Zwykła

Świadectwo

dodane 23:19

Powinienem napisać skrótowo o pewnym wydarzeniu z moim życiu. Nie chcę dokładnie i konkretnie tego opisywać, dlatego będę opowiadał na przykładzie, może trochę nieudolnie wyjść, ale mam nadzieję, że jakiś sens pokażę.

Był czas, że trochę się w życiu zagubiłem, Bóg nie był raczej ze mnie zadowolony, a ja o tym wiedziałem, to chyba w tym wszystkim było najgorsze. Nie chcę już się zagłębiać w to dlaczego, obrazować ani nic, myślę że ani mi to niepotrzebne, żeby się pogrążać jeszcze, ani Bóg chyba nie chce, żebym się nad tym rozdrabniał, nad moim zachowaniem. Przeprosiłem, żałowałem i myślę, że mogę już do tego nie wracać. W każdym razie chodzi o to, że było źle z mojej strony.

W końcu chyba Pan Bóg musiał powiedzieć "dość", widział że jego dziecko błądzi i postanowił temu zaradzić. Nie chodzi o to, że stał się cud czy coś, nie nie.

Ogólnie będę obrazował całą moją sprawę na idei szkoły.

No to dajmy na to, że chodziłem na wagary, a na nich jeszcze robiłem złe rzeczy. W końcu zrobiłem coś głupiego i opuścili mnie przyjaciele, do tego wyrzucono mnie ze szkoły. Ogólnie mówiąc poczułem się tak, choćbym stracił wszystko, świat zawalił mi się na głowę, wszystko straciło sens, czułem się fatalnie. Ale była to konsekwencja mojego wagarowania, gdybym był wtedy w szkole, wszystko było by dobrze. Naprawdę przeżywałem ciężkie chwile. Dusze w czyśćcu cierpią podobno przede wszystkim psychicznie, podczas koronowania Pana Jezusa cierniem Pan cierpiał bardziej psychicznie niż fizycznie. Ja ogólnie nigdy nie cierpiałem przez dłuższą chwilę psychicznie, czasami się człowiek denerwował, stresował, bał, ale w tym momencie, gdy się to zdarzyło, czułem się tak źle psychicznie, taki sam, tak fatalnie, że chociaż trochę uzmysłowiłem sobie, że psychiczne cierpienie może być straszne i chyba jest straszniejsze niż fizyczne. Ze mną było kiepsko, brałem tyle tabletek ile mogłem, na uspokojenie, depresję i lęki. Nie wiem, coś mi to może dawało, na pewno dzięki tabletkom byłem w stanie zasnąć i przespać dość dobrze noc. Byłem u lekarza od psychiki, poczułem się jeszcze gorzej.

Modliłem się dużo. Można powiedzieć, że wróciłem do Boga z chęcią poprawy. Nie, nie zostawiłem Go nigdy, ale wiem że nie był zadowolony z mojego postępowania, a teraz wróciłem z przeprosinami i chęcią poprawy. Modliłem się w kółko nowenny do św. Józefa, św. Judy Tadeusza, św. Rity, a także Nowennę Pompejańską (polecam z całego serca, długa i ciężka, ale Matka na pewno Ci pomoże).

Były momenty, że myślałem, że mi się coś stanie, że zaraz umrę czy coś, dwa razy był moment krytyczny, kiedy zawołałem już w myślach "Panie, ten krzyż jest zbyt ciężki, już nie potrafię!". Uśmiecham się teraz kiedy sobie to przypominam, bo Pan mnie usłyszał i pomógł. Był to ostatni dzień nowenny do św. Judy Tadeusza. To jest tak piękne, że ... nie wiem. Piękne jest. Za pierwszym razem stał się przełom pewien, porównajmy to do tego, że jeden z przyjaciół, najlepszy, który mnie zostawił, wrócił do mnie, wyciągnął do mnie rękę, przyszedł się przywitać i zapytać co u mnie. Płakałem. Nie mówił ze mną jak z przyjacielem, nie wiem czy chciał być dalej moim przyjacielem, ale przyszedł do mnie i po prostu chwilkę ze mną był. Dało mi to trochę siły i przede wszystkim utrzymało przy życiu. W tym dniu wcześniej skończyłem nowennę do św. Judy i wołałem do Pana o pomoc, bo już nie potrafiłem wstać. Pan mi pomógł, a św. Juda pokazał, że też zawsze wysłuchuje jeśli ktoś mu zaufa. Dziękuję. Za drugim razem nie jestem już sobie dzisiaj w stanie przypomnieć co się stało (było to już dość dawno), ale wiem, że też coś się zadziało, pojawiło się kolejne światełko i kolejny raz ktoś mnie podniósł w momencie, gdy już za nic nie potrafiłem wstać.

