Żyję
dodane 2011-09-23 19:59
Zacznę od tego, że piszę tego posta po raz drugi. Przed chwilą, kiedy miałem już trochę napisane zamknęła mi się przeglądarka i wszystko przepadło. Na szczęście nie było dużo..
No więc teraz do rzeczy. O tytule - żyję. Ma on dwa znaczenia. Pierwszy to taki, że żyję, bo nie było mnie jakiś czas na blogu, w ogóle rzadko ostatnio piszę, no ale jestem i będę wpadał co jakiś czas i zostawiał ślad. Chciałem też zaznaczyć, że cieszy mnie, że ktoś tutaj zajrzał i zostawił nawet miły komentarz, nawet dwie osoby, więc dziękuję i pozdrawiam!
Drugie znaczenie tytułu - żyję, bo po dwóch latach i trzech miesiącach w końcu mogłem przystąpić do spowiedzi. Wiecie jak to jest nie móc przystąpić do spowidzi tak długi czas, kiedy wcześniej minimum raz w miesiącu do niej chodziliście? To wielki ciężar popełnić grzech i nie móc wyznać go na spowiedzi. I żyć z nim taki czas. Powiem jeszcze, że to nie było tak, że od początku wiedziałem, że przez dwa lata nie pójdę do powiedzi, szczerze to nie wiem jakbym to zniósł, chyba bym w rozpacz wpadł. Cały czas myślałem, że może jeszcze miesiąc, dwa, trzy i ułoży się życie, ale tak się to przeciągało i przeciągało i skończyło się na ponad dwóch latach. Jak to w końcu dobrze było przystąpić do spowiedzi. Ale jaka to inna była spowiedź od tej sprzed dwóch lat.. Kilka zdań na ten temat w dzisiejszym poście.
Moje ostatnie spowiedzi wydaje mi się, że nie były złe, jednak miałem poczucie, że coś jest nie tak, co chwilę przypominały mi się jakieś starsze występki, które siedziały mi na sumieniu, ciągle coś mi tam przeszkadzało, chociaż po spowiedzi czułem się dobrze. Może to była pokusa, że źle się spowiadam? Że mam wiele grzechów, z których się nie wyspowiadałem? W każdym razie były to inne spowiedzi niż ta, którą odbyłem po dwóch latach.
Niejeden mógłby sobie pomyśleć, że jak człowiek przez taki czas do sakramentów nie przystępuje, to się tam gdzieś zatraca, serce twardnieje i tego typu sprawy. Ale jednak mi się wydaje, że Jezus był cały czas ze mną. Umacniał i pocieszał. I prowadził. Jakie to jest piękne gdy człowiek pewnych rzeczy może tak namacalnie doświadczyć. To chyba gdzieś było napisane lub powiedziane, że Bóg z każdego zła potrafi wyprowadzić dobro i nawet takie wydawało by się trudne chwile potrafi wykorzystać aby przybliżyć do siebie człowieka. Może było mi to potrzebne? Może trzeba mi było zabrać w pewien sposób Pana bym Go docenił? Bym Go wtedy zaczął szukać? Owszem, wbrew pozorom ten czas mi pomógł i przybliżył do Boga. Podczas gdy normalnie się zgrzeszyło to owszem, był jakiś żal, ale i była świadomość, że jutro pójdę do spowiedzi, potem była ta spowiedź i koniec, znowu spokojne życie. Tak to mniej więcej u mnie wyglądało. A jak się nie mogło do tej spowiedzi przystąpić? Czasami szedłem przed Najświętszy Sakrament, tam przepraszałem. Albo przeżegnałem się wodą święconą, padłem na kolana i przepraszałem prosząc o przebaczenie. Coś czego nie było nigdy wcześniej. To mi zastępowało w pewien sposób spowiedź. Chciałem od grzechu uciec i jak nie mogłem tego uczynić przez spowiedź po prostu klękałem czy to w domu czy w kaplicy i rozmawiałem z Panem Jezusem. Jak mnie ten czas do Niego przybliżył przez takie sytuacje? Bóg z każdej trudnej sytuacji, z każdego wydawało by się zła, potrafi wyprowadzić dobro...
