Z dzisiejszego kazania " Parafianie, mieszczanie gdzie spiesznie dążycie Powiedcież parafianie chcecie widzieć dziecię Wieść okropna wieść to smutna świat na Boga pluje" Jak dla mnie konkret potrzebny zwłaszcza światu chrześcijan
" bo swoim aniołaom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach"Ps91,11
W zakamarkach komórki, w pudełku wciśniętym w kąt znalazłam, książkę "Wierzyć i kochać życie pełne nadziei" - Jarosława Gambala. Pamietam jak czytałam te książke jednym tchem, zachwycałam się wzruszałam i zaczynałam na nowo wierzyć. Poniżej jedno z opowiadań, pierwsze w tej książce. Tytuł zamieszczony jest w tytule dzisiejszego wpisu. Miłej lektury i zapraszam do przeczytania całej zawiera 8 treściwych opowiadań. I tak znowu zachwycam się.
Dlaczego mnożymy pytania które dotyczą naszego życia i wiary? Dlaczego te pytania są takie sprzeczne? Dlaczego nie potrafimy połączyc wszystko w jedna piekną harmonię? Dlaczego chcemy rozdzielić coś co powinno byc jedna pełnią? Jak wiara zaczyna nam przeszkadzać to może powinniśmy zadać sobie zapytanie dotyczące mojego życia? Tyle pytań mnoży się każdego dnia, myslę że trzeba na nie odpowiadać aby żyć w zgodzie soba, aby stworzyć na wszystkich płaszczyznach jedność.
Z dzisiejszej liturgi słowa;Iz 55,10-11 To mówi Pan Bóg: „Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb]'dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich: nie wraca do Mnie bezowocnie, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”.
Nie pamiętam jak miała na imię. Wędrowanie po bieszczadzkich ścieżkach i codziennie moknięcie w deszczu trochę już nadwyrężyły jej siły. Trzeba było zaleczyć pęcherze na nogach. Dzień – dwa na pewno by wystarczyły. Ale jej koleżanka nie chciała czekać. W jadalni prywatnego schroniska w Komańczy już planowała z przygodnie poznanym chłopakiem, że następnego dnia dojdą do Polan Surowiczych albo i Zawadki Rymanowskiej. Co pozostało bezimiennej? Następnego dnia odprowadziłem ją na autobus. Pogodzona z losem górska nowicjuszka odgrażała się, że niebawem wróci na szlaki. Ale trudno było mi się oprzeć wrażeniu, że jednak ma żal. Do swojej przyjaciółki. Owszem, była w tym momencie kulą u nogi. Ale czy dla zrealizowania ambitnych celów zostawia się towarzysza wędrówki? I pamiętam inną scenę. Oazowy dzień wspólnoty w Jaworzu, po którym umocnieni radością ze spotkania i słowem biskupa Domina (wtedy sufragana katowickiego, prosto i pięknie mówił o uczynkach miłosierdzia) wracaliśmy asfaltowa drogą do Bielska, na Troclik. Jedna z dziewczyn wybrała się w niewygodnych butach. Zdesperowana ściągnęła je i zaczęła iść boso. A nam się zrobiło jej żal. Więc… też ściągnęliśmy buty. Żeby, jak sierotka, nie szła tak boso sama. Przecież byliśmy wspólnotą, nie? Bywają ludzie, którzy kipią pomysłami. Z łatwością doświadczonych menagerów dają życie dobrym i pięknym inicjatywom. Tyle że nawet najlepszymi szybko zaczynają się nudzić. Bo mozolna praca, taka bez fajerwerków i głośnych sukcesów, nie wydaje im się dostatecznie ciekawa. Zasadniczo jest to brak cierpliwości. Ale czasem chyba sięga głębiej. Aż do niewierności. Takim obliczonym na lata i wymagającym wierności projektem jest małżeństwo. To nie jest tak, że