Brud i szarość
dodane 2011-03-31 22:22
Ostatnimi czasy w moim życiu dominującym kolorem stała się szarość. Radosne, różowiutkie macierzyństwo z poradników dla rodziców i z reklam po prostu nie istnieje. Zamiast niego jest ciągła harówka. Dzień wypełniają niezliczone pieluchy - raz jeden syn, raz drugi. Brudne ubrania chyba rozmanażają się po kątach i wysypują górą z kosza. W salonie na honorowym miejscu stoi nocnik. Obaj faceci zakatarzeni, pod ręką trzeba mieć aspirator i odciągać gluty. Starszy na antybiotyku, więc zaczęła się standardowa biegunka i dziś 3 razy zmieniałam zakupciane ubranie.
Są chwile, że mam tego dość. Zastanawiam się, jaką wartość ma to, co robię. Czy rzeczywiście wycieranie dziecięcej pupy 25 razy dziennie to jest sens mojego życia?
Wpadła mi w ręce książka prof. Jacka Filka, dzięki której znalazłam sposób na uporanie się z tymi myślami.
Wielkość, która na ciebie czeka, nie jest wielkością w jakiejś dziedzinie, nie jest wielkością, która staje do konkursów i chce okazać się „lepsza” od innych, „najlepsza”. Jest wielkością, o której nie napiszą w żadnej encyklopedii, bo jej redaktorzy nie znają owej dziedziny, owej konkurencji. Nie znają i – jak już powiedziałem – znać nie mogą, bo to nie jest żadna „dziedzina”, „żadna konkurencja”, żaden „konkurs”. To życie, to wielkość twego życia.
Życie nie jest „dziedziną” czy „konkurencją”, choć niektórzy traktują je jak konkurs. Redaktor o tobie nigdy się nie dowie. Wielkość twego życia objawia się w codzienności, najczęściej poza wszelką publicznością. Tymczasem dla niego, jeśli nie jesteś „wielki” w jakiejś konkurencji, w ogóle nie jesteś wielki. (...)
Możesz osiągać wielkość, która nie jest wielkością człowieka jako tego czy jako tamtego, lecz wielkością człowieka jako człowieka, ale zarazem ta wielkość człowieka jako takiego nie może być abstrakcją, lecz ma być wielkością twojego życia, czyli czegoś absolutnie pojedynczego. Możesz stać się wielkim dobrym człowiekiem – jako człowiekiem – jedynie stając się wielki w byciu dobrym sobą, a o tym już nikt nic nie może wiedzieć, prócz ciebie samego i – być może – paru bliskich tobie osób. Co jednak wcale nie oznacza, iż panuje tu dowolność. Ów krzyż pański, jakim jest twoje życie, jest krzyżowaniem się określoności całkowicie ogólnej z określonością całkowicie poszczególną. Miejscem tego krzyżowania się jest spotkanie z Innym, a czasem tego spotkania jest dzień powszedni. Prawdziwie wielka jest twoja wielkość w codzienności, w powszedniości życia, życia z innymi. Jeśli myślisz, że co innego jest dla twej wielkości istotniejsze, wiedz, że cię oszukano. Nie zazdrość więc tym, o których piszą w encyklopedii, ani tym bardziej tym, których pokazują w telewizorze. Ty swoim życiem nie startujesz w żadnej z tych konkurencji, w których tamci okazują się lepsi od innych. Twoje życie nie jest bowiem konkurencją, a jeśli już jest, to jesteś absolutnie jedynym startującym.
Wiem, nawiedza cię marzenie o jakimś szczególnym wyczynie, o jakimś monumentalnym dziele, które przyniosłoby ci niemal wieczność, ale to wszystko wątpliwa ontologia. Naprawdę ważniejsze jest twoje codzienne bycie z innymi. Tu – wbrew pozorom – oddziałujesz głębiej, tu wpracowujesz się w materię trwalszą, choć dużo subtelniejszą niż spiż posągu zdobiącego skwer.
cytat z: http://www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=746
I teraz tylko jedno pytanie trzeba sobie zadać: jak radzę sobie z codziennością? Wydaje mi się, że kiepsko. Nie zawsze umiem pogodnie i spokojnie znosić to, co przynoszą dni, nie zawsze umiem przełamać swój egocentryzm. Czy w spotkaniu z mną ludzie doświadczają dobra? Moi bliscy ostatnio doświadczają raczej mojego zdenerwowania, niecierpliwości, przykrych słów.