Niedziela
dodane 2012-08-26 19:45
Jak się cieszę, że dziś Niedziela, Dzień Pański :)
Cieszę sie nie tylko dlatego, że byłam na Mszy świętej i mogłam przyjąć Jezusa do swojego serca, ale dlatego, że swego serca posłuchałam i poszłam wcześniej na Mszę.
Gdzieś 11:50 popatrzyłam na zegarek i przyszła mi myśl do głowy, a może pójde wcześniej na Mszę. Od razu sprawdziłam czy moje przypuszczenia, że jest na 12:30 są prawdziwe. Okazało się, że tak. Więc czym prędzej wyłączyłam laptopa i zaczęłam sie zbierać. Z powodu pogody (czyli deszczu) nie jechałam na rowerze, co by mi zajęło jakieś 5-10 min, tylko na pieszo. Nie wiedziałam ile mi to zajmie, więc zbierałam się bardzo szybko ;) Wyszłam z domu i tak zaczęłam sobie myśleć, a może odmówię różaniec. Wyciągnęłam z kieszeni i szłam odmawiając różaniec. Okazało się, że szłam tak szybko, że nawet jednej dziesiątki nie skończyłam, a już byłam w kościele.
Droga zajęła mi mniej więcej 15 minut ;) Pielgrzymkowe tempo daje o sobie znać :D
Miałam więc 15 minut do Mszy, co mnie bardzo ucieszyło. Mogłam zanużyć się w modlitwie. Oczywiście na początku nie było to łatwe, bo tu szum tu coś tam, ale po chwili nastała taka wewnętrzna cisza, której brakowało mi bardzo. Na modlitwie nie trwałam całe 15 minut, ale siadając w lawce zauważyłam, że chłopiec się na mnie cały czas patrzył. Z resztą całą Mszę się na mnie patrzył jak na jakies zjawisko ;) Jeszcze zanim napiszę kiedy najbardziej się patrzył, to napiszę, że po prawej mojej stronie (chłopiec siedział z mamą po lewej) usiadła taka pani. A przyszła z 2 minuty przed Mszą i miała różaniec, który dopiero zaczynała. Chyba nie powinnam tak na nią patrzeć kątem oka, ale strasznie mi się nie podobało to. Przeczuwałam, że zamiast uczestniczyć we Mszy świętej będzie odmawiała różaniec. No i tak było. Co prawda nie neguję jej do końca, bo może coś jej to pomogło. Jednak wydaje mi się, że przy czytaniach, czy w trakcie kazania trzeba chociaż trochę słuchać, a nie różaniec odmawiać. Trochę taki brak szacunku, ale przepraszam to moje zdanie i mogę sie mylić. W każdym bądź razie podczas modlitwy "Ojcze nasz" mam od jakiegoś czasu takie hmmmm.... przyzwyczajenie wypływające z serca, że rozkładam ręce . No to wtedy i widziałam, że chłopiec się patrzył dość intensywnie, a ta pani z prawej to takie oczy zrobiła i perfidnie w moją stronę sie obróciła. Jednak nie speszyło mnie to w żaden sposób. Modlitwa ma swoją moc i bardzo to odczułam w tym momencie :)
Po Mszy również zostałam trochę na modlitwie. Nawet nie miałam ochoty wstawać z klęczek. Po prostu nie mogłam, czułam, że jest mi tu dobrze i nie chciałam tego zmieniać. Jednak po chwili takiego trochę zmagania się ze sobą, otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nikogo już w kościele nie było. Po minucie gdzies postanowiłam wstać, uklęknęłam przed tabernakulum i wyszłam. Po drodze wyciągnęłam koronkę Medjugorską za kapłana, za którego się modlę w margaretce. Idąc więc i odmawiając koronkę wróciłam do domu szczęśliwa. Już po samej komunii czułam bezgraniczną radość. Uśmiechałam się trochę sama do siebie, ale uśmiech kierowałam do Niego :)
W dniu dzisiejszym jeszcze pojechaliśmy z bratem i taką jedną panią pograc na jakichś tam symulatorach czy coś. Miał byc park linowy, ale padało wcześniej, więc sie nie opłacało wchodzić, bo było mokro ;) Ale przynajmniej brat miał trochę rozrywki innej niż telewizor ;)
Pozdrawiam i przesyłam każdemu mega uśmiech :D
Z Panem Bogiem!
Maja :D