Ładnie brzmi, prawda? „Z miłością..” Skąd te słowa? To tytuł filmu, polskiego z 1976 roku... Kiedyś go oglądałam i zapadł mi bardzo w pamięci... Kilka dni temu była okazja zobaczyć go znów...
Ładnie brzmi, prawda? „Z miłością...” Skąd te słowa? To tytuł polskiego filmu z 1976 roku... Kiedyś go oglądałam i zapadł mi bardzo w pamięci... Kilka dni temu była okazja zobaczyć go znów...
„Con Amore...” Osadzona w realiach lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia fabuła przedstawia pewien fragment z życia kilkorga studentów... Jest ona i on, jest też i ten drugi, jest Zocha – koleżanka i reszta jako nie mniej ważne "tło"...
Środowisko artystyczne – obaj panowie - klasyka fortepianu u profesora, którego córka, wspomniana Zosia, nie posiada talentu do muzyki... Posiada za to inny talent – umie w doskonałym stylu zgnieść własne ego: stanąć ponad własnymi marzeniami... zobaczyć realne potrzeby innych i im zaradzić... Ona – Ewa, studentka architektury, w najmniej spodziewanym momencie zaczyna cierpieć na koszmarne bóle głowy... Jego – Grzegorza, interesuje to tyle, co zeszłoroczny śnieg... On musi ćwiczyć, on musi grać, jego gra jest najważniejsza! Gdy okazuje się, że Ewa ma guza mózgu... on nic nie wie... Wszelką pomoc i zainteresowanie otrzymuje od ... Andrzeja i Zochy... To Andrzej kosztem swojej kariery zarabia po nocach pieniądze na leczenie i owoce dla Ewy... To Andrzej odwiedza ją w szpitalu, to Andrzej opiekuje się nią podczas trudnej rekonwalescencji... To Andrzej zabiera ją wreszcie do swojego domu, by na wsi odzyskała równowagę i siły...
To Andrzej płaci wysoką cenę za jej życie i zdrowie, przegrywa konkurs, od którego zależała jego muzyka, a najgorsze, że rozczarowuje profesora, który o niczym nie wie…
W końcu jednak, gdy Ewa wróciła do formy, Andrzej nadrabia zaległości w swojej muzyce i udaje mu się osiągnąć sukces… Wtedy jakby nigdy nic, najbezczelniej w świecie pojawia się Grzegorz…
Ale teraz Ewa już wie kim on jest naprawdę… i wie co to znaczy traktować człowieka z miłością…