Ponadto doceniłem niejako spowiedź i Komunię. Może traktowałem te sakramenty trochę już powierzchownie, przyzwyczaiłem się do nich. Trzeba mi to było zabrać, żeby się nad tym zastanowić, pomyśleć, żeby zatęsknić i docenić. I tak nie doceniam ich w tej chwili tak jak powinienem, a jakie są w rzeczywistości - nie pojmiemy do końca życia, jednak na pewno dużo mi to dało. Chyba po raz pierwszy zatęskniłem i zacząłem Go szukać..
Jak radzą sobie osoby, które są katolikami i wyszły za mąż drugi raz, przez co straciły możliwość przystępowania do spowiedzi i Komunii - nie mam pojęcia. Bóg ich na pewno nie opuszcza i absolutnie nie twierdzę, że tracą szansę na niebo, ale te ziemskie życie trudne bardzo.. Czytałem jakiś czas artykuł na ten temat w Gościu.. Ciężko. Ale Bóg zawsze jest z nami.
No i po tych dwóch latach, przy okazji ślubu, postanowiłem zrobić spoLwiedź generalną. Po pierwsze - z racji wydarzenia, po drugie - z racji niepewności co do ostatnich spowiedzi. Po raz pierwszy rozdrabniałem się przy rachunku sumienia i nazywałem grzechy bardziej po imieniu, nie zamykając się w ogółach jak to było wcześniej, a czego robić się nie powinno. Wszystko sobie dość jasno spisałem, nic nie ukrywając. I co jeszcze warto dodać przy tej okazji - nie spowiadałem się normalnie przy kościele, będąc anonimowym i przy przypadkowym księdzu. Spowiedź miałem u księdza proboszcza, z którym wcześniej rozmawiałem na probostwie, znał moją sytuację itp. Zażyczył sobie, aby spowiedź odbyła się też na probostwie w wyznaczonym terminie. No to okej. Spowiadałem się siedząc na krześle naprzeciw księdza proboszcza, ja po jednej stronie biurka, ksiądz po drugiej, w dodatku naprzeciwko siebie. Ja sobie czytałem z kartki, ksiądz miał zamknięte oczy. Z począku trochę się spociłem przez ten stres, ale potem już poszło spokojniej. Wyrzuciłem z siebie wszystko i po dwóch latach i trzech miesiącach otrzymałem w końcu rozgrzeszenie. Dostałem też dobrą naukę, żadnego potępienia za grzechy, żadnych wyrzutów i napomnień, ale wskazówki którą drogą iść i jak czynić. Księdzu, który mnie spowiadał naprawdę zależy na człowieku. Była to najlepsza moja spowiedź, rzeczywiście taka jaka być powinna.
Z okazji wydarzenia jakim był w moim życiu ślub, po tych ponad dwóch latach bez Pana w sercu mogłem Go przyjąć w Jego Ciele i Krwi.
Uważam, że łaska spłynęła w obfitości. I z racji tej spowiedzi, tego w jaki sposób się to odbyło i od razu taka Komunia..
Uważam też, że przez ten trudny czas Jezus był ze mną, pocieszał, umacniał i prowadził. Przecież zawsze, bez względu na sytuację, jesteśmy Jego dziećmi, On nas stworzył, On za nas umarł, Jego własnością jesteśmy i zawsze zależy Mu na nas. I wiem, że On się tym wszystkim zajął, tak to wszystko dobrze ułożył. I chcę być wdzięczny za to do końca życia. Najlepiej żyjąc tak, żeby sprawiać Mu radość.
Ufać Panu, całe swoje życie oddać Jemu.
Pozdrawiam, jeśli ktoś tu znowu zajrzy.