…„kaczki bić, wódkę zwozić, będzie wesele!”…
dodane 2012-02-13 09:36
Byłam na weselu. Sam fakt wyprawiania wesela młodym ludziom nie jest niczym dziwnym, tylko czasami okoliczności są nieco... mówiąc delikatnie kontrowersyjne. Jak było tym razem?
Byłam na weselu. Sam fakt wyprawiania wesela młodym ludziom nie jest niczym dziwnym, tylko czasami okoliczności są nieco... mówiąc delikatnie kontrowersyjne. Jak było tym razem?
Już kilka ładnych miesięcy temu zaczęto między opłotkami opowiadać, że coś się szykuje. Tak to na małych wioseczkach niestety bywa, gdzie się wszyscy naokoło znają i sąsiedzi często lepiej wszystko wiedzą od samych zainteresowanych. Ale jakoś dzień za dniem, tydzień za tygodniem, a o sprawie cisza. Gdzieś na początku zimy, pantoflową pocztą dotarły do mnie mgliste wieści, że niby miało coś być na Boże Narodzenie, ale przyszły pan młody wlazł w paradę tzn. termin jakiejś kuzynce i że wielka chryja z tego wyszła. A w efekcie i tu i tam z imprezy nici! Na razie. Gdzieś w międzyczasie rozniosła się sensacyjna wiadomość o tym, że to podobno teściowa nie chce (tego, czy w ogóle?) zięcia! Bo to on przed trzydziestką, a ona dopiero po maturze... No cóż, każdy ma prawo mieć własne zdanie... Aż tu nagle z miesiąc później gruchnęło znowu: będzie wesele! Dobrze, niech będzie, widocznie teściowa spuściła z tonu... Na tym jednak nie koniec, bo oto kolejną wieść wróbelki po okolicy ćwierkają : jest problem! Panna młoda zaniemogła, szpital!! ! I wielki znak
zapytania zawisł nad bliższą i dalszą rodzina oraz resztą zainteresowanych. Ślub będzie...,albo i nie będzie . Proszę mi wybaczyć zatem skojarzenie z szekspirowskim „być albo nie być” . Bo to nie małej wagi jest sprawa odwołać wesele miesiąc przed terminem . Ksiądz, sala, orkiestra, część zakupów, goście... i te tam inne sprawy pozałatwiane ... Wielka niewiadoma... Po nie za długim na szczęście czasie, widmo niepewności zaczęło znikać. Impreza się odbędzie. Wszystko zgodnie z planem. No i było. Ślub, przyjęcie...jak się patrzy. Gwarno, syto, wesoło i tanecznie, jak to na weselu. Choć niektórzy złośliwcy pewnie tylko czekali na mały skandalik z odgłosem karetki w tle... Na szczęście się nie doczekali. Za to na „poprawinach” - taki wiejski zwyczaj przyjęcia na drugi dzień po weselu, ja… doczekałam się ciekawego komentarza. Może on służyć za podsumowanie tej i każdej innej tego typu sytuacji. Opowiedziano mi kilka szczegółów rozmowy w weselny poranek w domu panny młodej. Otóż jak się okazuje, w dalszym ciągu nieusatysfakcjonowana mamusia nie powstrzymała się od zbawiennych rad i uwag. Z tego co usłyszała przyszła mężatka najdelikatniejszą było: „No i jak ty wyglądasz...?” Piękne życzenia na nawą drogę życia, co? Moja rozmówczyni opowiedziawszy mi o tym, skwitowała to następująco: ..I po co psuć ten najważniejszy dzień życia” itd. I nie mogę się z nią nie zgodzić. Fakt, że ślub z tzw. konieczności, nawet w dzisiejszych czasach nie jest powodem do dumy. Ale też i nie jest powodem do nieustannych drwin, szyderstwa i nieco spóźnionego wychowywania przez drogą rodzicielkę! Skoro taka wszechwiedząca i wszechmądra, to gdzie była wcześniej? Teraz chyba już ciut za późno, co się stało to się nie „.odstanie”... Jeżeli dziewczyna maturę zdała, studia zaczęła i chce uporządkować swoje życie, to dlaczego jej w tym przeszkadzać i to w taki sposób? Żal mi ogromnie takich dziewczyn, które się pierwszy może raz w życiu potknęły, ale chcą odpowiedzialnie ponieść konsekwencje, a którym najbliższe osoby rzucają przysłowiowe kłody pod nosi i próbują w ten sposób wyleczyć własne kompleksy lub pokazać, że to nie ich wina...