konkretny mąż czy żona obiektywnie rzecz biorąc najcudowniejszymi ludźmi na świecie. Na pewno jest mnóstwo równie wspaniałych. Zakochani tego nie widzą. Ale gdy „okulary małżeństwa” przywracają im wzrok, przychodzi chwila próby. Nie jest owocem działania Ducha Świętego w chrześcijaninie pragnienie znalezienia najwspanialszego partnera. To często zatruty owoc miłości własnej. Jest nim za to wierność. Kto trwa w Bogu i przynosi owoc wierności rozumie, że nie jest w życiu ważne, czy uda się zrealizować wszystkie ambitne cele. Łącznie z takimi przyziemnymi, jak wzbudzenie zazdrości otoczenia (taki przystojny mąż, taka piękna żona, takie wykształcone dzieci, taki elegancki dom, taki drogi samochód, takie drogie wczasy). Wierne trwanie przy żonie, mężu przynosi dobra znacznie więcej. Nawet jeśli jego źródłem jest zwykłe zdjęcie butów. Takim obliczonym na lata i wymagającym wierności projektem jest też trwanie przy Bogu. Tym też całkiem wielu pobożnych chrześcijan najzwyczajniej w świecie się nudzi. Nawet jeśli kiedyś zachwycali się prawdami podstawowymi – miłością Boga, Eucharystią i prostotą wskazania „wszystko, co byście chcieli, by ludzie wam czynili i wy im czyńcie”. Znajdują sobie inne, czasem nawet całkiem szlachetne cele. Ale że przestają wiernie pytać o te podstawowe sprawy, stopniowo się gubią, przyjmują niechrześcijańska hierarchię wartości. Nie zauważają, gdy powoli celem ich życia staje się dobro firmy, spełnienie wszystkich materialnych zachcianek dzieci czy sukces partii politycznej. Tymczasem wierność Bogu wymaga czasem zrezygnowania z realizacji ambitnych celów i zwykłego zdjęcia butów.
Przez pryzmat Wielkotygodniowych czytań widzę przede wszystkim dwa tłumy. Pierwszy w niedzielę palmową radosny, pełen krzyków i usmiechów witający Pana jezusa wjeżdżajacego do Jerozolimy. Drugi pełen gróźb, niezbyt życzliwych krzyków, wołających o śmierć Pana Jezusa. Mozna sobie zadawać pytanie ilu ludzi z tego pierwszego spotkania brało udziła w drugim. Ale czy to jest ważne dla mnie. Rozważając w sercu te dwa bardzo różniące się wydarzenia, zapytałam siebie: A gdzie ty jesteś? Jak zachowywałaśby sie w tym czasie i w tym miejscu? I odpowiedź sie nasunęła sama? Jak wygląda moja osobista relacja z Panem Jezusem? Czy mam podążac za tłumem czy Pan Bóg sam chce mi wskazać dla mnie najwłaściwszą drogę, niekoniecznie prostą? Kiedys mój przyjaciel Kapłan powiedział: że łatwo być w grupie osób, którzy się dzielą, żyją, usmiechają po drodze z Panem Jezusem, mają takie same spojrzenie na wiele spraw. Więc usiadłam sobie kiedyś przed mszą w kosciele i powiedział Panie Jezu jak trudną dostrzec Cię w tej osobie siedzącej w ławce obok mnie, a przeceiż też jesteś, naucz mnie dostrzegać Cie wszędzie gdzie jestem.
<iframe title="YouTube video player" width="480" height="390" src="http://www.youtube.com/embed/cTCOqIprMSk" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
„Nie wszyscy święci dobrze zaczęli, ale wszyscy dobrze skończyli.” św. Jan Maria Vianney Może od takiej właśnie mysli zacząć kolejny rok, i codziennie starać sie być lepszym i bardziej upodabniać sie do Stwórcy.Patrzeć z miłościa i pokorą na tych wszystkich, których Pan dał nam na naszej drodze życia.