Przypowieść o dwóch braciach i dobrym ojcu.
dodane 2013-03-06 19:02
To papież Benedykt XVI w swej książce "Jezus z Nazaretu" nazwał przypowieść o synu marnotrawnym przypowieścią o o dwóch braciach i dobrym ojcu. Usłyszymy ją w najbliższą niedzielę, więc chciałem o niej napisać parę słów.
Wszyscy znamy historię syna marnotrawnego. Ucieczka, grzeszne życie, upadek, poniżenie i powrót do domu, gdzie ukochany ojciec każdego dnia z utęsknieniem wyglądał jego powrotu. Łatwo także jest nam się z nim utożsamić, bo w każdym z nas jest coś z marnotrawnego syna. Niektórzy z nas już wrócili do Ojca, inni dopiero rozpuszczają Jego majątek, a jeszcze inni karmią świnie, wstydząc się powrotu do domu. Jednak niezależnie od tego na którym etapie jesteśmy, jest to coś, co wielu z nas w jakimś stopniu w swoim życiu przechodzi.
Dużo trudniej nam się utożsamić ze starszym synem. Tym "dobrym". Zwłaszcza nam, katolikom, chrześcijanom. Tym "dobrym" jak i on, którzy nigdy Ojca nie opuścili. Tym, którzy nie uważają, by potrzebowali się nawracać. Tym, którzy wysłaliby do diabła każdego, kto trwoni majątek Ojca.
Jest pewna zasadnicza różnica między stanem ducha ojca i starszego brata. Ojciec kocha bezgranicznie wszystkie swoje dzieci. Nie jest wyrachowany, nie boi się, że da za dużo, bo wie, że miłość to nie jest deal fifty-fifty. Gdy się naprawdę kocha, daje się wszystko. I otrzymuje się wszystko.
Starszy brat ma mentalność niewolnika czy najemnego robotnika. Zamiast cieszyć się z powrotu brata, jest wściekły, bo to, co się stało, jest w jego oczach niesprawiedliwe. Brat uniknął kary, a wcześniej sobie pohulał, gdy on się tu męczy w pocie czoła pracując u ojca. Ale skoro tak to odczuwał, to znaczy, że brak mu było miłości.
Ta przypowieść jest wielowymiarowa. W jednym z wymiarów starszy brat symbolizuje Izrael, ojciec, to Bóg, a młodszy syn, to my, "goje", którzy także jesteśmy dziećmi Adama, syna Bożego, ale odeszliśmy od Ojca. Po wiekach, po tysiącleciach wracamy, ale Izraelici nie potrafią dzielić radości Ojca z tego powodu.
Inny wymiar jest współczesny, dzisiejszy. My dzisiaj bardzo często zachowujemy się jak starszy brat. Nie pragniemy szczerze powrotu innych dzieci Ojca, którzy Go opuścili. Wysyłamy ich do diabła, nie widząc, nie chcąc pamiętać, że to są nasi bracia. I niezbyt szczerze się cieszymy z tych, którym powrócić się udało, postrzegając to jako niesprawiedliwość. Bo jakże to: My całe życie męczymy się starając przestrzegać przykazań, a taki drań nagrzeszył sobie ile chciał i teraz ma być z nami w Niebie?
Szemramy, jak ci robotnicy w winnicy:
/Robotnicy/ szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty.(Mt 20, 11b-12)
Czasem wręcz bolesne jest zachowanie niektórych katolików, pełne nienawiści, do osób o innych poglądach politycznych, mających inne przekonania. Traktują ich jak osobistych wrogów. Ale w ten sposób nikogo się nie wygra dla Chrystusa. Nikt nie wróci do Domu Ojca, gdy ci, którzy głośną krzyczą, że w tym Domu są przyjaciółmi Gospodarza, okazują im taką wrogość.
Matka Boża w Fatimie pokazała dzieciom piekło i wszystkich tych, którzy tam trafili, bo nikt się za nich nie modlił. Bo nikt za nich nic nie ofiarował. Wizja ta tak przeraziła dzieci, że same zaczęły pościć i umartwiać się w intencji grzeszników. One zrozumiały, że każdy grzesznik jest ich kochanym bratem. A my?