Rodzinne święta, Spotkania, Staś, Wszystkie wpisy
Wpis poświąteczny - Boże Narodzenie 2009
dodane 2010-01-25 00:05
Zawsze gdy zbliżają się święta pragniemy by był to czas wyjątkowy. Chcemy je jak najlepiej przeżyć. Nam z Andrzejkiem zawsze zależy na tym by się jakoś tak zatrzymać, zamyślić nad ich tajemnicą choć na chwilkę. Czy się to udało w tym roku? Hmmm... Zawsze pozostaje wrażenie, że nie do końca, że tego wyciszenia, tego skupienia było jakoś za mało, że jakoś to tak uciekło. Zawsze w tym przeszkadzają i to często dość skutecznie całe te przygotowania. I choć jak zwykle jechaliśmy do rodziców więc cały ciężar gotowania, sprzątania itd., nie spadał na nas to i tak ta atmosfera krzątaniny, zdenerwowania by ze wszystkim zdążyć i wszystko zapakować nam towarzyszyła.
Jej! Dość pesymistycznie zaczęłam, jakbym się nie cieszyła tym minionym czasem. Nie jest tak oczywiście! Myślę, że był to czas wyjątkowy, jak zaraz przeczytacie pełen wielu bardzo miłych i radosnych spotkań, których bardzo potrzebowaliśmy, ale ta refleksja jest potrzebna by w następne święta może zatrzymać się na dłużej ;)
OK! To teraz już tak mniej poważnie, żeby nie powiedzieć - nie-poważnie :) Jak już wspomniałam mimo wyjazdu na Wigilię, Święta i Sylwestra do moich rodziców krzątaniny było co niemiara: sprzątanie, mycie okien, wieszanie wypranych firanek, pakowanie prezentów, rozkładanie choinki, itd., itp.... A propos, oto ubrana choinka, jeszcze z prezentami :)
Do tego niestety Andrzejek dłużej w pracy musiał zostawać bo na dni między świętami a Nowym Rokiem wziął urlop więc musiał troszkę nadgonić. No i jeszcze siebie musieliśmy spakować. UFFF! Nie było łatwo, samochód był cały wypakowany, ale udało się i w Wigilię rano wyruszyliśmy w podróż. Dotarliśmy wczesnym popołudniem. Niedługo po nas, nim zasiedliśmy do stołu, pojawili się niespodziewani goście, jak to na Wigilię przystało. Nikogo nie uprzedzając przyjechali do nas ciocia i wujek z Francji. Zrobili prawdziwą niespodziankę! Gdy przed modlitwą przed wieczerzą Andrzej upomniał się o dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa (bo o nim zapomnieliśmy) to żeśmy się śmiali, że przecież już się pojawił i to podwójnie więc tym bardziej już nie trzeba ;) Podzieliliśmy się opłatkiem życząc sobie wszystkiego co najlepsze i wzruszając się tym, że możemy być razem w ten szczególny czas, po czym zasiedliśmy do stołu. A oto zdjęcie przy wigilijnym stole. Nawet mały Staś miał swoje miejsce.
Dzięki wujkowi i cioci była to taka egzotyczna (ananas), polsko-francuska kolacja. Poza naszymi tradycyjnymi potrawami: zupa grzybowa, karpik, i przepyszne kluski z makiem na które wszyscy, a szczególnie tata, czekają cały rok, pojawiła się na przystawkę tłusta wątroba z gęsi albo kaczki (już nie pamiętam), wędzony łosoś i grzanki. Na szczęście zapomnieli o ślimakach. Naprawdę, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, a szczególnie tata. Kto widział pamiętne nagranie sprzed kilku lat, gdy ciocia z wujkiem też byli u nas na święta i uraczyli tatę ślimakami, ten wie o czym mówię :) :) :)
Po kolacji był czas na prezenty. W tym roku Staś był Mikołajkiem, jako najmłodszy obecny członek rodziny (Zosia niestety jeszcze w szpitalu wtedy była). Ponieważ upominków była cała masa to małemu Stasiowi-Mikołajkowi pomagał Duży Staś-Dziadek.
My ze Stasiem-Mikołajkiem dostaliśmy całą kolekcję książek o przygodach małego Mikołajka :) Bardzo się ucieszyliśmy z tego prezentu i teraz co wieczór Andrzejek czyta nam jedno opowiadanie.