Chcę też powiedzieć o pewnym małym zdarzeniu. Codziennie chodziłem do różnych kościołów, aby tam się modlić te wszystkie nowenny itp. Nie potrafiłem w domu ani nigdzie indziej. No i przyszedłem to pewnego kościółka, był to znowu ostatni dzień nowenny do św. Judy Tadeusza. Kościół malutki, przeważnie pusty, dobrze mi się w nim modliło. Zauważyłem pewną karteczkę na jednej z ławek. Wiadomo, niektórzy zostawiają różne modlitwy, łańcuszki itp. Żeby było ciekawiej, kartka leżała dokładnie w tym miejscu, w którym klęczałem poprzedniego dnia. Uklęknąłem więc znowu w tym miejscu i zerknąłem co to za kartka. Była tam modlitwa do św. Judy Tadeusza, taka trochę inna, po prostu modlitwa. Z tyłu było napisane, że trzeba przepisać 25 razy i przynieść każdą z osobna do Kościoła, to św. Juda pomoże. Ja w te łańcuszki nie wierzę, ale potraktowałem to jako podziękowanie za wstawiennictwo św. Judy. Zabrałem więc karteczkę, przepisałem 25 razy i poroznosiłem po kościołach, do modlitwy dodałem jednak nieco inny komentarz. Ofiarowałem to św. Judzie jako podziękowanie za pomoc i opiekę.

Po jakimś czasie zaczęli do mnie powoli wracać przyjaciele. Z wszystkimi zobaczyłem się w końcu po miesiącu czasu, w połowie Dziękczynnej części Nowenny Pompejańskiej. Nie byłem jednak w dalszym ciągu pewien, czy przyjaciele ze mną zostaną, a ze szkołą nie było nadziei. Miało miejsce nawet takie zdarzenie, że dzwonił dyrektor i mówił, że na pewno nie przyjmie mnie z powrotem do szkoły, a ja mimo, że była to dla mnie sprawa życia i śmierci praktycznie i bolała mnie strasznie, ponadto jeśli by mnie do szkoły nie przywrócili, to zapewne mimo wszystko stracił bym przyjaciół, no a ja w momencie gdy ten dyrektor mi to mówił byłem nadzwyczaj spokojny i równocześnie słuchając jego słów mówiłem mu w myślach "św. Juda ci nie pozwoli mnie wyrzucić". Ogólnie zawsze staram się ufać, ale mimo wszystko gdzieś tam jest cichutka obawa i niepewność. W tym trudnym czasie byłem o dziwno pewny, pewny że Bóg mi pomoże i wysłucha. Myślę, że to dzięki Bogu, Duchowi Świętemu, miałem taką ufność. Ani wcześniej ani później nigdy nie byłem taki spokojny i pewny swego, mimo że sprawa była dość beznadziejna. Codziennie chodziłem na mszę świętą, bardzo często do Komunii. Chyba właśnie dzięki temu byłem pełen ufności. Trochę nawet bezczelnie mówiłem Panu Jezusowi, że mówi, że wysłucha naszych próśb jeśli będą zgodne z Jego wolą, no i wiadomo, trzeba się dobrze modlić, żeby zasłużyć że tak powiem. Ja byłem w zasadzie pewny, że moje prośby są zgodne z wolą Bożą, bo w zasadzie nie mogło być inaczej. No i mówiłem, że robię co mogę, biegam na msze, chodzę do Komunii, modlę się ile mogę i coś tam jeszcze. I mówiłem, "Mówisz proście a otrzymacie, co będzie zgodne z Twoją wolą to wysłuchasz, mierzysz swoją hojność naszą ufnością, nikogo nie zawodzisz, a Ty św. Józefie nigdy nikogo nie zostawiłeś kto Cię wzywał, św. Teresa mówiła proście św. Józefa ze szczerą pewnością i spokojem, a otrzymacie, w Nowennie Pompejańskiej też jest fragment, że nigdy nie słyszano, abyś kogokolwiek zostawiła, kto wzywał Twej pomocy, ja się staram jako mogę, robię co w mojej mocy i ufam, jestem przekonany i spokojny, teraz nie zawiedźcie mojego zaufania". Coś w tym stylu, tak jak mówię, może trochę bezczelnie, ale tak mówiłem. I Pan wysłuchał, zadziałał cudownie, kochani święci patroni wysłuchali, otoczyli swoją opieką i wstawili się przed Bogiem. Jeszcze zanim zakończę to małe kolejne zdarzenie. Nie pamiętam czy to było w śnie czy w półśnie czy jak. Tak bardzo wyraźnie słyszałem, choćby ktoś mi to mówił obok, tak choćby to nie we śnie, tak to czułem w sobie, jak coś mi mówi "wrócisz do szkoły, będziesz chodził do klasy b". Wtedy nic nie wskazywało powrotu do szkoły.. Ale po jakimś czasie, stopniowo po drodze wszystko się polepszało, do szkoły wróciłem, w dodatku do klasy b. Wszystko się ułożyło, kochana Matka Najświętsza, św. Józef, św. Juda Tadeusz i św. Rita pomogli, namacalnie i cudownie, kocham Was!!! I na dalszej drodze też były potem trudności, już w szkole, ale zostałem z moimi kochanymi św. patronami, którzy ciągle cudownie mi pomagają, są ze mną, mimo że cały czas zdarza mi się źle zachować, obrazić Pana Boga różnymi grzechami, to są ze mną, tak jak i Pan Jezus i pomagają zawsze, zawsze! Tylko pamiętajmy, zaufajmy, bądźmy pewni ich pomocy, ich siły wstawiennictwa, ich miłości, a wszystko czego potrzebujemy, dostaniemy. Nie jesteśmy w stanie pojąć jak Pan Jezus nas kocha, nie jesteśmy, mimo że na Niego nakrzyczymy nie raz, spoliczkujemy, obrazimy, to On nas w dalszym ciągu kocha i to miłością niewyobrażalną, nie bójmy się nigdy do Niego zwrócić o pomoc i ratunek, bo On zawsze na nas czeka i zawsze wysłucha, jeśli potrzebujemy pomocy. Kochani święci patroni też na nas czekają, mamy do dyspozycji różne nowenny, litanie, modlitwy na ich cześć i z prośbą o ich wstawiennictwo, korzystajmy z nich, bo oni też nas kochają i też zawsze są chętni pomóc. A pomagają naprawdę cudownie i namacalnie, czasami sobie mówię, że Bóg naprawdę musi nas kochać niewyobrażalnie i być nieskończenie dobry, skoro takiemu grzesznikowi jak ja, takiemu niewdzięcznikowi i nędzarzowi, który ciągle popada w grzech, brakuje mu jakichkolwiek cnot i wcale się specjalnie nie trudzi aby przynosić chwałę Panu Bogu, że pozwala mi być świadkiem cudów, że pozwala mi namacalnie doświadczać działania swoich łask, że pozwala mi to wszystko widzieć, że wiem że to On! Że się tak nademną lituje. To jest piękne, jak Pan Bóg nas kocha.

