic takiego może, ale Jezus jest dobry :) Trzeba o tym pamiętać, zawsze całkowicie zawierzać i oddawać przede wszystkim samych siebie oraz wszystkie nasze sprawy, zawsze ufać i starać być spokojnym. On może wszystko i bez obaw - kocha nas bardziej, niż się nam wydaje, nie jesteśmy w stanie pojąć tej miłości nawet gdybyśmy się starali. I pomoże zawsze, a jeśli nie od razu, to znaczy, że ma w tym jakiś interes, którego celem jest nasze dobro, z czego wniosek jednak taki, że zawsze nam pomoże najbardziej jak można. I róbmy to, o co nas prosi, wysławiajmy Jego miłosierdzie. Polegajmy na nim.