Kolejne dni świąteczne mijały nam dość szybko i obfitowały w wiele rodzinnych i przyjacielskich spotkań. Z racji tego że ciocia z wujkiem zatrzymali się u nas to odwiedzały nas ich dzieci, w tym Kamilka ze swoją trójeczką. Było więc gwarno i wesoło a Staś miał okazję poznać swoja rodzinkę, szczególnie tych młodszych członków. Staszek lubi przebywać z innymi dziećmi, ciekawi go co robią, lubi się przyglądać i bawić razem. Nie trzyma się wtedy kurczowo mojej bluzki tylko idzie do innych.
W pierwszy dzień świat zapoczątkowaliśmy nową świecką tradycję przyjacielsko-kolędowych spotkań z przyjaciółmi u Kamili, Sławka i Antosia. Zebrała się nas niezła gromadka: gospodarze, my ze Stasiem, nasza kochana Agatka i Krzyś, oraz Paulinka i Grześ z Gabrysią i Marysią. Rozmowom nie było końca i jedzonko było przepyszne. Panowie testowali wytrzymałość dziecięcych zabawek, których na szczęście było dużo więc dzieci nie protestowały ;) Co prawda w tym roku nie udało nam się pokolędować, ale za rok zamierzamy poprawić :)
Po świętach kontynuowaliśmy spotykanie się z kim tylko się da. I tak nawiedziliśmy Olę i wraz z nią spotkaliśmy się u nas (czyt. u moich rodziców) z Iwonką i Tomkiem, którzy przyjechali na święta z Londka. Poprawiliśmy spotkanie u Kamilki i Sławka nawiedzając ich powtórnie a także odwiedziliśmy Agatkę w Gackach.
Chyba najmilszym spotkaniem w tym czasie były odwiedziny u Sylwii, Łukasza i Zosi. Dziewczyny, zdrowe i szczęśliwe, że w końcu nadszedł ten dzień, wyszły ze szpitala w niedzielę po świętach. My zawitaliśmy do nich w poniedziałek. Zobaczyliśmy Kruszynkę-Zosieńkę po raz pierwszy na żywo. Była wtedy taka maleńka, jak laleczka dla małych dziewczynek. Wszystko miała takie maleńkie: rączki, nóżki, paluszki, buzię,... tylko brzuszek taki okrąglutki, bo rodzice regularnie karmią by Maleńka pięknie rosła. I rzeczywiście widać efekty, stąd napisałam, że była. Widziałam ją ostatnio poprzez Skype'a i zauważyłam, że buzia jej się zaokrągliła. Nabiera ciałka :) Choć tak naprawdę to wciąż jest kruszynką, szczególnie w porównaniu ze Stasiem. Zresztą sami przekonajcie się jaka jest śliczna.
Na tym ostatni zdjęciu można zobaczyć jaka jest między Zosią i Stasiem różnica. Poza tym mogliśmy się przymierzyć jak nam będzie z dwójką ;)
Łukasz i Sylwia pięknie dbają o Zosieńkę. Niczego Maleńkiej nie brakuje. Szczególnie należy docenić Łukasza, który mocno angażuje się w opiekę: przewija, karmi, nosi... Ostatnio posłali mi zdjęcia jak Łukasz i Zosia pięknie śpią razem i Zosia się tak śmiesznie wyciąga. Po prostu rewelacja!!!
Przypieczętowaniem całych tych naszych świątecznych ferii był Sylwester. Rodzice oddali nam wielką przysługę i postanowili spędzić noc sylwestrową z wnukiem, a nam pozwolili się wybrać na imprezę. Więc zapakowaliśmy się w samochód i pojechaliśmy do naszych przyjaciół do ukochanego Krakowa na taneczno-planszową posiadówkę :) Jak dobrze, że choć raz do roku jest taka okazja i możliwość spotkania się w tak licznym gronie i spokojnego pogadania i podzielenia się tym co u nas się dzieje. Odkąd wszyscy skończyliśmy studia, zaczęliśmy pracować i częściowo żeśmy się rozjechali, tych okazji do wspólnych spotkań jest coraz mniej. Wszyscy jacyś tacy strasznie zapracowani i zaganiani jesteśmy. Ech, to już nie to co kiedyś gdy po wtorkowej wieczornej Mszy u Dominikanów szło się nad Wisłę pospacerować lub coś zjeść na mieście albo u kogoś z nas. Hmmm... Gdzie się podziały tamte wtorki, albo niedziele i "dziewiątki" i śniadania po "dziewiątkach" :)
I zakończę dziś taką nostalgiczna nutą. Nic, tylko na studia, do tego czasu by się wróciło... Beztroskiego czasu...
To może jeszcze piosenka, która melodyjnie taka nostalgiczna jest i którą baaaaaarrrrrdzo lubię! ;)