Kilka razy pisałem o Hołowni, że podoba mi się jego podejście do wiary, do ewangelizacji, ale mam pewne problemy z jego ortodoksją. Jednak nigdy nie potrafiłem tego do końca sprecyzować. Może to wynikało z faktu, że TV Religia, której jest on szefem nie zawsze jest ortodoksyjna? Ale i to wiem jedynie z drugiej ręki, nie oglądam telewizji. Mam natomiast jedną książkę Hołowni, "Tabletki z Krzyżykiem", której jeszcze do końca nie przeczytałem. Podzielę się jednak kilkoma uwagami na jej temat, które mi się do tej pory nasunęły.
Pisząc o królu Dawidzie i proroku Natanie Hołownia używa takiego sformułowania:
"Ale wtedy nie wytrzymuje sam Pan Bóg. Posyła do Dawida proroka Natana, który wie, co ma mówic, ale wie też, że skoro Uriasz zginął, on może być następny, Roztrzęsiony i skulony, opowiada więc królowi poruszającą bajkę o bogaczu i biedaku." (s. 24)
Może to nie jest jeszcze problem z ortodoksją, ale też nie ma ta interpretacja wiele wspólnego z biblijną prawdą. Nie bardzo wiem na jakiej podstawie autor twierdzi, że prorok był "roztrzęsiony i skulony"? Tekst biblijny nam mówi tylko to:
Pan posłał do Dawida proroka Natana. Ten przybył do niego i powiedział: W pewnym mieście było dwóch ludzi, jeden był bogaczem, a drugi biedakiem (2 Sm 12,1)
Ja tu nie widzę "roztrzęsionego i skulonego" proroka. Ja widzę odważnego męża, który bez strachu poucza potężnego króla.
Kawałek dalej Hołownia pisze:
Pismo maluje scenę, jaką ona - królewska córka - urządziła Dawidowi, gdy ten wygłupiał się,
śpiewając i tańcząc przed Arką Przymierza. (s. 25)
Z tym mam już większy problem. Głównie dlatego, że wielu egzegetów porównuje tę scenę do sceny z Ewangelii Łukasza, gdzie czytamy, że nienarodzony św. Jan Chrzciciel "poruszył się w łonie" swej matki, świętej Elżbiety.
Tysiąclatka użyła sformułowania "poruszyło się dzieciątko", ale inne tłumaczenia używają takich określeń, jak "skoczyło niemowlątko" (Biblia Gdańska), czy "podskoczyło dziecko" (Biblia św. Pawła). Egzegeci podkreślają często, że słowo to oznacza dokładnie to samo, co robił król Dawid przed Arką Przymierza.
Król Dawid nie wygłupiał się przed Arką, choć tak to odebrała jego żona Mikal. I za to ukarał ją Pan.
Dawid wtedy tańczył z całym zapałem w obecności Pana, a ubrany był w lniany efod. Dawid wraz z całym domem izraelskim prowadził Arkę Pańską, wśród radosnych okrzyków i grania na rogach. Kiedy Arka Pańska przybyła do Miasta Dawidowego, Mikal, córka Saula, wyglądała przez okno i ujrzała króla Dawida, jak podskakiwał i tańczył przed Panem: wtedy wzgardziła nim w sercu. [...]
Wrócił Dawid, aby wnieść błogosławieństwo do swego domu. Wyszła ku niemu Mikal, córka Saula, i powiedziała: O, jak to wsławił się dzisiaj król izraelski, który się obnażył na oczach niewolnic sług swoich, tak jak się pokazać może ktoś niepoważny. Dawid odpowiedział Mikal: Przed Panem, który wybrał mnie zamiast ojca twego i całej twej rodziny i ustanowił mnie wodzem ludu Pańskiego, Izraela, przed Panem będę tańczył. I upokorzyłbym się jeszcze bardziej. Choćbym miał się poniżyć w twoich oczach, to u niewolnic, o których mówisz, sławę bym jeszcze zyskał.
Mikal, córka Saula, była bezdzietna aż do czasu swej śmierci. (2 Sm 6, 14-16, 20-23)
Hołownia:
"Dawid jest teraz w niebie wraz z Mikal, Batszebą, Uriaszem, Paltielem. Musiał im spojrzeć w oczy. O jego grzechu wie każdy, kto dotknął kart Biblii. Tak właśnie wyglądał sąd i kara Dawida.
Spojrzenie Uriasza wystarczyło mu chyba za czyściec."
Skąd Hołownia wie, że te osoby są w niebie? Dlaczego twierdzi on, że "tak właśnie wyglądał sąd i kara Dawida"? I na jakiej podstawie twierdzi on, że czyściec ma coś wspólnego ze spojrzeniem nam w oczy tych, których skrzywdziliśmy? To już nie jest nonszalancja, to już zakrawa o herezję.
