Inne a takie same...

dodane 20:39

Kiedyś, za moich czasów w szkolnym podręczniku była czytanka pod takim tytułem. Jej bohaterami były dzieci niewidome i głuche. Dziś jednak chciałabym opowiedzieć nie tyle może o dzieciach, lecz o nauczycielach dzieci upośledzonych.

         Kiedyś,  za moich czasów w szkolnym podręczniku była czytanka pod takim tytułem. Jej bohaterami były dzieci niewidome i głuche. Dziś jednak chciałabym opowiedzieć  nie tyle może o dzieciach, lecz o  nauczycielach dzieci upośledzonych.

Już samo określenie „upośledzony” tak jakoś negatywnie się kojarzy i chcąc nie chcąc sugeruje, że czegoś  komuś brakuje… Gdyby jednak prześledzić nazewnictwo w dziedzinie pedagogiki specjalnej,   dowiemy się,  że wielu mądrych ludzi zastanawiało się nad tym, jak nazwać takie dzieci, żeby było jak najbardziej po ludzku i normalnie. I stąd mamy dzieci specjalnej troski, dzieci z deficytami, dzieci poniżej normy intelektualnej…  I jeszcze pewnie wiele innych… Czy któreś z tych określeń  jest lepsze od innych? Trudno powiedzieć.  Ale nie to  jest  najważniejsze  jak te dzieci nazwać. Najważniejsze jest to,  że jak wszyscy mają  prawo do życia! Te chore, o często zdeformowanych ciałach i nieładnych twarzach  dzieci, które przez całe swe życie pozostaną dziećmi , bo ich umysł nigdy nie osiągnie poziomu rozwoju dorosłego człowieka…  Mają prawo do godnego życia w którym najbardziej potrzebują miłości. Miłości  mądrej , ofiarnej ale i wymagającej. Czy gdzieś taką miłość można znaleźć ? Owszem. Miałam to szczęście, że widziałam jej przykład. Gdzie? Tak się złożyło, że byłam na zajęciach w kilku  szkołach specjalnych.  Sposób , w  jaki tam pracują nauczyciele ( i nie tylko nauczyciele) i zaangażowanie z jakim to robią wprawiłoby w zakłopotanie wielu  z nas… Bo czyż nie miłość leży u źródła postępowania pani dyskretnie chowającej w rękawie bluzki wielkiego siniaka jako pamiątkę po pracy  z 11 letnim autystą, który akurat tak zareagował  na kolor jej ubrania? Czyż nie miłością jest ból kręgosłupa i kosmiczne zmęczenie po ćwiczeniach z ciężko upośledzonymi, których wiele razy trzeba było położyć, ponieść , przytrzymać…  Czy nie miłością  jest dziesiąty , setny, tysięczny może raz powtarzanie tych samych, naturalnie prostych dla zdrowych  czynności, żeby takie  chore  dziecko mogło się … nauczyć siadać przy stole lub zapinać guziki?  Czy to nie miłość pozwala słuchać niezrozumiałego bełkotu, krzyku lub dla odmiany nie do końca świadomie wypowiadanych przekleństw? I wreszcie czy to nie w imię  miłości przyjmuje się bycie oplutym, wybrudzonym  nie tylko resztkami jedzenia? I na koniec chyba najtrudniejsze… bo tylko miłość  do tych dzieci pozwala na pozostawienie przed drzwiami szkoły wszystkich swoich własnych trosk, kłopotów, codziennych zmagań,  od których przecież nikt z nas nie jest wolny… Bo nie wolno iść do takich dzieci z problemem wypisanym na twarzy … ponieważ one – lepiej niż najdoskonalszy psycholog wyczują człowieka, tylko interpretacja będzie inna – przyjmą wszystko do siebie ………. Tylko miłość daje siły do pracy, za którą nie usłyszą od większości wychowanków słowa dziękuję…….

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 18.05.2024

Ostatnio dodane