Czy czas leczy rany?
dodane 2015-04-20 00:22
Zbliża się kolejna rocznica odejścia mojej córeczki. Minęło już prawie 8 lat.
Tamtego roku, jesienią, natknęłam się w "Tygodniku Powszechnym" na słowa z komentarza ks. Adama Bonieckiego:
Nie mówcie tym, którzy stracili ukochanych, że "czas zagoi rany", nie mówcie, że "oni już nie cierpią". Najlepiej nie mówcie nic.
Czas tych ran nie leczy. Pozostają, bo śmierć ukochanych jest też trochę śmiercią nas samych: coś w nas umiera. Żyjemy, ale nic nie jest tak, jak było przedtem, już nie jesteśmy tacy sami.
Ten fragment trafił idealnie w to, co czułam i myślałam wtedy. Wstawiłam go nawet do swojej forumowej sygnaturki. Dziś widzę, że te słowa są często przywoływane w sieci. Widocznie nie tylko mnie poruszyły.
Czy dziś byłabym gotowa powiedzieć, że czas jednak leczy rany?
Nie.
Owszem, żyję spokojnie i szczęśliwie. Mam już trzech wspaniałych synów, którymi cieszę się każdego dnia. Jesteśmy zdrowi, kochamy się nawzajem. Nasza rodzina trwa, umacnia się, rozwija. Ale i tak brak Malutkiej jest odczuwalny. Nadal myślę o tym, jak wyglądałaby dzisiaj. Nadal zdarza się, że ściska mi się serce na widok dziewczynek w odpowiednim wieku. Nadal na pojawiające się wciąż komentarze, że do tych trzech chłopaków przydałaby się córeczka, mam ochotę odpowiedzieć, że... przecież Ją mam.
Ostatnio mówiłam chłopcom, że dla każdego z nich mam specjalnego buziaka na dobranoc. Dla Niej też mam. Mam to szczególne miejsce w sercu, które tylko Ona może zapełnić. Mam całą masę buziaków, których nie miałam nigdy okazji Jej przekazać. Nie tracę nadziei, że nadrobimy stracony czas w wieczności.