Spotkania, Rodzinne święta, Wszystkie wpisy

Wielkanoc 2011

dodane 01:19

Minione święta Wielknocne minęły nam bardzo spokojnie i rodzinnie. No,... tak naprawde to spokojnie zrobiło się dopiero w niedzielę rano, bo dni poprzedzające, choć już świąteczne i zadumane, to jednak pełne przygotowań do niedzielnych uroczystości.

Całe święta spędziliśmy tak jak w zeszłym roku w domu. W Wielki Czwartek i Wielki Piątek udało nam się wraz z chłopakami uczestniczyć w Liturgii tych dni. Nie było to łatwe i ostatecznie zawsze kończyliśmy w kaplicy dla dzieci (w piątek ja i Franio od razu się tam udaliśmy) ale mimo to cieszymy się, że mogliśmy być z nimi i że każde z nas tez mogło być , bo słuchanie wszystkiego w radiu wraz z urwisami jest niemożliwe do wykonania. W sobotę rano zabraliśmy się za przygotowywanie koszyczka i innych smacznych rzeczy na świąteczny stół. Chcieliśmy by w koszyczku znalazło się jak najwięcej zrobionych przez nas pokarmów. Jajek nie zniosłam ;) i chleba nie upiekłam, ale za to upiekłam kawałek schabu i babkę (wspaniale wyrosła - miałam zrobić zdjęcie ale zapomniałam, za przepis jestem bardzo wdzięczna mojej koleżance Ani) i własnoręcznie przyozdobiłam jajka naklejkami ze sklepu :) Wiem, wiem, nic w tym wyjątkowego i właściwie trochę to tandetne, no ale sama to przeciez zrobiłam. Na nastęny rok postaram się by mi je Staś ładnie przyozdobił.

A oto sobotni poranek Frania. Zdjęcia pt. Nie ma jak u taty, nie ma jak u mamy. Doskonale na nich widać kto był najbardziej zajęty tego dnia :)

A tu Staś przy śniadaniu:

Popołudnu wybraliśmy sie poświęcić pokarmy i adorować Pana Jezusa w Bożym grobie. Nastąpiła tego dnia bardzo miła chwila - nasze pierwsze rodzinne zdjęcie we czwórkę

Koszyczek niósł Staś. W drodze do Kościoła potłukł dwa jajka, zgubił jedną babeczkę i oberwał barankowi głowę. Ale to wszystko niechcący ;)

Na uroczystą wieczorną liturgię i rezurekcję udał się tylko Andrzej. Ja tymczasem położyłam dzieci spać i gdy te już zasnęły zabrałam się za sałatkę i żurek. Położyliśmy się późno spać. Nie udało nam się wstać na Mszę o 6, ale na 7.30 już tak. A po Mszy oczywiście było smaczne, uroczyste, rodzinne śniadanko. Andrzejek specjalnie na tę okazję ugotował ulubioną przez nas białą kiełbasę, którą jemy tylko w te święta.

Przekąska przed śniadaniem (bo na te kiełbasy to tyle trzeba czekać)

Podczas gdy my jedliśmy śniadanko Franio sobie smacznie spał.

I po przebudzeniu.

Popołudniu odwiedziliśmy naszych Danonków i Marysię, która do nich przyjechała w nocy po Triduum przeżytym w Stryszawie. Padało, więc trzeba było założyć kurtki przeciwdeszczowe, kalosze i zabrać parasole.

A teraz zdjęcie zagadka.  Na poniższej fotografii przedstawieni są trzej moi panowie. Pytanie brzmi: gdzie jest Franio?

A oto mój mąż indionin (tak, to jest poprawnie napisane :)), czyli Andrzeji Franio w chuście Didymos Indio Viola.

Wieczór u Danonków był bardzo wesoły z czwórką dzieciaków w roli głównej. Zjedliśmy razem kolację i obejrzeliśmy film :) W poniedziałek zaś to my gościliśmy Marysię.

Nie ma to jak rodzinne święta! Pozdrawiamy!

 

nd pn wt śr cz pt sb

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

1

Dzisiaj: 19.02.2025

Ostatnio dodane