Jakoś tak często w niedzielę piszę.
Dzisiaj krótko chciałem napisać. Po pierwsze ufam, że Jezus się nami zaopiekuje i o nas zatroszczy. Wiem o tym. Muszę się modlić codziennie o ufność. I w ogóle modlić się więcej. Już wiem, to jedno. Teraz to czynić, to drugie. Starać się.
Druga sprawa, denerwują mnie ludzie, którzy nawet do momentu kazania wchodzą do kościoła. Nie wiem jak oni postrzegają mszę świętą, w każdym razie na pewno nie jest to postrzeganie odpowiednie. Pomijając fakt, że powinno się przyjść jakiś czas przed mszą, żeby się przygotować. Niech chociaż przyjdą na sam początek mszy, drażni mnie to gdy mi przed nosem ktoś bez przerwy chodzi przez pół mszy, a chodzi bo muszę stać z tyłu. Tak samo jak chodzi o ludzi, którzy wychodzą z kościoła w momencie Komunii lub przed błogosławieństwem. Okej, nie ma konkurencji przy drzwiach, można spokojnie, na luźno wyjść. Tyle że pomijają błogosławieństwo, które jest jednym z najważniejszych momentów mszy świętej. Oni chyba też nie do końca wiedzą po co przyszli i w ogóle co się tutaj dzieje. Nie chcę oceniać każdego, kto tak wychodzi lub przychodzi bo wiadomo, różnie się zdarza, nie każdy przychodzący/wychodzący robi to z własnej woli. Ale jak cała procesja wchodzi czy wychodzi to już coś jest nie tak. Jeszcze co do błogosławieństwa, nie pamiętam czyje to słowa, może Najświętszej Matki, może świętego. W każdym razie powiedziano, że gdyby księża zdawali sobie sprawę z mocy, z tego wszystkiego co idzie za błogosławieństwem, błogosławili by bez przerwy. A człowiek, który stoi w kościele, nie musi nic robić, ni fatygować się itp, po prostu wstaje i wychodzi rezygnując z tego błogosławieństwa. Ksiądz powinien częściej na mszy świętej mówić o mszy świętej, dla wielu ludzi msza jest jedynym punktem łączącym ich z Bogiem i z Kościołem, więc to dobra okazja, żeby powiedzieć kilka ważnych rzeczy. Mówią księża, prawda, czasami bardzo fajnie, niech mówią jak najczęściej.
Pozdrawiam, życzę sobie i wszystkim miłej niedzieli.