Pierwszy raz
dodane 2011-08-17 00:27
Tytuł wpisu co najmniej ciekawy, a dotyczył będzie pierwszych razów, ktróre miałam w tym roku.
Mianowicie o co mi chodzi.
Otóż pierwszy raz byłam na ADM (Archidiecezjalnych Dniach Młodych), na Lednicy i pieszej pielgrzymce. Wszystkie te wydarzenia niosą ze sobą niesamowite emocje, wspomnienia i przeżycia. Dodają skrzydeł na kolejne dni, aż chce się żyć :D
ADM odbyły się 1-3 maja tego roku, był to czas spotkania z Bogiem w sposób młodzieżowy, którego mi brakowało. Przy okazji spotkania w grupach więc poznawanie ludzi. w skrócie świetnie.
Potem Lednica, to już ogólnopolskie spotkanie młodych, ale nie tylko. Poznałam tam moc modlitwy poprzez śpiew, wspólną adorację Najświętszego Sakramentu (co też miało miejsce na ADM) oraz spowiedź, czy też rozmowę z księdzem w dość niekonwencjonalny sposób :)
Ostatnie wydarzenie to pielgrzymka na Jasną Górę. Dołączyłam się do Szczecińskiej pielgrzymki około połowy trasy, ze względu na to, że sama jestem ze Szczecina, a po dwa wcześniej byłam w górach, więc od samego poczatku się nie udało. Ale czas nie był stracony. Pielgrzymka to czas doświadczenia Boga w sobie codziennie, ale też w innych ludziach, w słowie, w przyrodzie, w miejscach. Trasa którą ja przeszłam liczyła 9 dni czyli około 300-350km (w tej chwili ciężko mi określić). Cała trasa wynosi 620 km i trwa 20 dni. Co mnie skłoniło do pielgrzymowania? Sądzę, że chęć spróbowania czegoś nowego nie tylko w wierze, ale i w zmianie swego dotychczasowego życia. Chciałam poznać nowych ludzi, ale też sprawdzić się czy potrafię dojść taką odległość (2 lata temu miałam okazję pojechać na rowerową pielgrzymkę, więc miałam z czym porównywać w tym roku). Oczywiście gdyby nie było intencji, to chodzenie samo w sobie nie miałoby zupełnie sensu, a takowych było wiele. Chociażby podziękowanie za zdanie matury, za cały rok szkolny. Innym motorem napędowym, bądź też zachęcającym był ksiądz, który mnie uczył religii. On sam już był na pieszej pielgrzymce i zachęcał by pójść, spróbować chociaż na parę dni. Uważam, że było warto. Gdy doszliśmy do Częstochowy, pokłoniliśy Jasnogórskiej Pani i położyliśmy krzyżem(jak to robią neoprezbiterzy podczas święceń). Uczucie niesamowite, radość przepełnia człowieka, że dotrwał, że dał radę. Z drugiej strony podniosłość miejsca, chęć oddania intencji. Gdy przeszliśmy pod obraz Matki Boskiej, niewielu osobom udało się przejść za kratki by mieć go praktycznie nad sobą. MI się udało, byłam w tak zwanym gronie szcześliwców, co wzbudziło jeszcze większe emocje. W tym tez miejscu wyśpiewaliśmy pieśń "Gdy wpatruję się". Łzy z oczu same się cisnęły, aż ciężko było to opanować. Sądzę, że to wspomnienie i uczucie na długo zostanie w moim sercu i pamięci, a gdy w przyszłym roku udam się na pielgrzymkę będę mogła przypomnieć sobie ten pierwszy raz, który mam już za sobą :)
Z góry przepraszam za moje pismo, pewnie w większości z błędami różnego rodzaju, ale czasem ciężko jest ułożyć myśli w logiczną całość, by inni ludzie zrozumieli o co chodzi. Dlatego też dziękuję wszystkim za przeczytanie mojego wpisu, jeżeli też ktoś taki się znajdzie :P