Zasiedziałem się, muszę się zbierać. Chciałem się podzielić tym moim świadectwem, może na nieudolnym przykładzie, może nie wszystko można przez to zrozumieć, ale mam nadzieję, że w dość dobrym stopniu zobrazowałem miłość Pana Boga, której doświadczyłem. Pamiętajmy, ufajmy Panu Bogu. Na koniec kilka cytatów na temat ufności:

"Brak ufności przeszkadza Bogu świadczyć nam dobrodziejstwa, jest jakby ciemną chmurą, tamującą działanie promieni słonecznych, jakby tamą uniemożliwiającą dostęp wody ze źródła."

"Trwaj stale w ufności. Niemożliwe, by Bóg na nią nie odpowiedział, bo On zawsze mierzy swą hojność naszą ufnością."

"Powierzaj siebie w całości Bogu. On jest Ojcem i do tego najbardziej kochającym Ojcem, to znaczy takim, który raczej pozwoli niebu i ziemi rozpaść się niż pozostawić kogokolwiek kto mu zaufał."

"Decydującym czynnikiem w otrzymaniu miłosierdzia Bożego jest ufność."

Kochajmy Pana i starajmy się na tyle na ile możemy, na ile może człowiek, odwzajemniać tą miłość. I nigdy się nie bójmy zwrócić do Pana, nawet gdyby nasz grzech był ogromny, Pan Jezus zawsze nas kocha i jeśli tylko się do Niego zwrócimy, jeśli będziemy żałować za grzechy, zawsze pomoże i przytuli do Swego Miłosiernego Serca.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jako była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków, Amen.

Dobrej Nocy.

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 16.05.2024

Ostatnio dodane

Kategorie