Zmiany
dodane 2011-09-18 21:35
Ostatnio zaczęłam większą uwagę zwracać na swoją duchowość, a dokładniej na jej rozwijaniu.
Skupiłam się głównie na różańcu.
Otóż przed I komunią dostaje się różańce i teoretycznie chodzi się w październiku na nabożeństwa. Ja tego jako dziecko zupełnie nie pamiętam, ale może raz byłam. Jednak mimo nauki religii w szkole nie umiałam, albo raczej nie rozumiałam idei różańca. W pierwszej gimnazjum wiadomo czas przygotowywać się do bierzmowania, więc też jakby przymus by parę razy być na różańcu. Na początku nie miałam go nawet ze sobą. Jednak mówienie przez mikrofon jednego Zdrowaś Mario coś we mnie tknęło i zaczęłam przynosić. Październik minął więc i też zapał to różańca, głównie do odmawiania go znacznie upadł. Tak też było co roku. Pewną zmianę wprowadził w mojej głowie ksiądz, który w pierwszej liceum opowiedział swoją historię, jak sam był w naszym wieku i różaniec uratował go od pobicia. Ja sobie zaczęłam myśleć, w sumie co mi szkoda wziąć różaniec do kieszeni może kiedyś odmówię po drodze do szkoły. Od tamtego czasu miałam praktycznie codziennie różaniec w kieszeni, sporadycznie nawet go odmówiłam parę razy. Możnaby powiedzieć z nudy. W tym samym roku (szkolnym), odbył się Marsz dla Życia. Postanowiłam pójść i zobaczyć. Oczywiście śpiewy, kolory, flagi no coś niesamowitego. Ale co wzbudziło moją największą ciekawość i zainteresowanie? Adopcja dziecka poczętego. Zobowiązuje się wtedy odmawiać dziesiątkę różańca oraz modlitwę codzienną. Otrzymuje się też różaniec na rękę robiony przez młodzież, który w pewnien sposób ma przypominać o zobowiązaniu modlitwy przez 9 miesięcy. Dlatego ja postanowiłam podjąć to wyzwanie. Jednak po 2 miesiącach strasznie mnie to znudziło. Zaczęłam zapominać o tym, sam różaniec mnie nudził. W tym roku ksiądz (który też namówił mnie na pieszą pielgrzymkę) 3 razy dał mi mały różaniec, taką dziesiątkę. Zapamiętałam sobie jego słowa jak dawał 3-ci: nawet jedna dziesiątka dziennie wiele daje, warto spróbować. Ja sobie myślę, kurcze w sumie co mi szkodzi. No i zaczęłam odmawiać codziennie wieczorem na tym małym różańcu jedną dziesiątkę.
Niedługo potem nadszedł czas pielgrzymki. Jak się idzie (zwłaszcza, że mi na początku topornie to szło) to się odmawia między innymi różaniec. Wszystko fajnie, ale jak już wyciągnełam różaniec to nie wiedziałam na czym się skupić: na chodzeniu czy modlitwie. Jak starałam się pogodzić obie rzeczy to okazywało się, że zapomniałam przesuwać między palcami koraliki. To mnie bardzo demotywowało, dlatego też nie wyciągałam go nawet z kieszeni. Wróciłam do domu i trochę miałam niesmak z pielgrzymki, ale jakby na siłę odmówiłam wieczorem bo wiedziałam, że mimo wszystko coś mi daje ten różaniec.
W międzyczasie wymyśliłam sobie pielgrzymkę do Myśliborza. 2,5 dnia chodzenia, świetnie :) Okazało się że 2-go dnia była możliwość adopcji dziecka poczętego. Ponownie naszły mnie myśli czemu by nie spróbować, ale z drugiej strony jak mi się znów nie uda to co... Ale zdecydowałam się, raz kozia śmierć jak to się mówi. Miałam też ciągle ze sobą (na ręku) różaniec sprzed 3 lat i myślę, że to mnie umocniło w decyzji.
Od tamtego czasu codziennie odmawiam dziesiątkę różańca za duchowo adoptowane dziecko (niesamowita sprawa :D ). Ale wracając o różańca, wczoraj miałam ogromną chęć odmówienia całości. Jak napisałam wyżej, nie zdarzyło mi się to nigdy, ale poszłam za tym, nie przeciwstawiłam się. Odmówiłam jednen i poczułam się niesamowicie jakbym, no nie wiem, uduchowiła się bardziej. Ta chęć odmówienia różańca nie ustała, bo przed pójściem spać miałam to samo. To i też odmówiłam.
Samo odmawianie różańca dało mi radość, to pewnien przełom w moim życiu. Mam nadzieję, że to nie zgaśnie, w głowie wciąż mam słowa księdza, które ukazałam wcześniej: nawet dziesiątka różańca wiele daje. To teraz pytanie: Ile daje cały różaniec? Niech każdy sam w sercu sobie to odpowie :)