Przodem do Jezusa...

dodane 22:19

Czyli coś w adwentowej tonacji...

    W ćwiczeniach do religii w I klasie szkoły podstawowej jest taka ilustracja, a właściwie zadanie rysunkowe. W centralnym miejscu kartki jest symbol Jezusa, dookoła którego znajdują się ludzie i wolne miejsce. Tu dzieci mają narysować siebie, w gronie tych, którzy chcą być blisko Jezusa. Trudność polega na tym, że trzeba narysować własną postać od tyłu, tak, aby stanąć przodem do Jezusa…

   Stać przodem do Jezusa… Czy to coś znaczy? Czy chodzi tylko o uczniowskie, szkolne zadanie? Jakoś tak przyszło mi do głowy, że jest to dobry przykład na weryfikację mojego, twojego, naszego życia… Bo jakoś tak jesteśmy skonstruowani, że jakbyśmy się nie gimnastykowali nie możliwym jest jednoczesne zwrócenie się i przodem i tyłem do czegokolwiek… Koniecznie trzeba zająć jakieś stanowisko…  Za albo przeciw… bez półcieni, bez niejasności… Czy nie zapominamy, lub nie chcemy pamiętać, że każdy z nas, przyjmując chrzest, Eucharystię, bierzmowanie  zobowiązał się  do bycia uczniem Chrystusa? I jak to realizujemy w praktyce życia codziennego? Czy potrafimy nie kombinować, ale stanąć tak, jak w tym dziecięcym zadaniu   przodem do Jezusa? Do Jego Kościoła i Słowa?

Mamy  Adwent, czas radosnego oczekiwania na pamiątkę Narodzin Zbawiciela. Czy to moje oczekiwanie jest pełne radosnej nadziei na kolejne spotkanie z Nowonarodzonym? Czy w swoim codziennym życiu, w rodzinie, w pracy, wśród przyjaciół czy znajomych, umiem pokazać, że naprawdę czekam? Radośnie czekam, mimo zmęczenia, trudnego dnia w pracy czy kolejnej nieprzespanej nocy? Czy umiem wykrzesać jeszcze odrobinę energii, by pójść na Roraty? Czy w tegoroczne rekolekcje  szczerze „przygotuję drogę Panu”, czy tylko rutynowo odbędę swoją kolej, dla świętego spokoju? Czy potrafię jeszcze popracować nas swoją wolą w jakimś postanowieniu? Czy w te Święta Chrystus się urodzi dla mnie naprawdę? Czy jeszcze raz tylko odsiedzę swoje za stołem? Czy wraz z łamanym opłatkiem złamię się i zapomnę o urazach, krzywdach, niechęci?

 

 Ktoś powiedział kiedyś, że  takie mamy Boże Narodzenie, na ile urodzi się w nas Jezus…

 

Niech więc, ten Jezus urodzi się w nas naprawdę… Nie zgubmy Go gdzieś między świątecznymi zakupami… Pamiętajmy o Nim, żeby nie stał się bledszy od kolorowych opakowań prezentów…  Słuchając za łzami kolędy „Nie było miejsca dla Ciebie” przypomnijmy sobie, czy   czasem wymietliśmy Go wraz z kurzem w gorączce przedświątecznych porządków…

 

Niech to siano pod stołem i biały obrus będzie nie tylko symbolem, ale prawdziwym znakiem naszego otwartego serca…

Niech będzie dowodem na to, że stanęliśmy przodem do rodzącego się Zbawiciela…Przodem do Jezusa

 

W ćwiczeniach do religii w I klasie szkoły podstawowej jest taka ilustracja, a właściwie zadanie rysunkowe. W centralnym miejscu kartki jest symbol Jezusa, dookoła którego znajdują się ludzie i wolne miejsce. Tu dzieci mają narysować siebie, w gronie tych, którzy chcą być blisko Jezusa. Trudność polega na tym, że trzeba narysować własną postać od tyłu, tak, aby stanąć przodem do Jezusa…

Stać przodem do Jezusa… Czy to coś znaczy? Czy chodzi tylko o uczniowskie, szkolne zadanie? Jakoś tak przyszło mi do głowy, że jest to dobry przykład na weryfikację mojego, twojego, naszego życia… Bo jakoś tak jesteśmy skonstruowani, że jakbyśmy się nie gimnastykowali nie możliwym jest jednoczesne zwrócenie się i przodem i tyłem do czegokolwiek… Koniecznie trzeba zająć jakieś stanowisko…  Za albo przeciw… bez półcieni, bez niejasności… Czy nie zapominamy, lub nie chcemy pamiętać, że każdy z nas, przyjmując chrzest, Eucharystię, bierzmowanie  zobowiązał się  do bycia uczniem Chrystusa? I jak to realizujemy w praktyce życia codziennego? Czy potrafimy nie kombinować, ale stanąć tak, jak w tym dziecięcym zadaniu   przodem do Jezusa? Do Jego Kościoła i Słowa?

Mamy  Adwent, czas radosnego oczekiwania na pamiątkę Narodzin Zbawiciela. Czy to moje oczekiwanie jest pełne radosnej nadziei na kolejne spotkanie z Nowonarodzonym? Czy w swoim codziennym życiu, w rodzinie, w pracy, wśród przyjaciół czy znajomych, umiem pokazać, że naprawdę czekam? Radośnie czekam, mimo zmęczenia, trudnego dnia w pracy czy kolejnej nieprzespanej nocy? Czy umiem wykrzesać jeszcze odrobinę energii, by pójść na Roraty? Czy w tegoroczne rekolekcje  szczerze „przygotuję drogę Panu”, czy tylko rutynowo odbędę swoją kolej, dla świętego spokoju? Czy potrafię jeszcze popracować nas swoją wolą w jakimś postanowieniu? Czy w te Święta Chrystus się urodzi dla mnie naprawdę? Czy jeszcze raz tylko odsiedzę swoje za stołem? Czy wraz z łamanym opłatkiem złamię się i zapomnę o urazach, krzywdach, niechęci?

 

 Ktoś powiedział kiedyś, że  takie mamy Boże Narodzenie, na ile urodzi się w nas Jezus…

 

Niech więc, ten Jezus urodzi się w nas naprawdę… Nie zgubmy Go gdzieś między świątecznymi zakupami… Pamiętajmy o Nim, żeby nie stał się bledszy od kolorowych opakowań prezentów…  Słuchając za łzami kolędy „Nie było miejsca dla Ciebie” przypomnijmy sobie, czy   czasem wymietliśmy Go wraz z kurzem w gorączce przedświątecznych porządków…

 

Niech to siano pod stołem i biały obrus będzie nie tylko symbolem, ale prawdziwym znakiem naszego otwartego serca…

Niech będzie dowodem na to, że stanęliśmy przodem do rodzącego się Zbawiciela…

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 04.05.2024

Ostatnio dodane