Zaraz obok, w ramce, na stronie 27, czytamy między innymi:
Fontanny krwi, dzięki Bogu
Czytelnik jednego z niemieckich dzienników przysłał do redakcji list, w którym zapytał: "Dlaczego ciągle mówi się o zbrodniach faszystów, a nic nie mówi się na temat zbrodni opisanych w Starym Testamencie? [...] Klaus Stefan Krieger, autor książkiPrzemoc w Bibiii, również jest przerażony wszystkimi opisami krwawych rzezi, od jakich aż roi się na kartach Starego Testamentu. Apeluje jednak, by- po pierwsze - nie czytać Pisma jak historycznego reportażu, po drugie - zauwaźyć, że mimo iż jest natchnione, a zatem przekazuje nam jakąś zasadniczą prawdę o świecie, było pisane przez ludzi, którzv widząc latające w powietrzu głowy swoich wrogów, oraz naręcza zdartych napletków, chętnie dorabiali do tego boską ideologię - przekonani, zc skoro krwawa jatka udała się tak nadzwyczajnie. musi to być znak niezwykłej Bożej interwencji. Cudownie widać to na przykładzie psalmisty, którv opisując dziesiątą plagę egipską, zachwyca się Bogiem: ,,On Egipcjanom pobił pierworodnych, bo Jego łaska na wieki". ]aka łaska?! Wszak Księga Mądrości mówi wyraźnie, ze Bóg nie chce śmierci człowieka, dlaczego więc wybił niewinnych Egipcjan? Otóż możliwe, że wcale nie wybił. Wśród biblistów trwa teraz gorąca dyskusja, czy tej akurat historii nie dopisano łatwo do listy plag dla większego efektu i - w zamyśle autorów -- większej chrvały Bożej (w źródłach egipskich nie ma mowy o podobnym kataklizmie). Czy to znaczy, że Biblia - Słowo Boże - kłamie? Skąd, powtórzmy: mówi prawdę. Nie zawsze o wydarzeniach historycznych, czasem o tych, którzy je opisywali (na podstawie: Roberto Beretta, Elisabetta Broli,Jedenaście przykazań. Półprawdy i niedomówienia na temat Biblii; Klaus Stefan Kriegęr,Przemoc w Biblii).
Prawdę mówiąc wystarczy tych przykładów. To tylko parę stron. Nonszalancja w interpretacji Słowa Bożego, cytowanie autorów, którzy głoszą rzeczy wprost sprzeczne z nauką Kościoła i sprzeczne z dokumentami SV2. Mnie to wystarczy. Prawdę mówiąc cała książka Hołowni chyba powędruje na półkę nie przeczytana do końca, bo po co mam się denerwować?
Cejrowski i Hołownia. Może jeszcze Gowin. Polscy katolicy. Jeden wysyła wszystkich do diabła, gdy tylko nie myślą tak, jak on, drugi twierdzi, że w Biblia to niby Słowo Boże i mówi prawdę, ale ta prawda to nie jest Prawda, tylko coś zupełnie innego, trzeci forsuje ustawę dopuszczającą In Vitro, bo jest "mniejszym złem"... Do tego całe rzesze wojujących katolików, utożsamiających się z jakimiś politycznymi partiami, wykorzystującymi każdą okazję do politycznych manewrów i schizmatycy widzący w każdym biskupie masona, a zdecydowana większość społeczeństwa polskiego odchodzi coraz dalej w neopoganizm. Redukując swoje "chrześcijaństwo" do kupna laptopa na Pierwszą Komunię. Maj już za rogiem.
Ale jak ci ludzie mają zobaczyć czym jest prawdziwe chrześcijaństwo? Gdzie to mają zobaczyć? Kto ich ma tego nauczyć?
Zetknąłem się niedawno z ciekawym filmem. Nakręcili go ewangelicy. Protestanci. Film doskonale zrobiony, profesjonalnie, choć niewielkim nakładem kosztów. Nie jest to wielka, hollywoodzka produkcja za setki milionów dolarów. Jest to jednak film, który ogląda się z zapartym tchem. Film, w którym spotykamy Jezusa. Naprawdę. Film, który zmienił życie wielu ludzi.
Zamieściłem go także na swoim kanale na YouTube. Oto niektóre komentarze:
Film wspaniały, nie wiem co powiedzieć, nigdy nie oglądałem lepszego!
Ciekawie ukazana kwestia słabości Wiary w dzisiejszym społeczeństwie - Hiobie można napisać, że film jest odpowiedzią na czasy w jakich żyjemy.
Na początku nie przypuszczałem że tak się za angażuje w oglądniecie tego filmu .Dzięki wielki za niego i Wesołych Świąt a film naprawdę daje do myślenia .
Film nisko budżetowy ale nie o to tu chodzi raczej o przesłanie.Dla mnie dobry film wciągnął mnie. Dzieki Hiob
Przepiękny film. Pod koniec miałem już ciary na plecach. :D
Świetny film! Właśnie skończyłem oglądać. Dziękuję w moim imieniu i tym, którym się on podoba, dziękuję, że nam go wskazałeś.
Film można zobaczyć TUTAJ.
Nie można by tak? Prosto i wiernie Ewangelii? Bo ja wiem, że pan Cejrowski i pan Hołownia i pan Gowin i ksiądz Natanek i ojciec Rydzyk i PiS robią wiele dobrego. Ja nie mam problemu z tym dobrem, które oni tworzą. Ja mam problem z tą łyżką dziegciu, która psuje smak beczki miodu. Z tą muchą, by się już trzymać Biblii, co psuje naczynie wonnego olejku. Tym bardziej, że czasem mam wrażenie, że w beczce jest już więcej dziegciu niż miodu, a w naczyniu z olejkiem zostały prawie same muchy.