Uncategorized

Powołanie

dodane 22:02

W swojej parafii trafiłam dziś na rekolekcje.

Tok wywodu rekolekcjonisty był mniej więcej następujący:

Adwent powinien być czasem szczególnej tęsknoty za Bogiem. My za Bogiem rzadko tęsknimy, nie chcemy Go w swoim życiu, bo gdybyśmy dopuścili, żeby w nim rządził, to ryzykowalibyśmy, że Bóg zdecyduje się pokrzyżować nasze plany i wszystko zrobić po swojemu. Przykłady? Maryja, Józef, którzy mieli własne plany na życie, własne marzenia, a Bóg "totalnie im to wszystko rozwalił". Musimy pozwolić Bogu być w naszym życiu i rozwalać nasze plany, bo tylko wtedy, kiedy będziemy realizować Jego zamysły, rozwinie się nasze człowieczeństwo. A jeśli będziemy żyć po swojemu, nasze człowieczeństwo się nie rozwinie i... ze zbawienia nici.

Wraca do mnie pytanie - czy każdy z nas, przychodząc na świat, ma JEDNĄ możliwą (czy raczej - właściwą) drogę życia, drogę powołania i czy - jeśli rzeczywiście się z jakichś powodów z nią rozminie - zostanie mu odebrana możliwość ZBAWIENIA? Tak można było wywnioskować z dzisiejszej nauki.

Tymczasem ja zawsze sądziłam, że rozeznawanie naszej drogi życiowej powinno być oparte na rozeznaniu tego wszystkiego, co Pan Bóg w nas złożył: darów, talentów, pragnień serca, marzeń...  Poznaję siebie, widzę, jaka jestem, co powinnam robić w życiu, podejmuję namysł nad relacją z Panem Bogiem i z innymi, rozpoznaję, czy spełnię się w rodzinie czy w innej formie życia.  Mogę się po drodze mylić, mogę błądzić, ale proszę o coraz lepszy dar rozeznania i - o ile jestem w prawdzie wobec siebie i Boga - coraz lepiej rozumiem swoje zadania. Moje marzenia i pragnienia nie są - wbrew temu, co mówił dzisiejszy kaznodzieja - koniecznie sprzeczne z tym, czego Pan Bóg dla mnie (ode mnie) chce. Przeciwnie: one właśnie pozwalają mi dostrzec, ku czemu Pan Bóg mnie powołuje, co jest złożone w głębi mojego serca i umysłu.

A rekolekcjonista - może z braku czasu, a może dla lepszego efektu retorycznego - postraszył zebranych, że jeśli ich życie nie będzie takie, jak wymyślił Bóg, to na zbawienie nie mają szans. Zastanawiam się, czy to przemyślał. Czy tak właśnie byłoby z Maryją, gdyby jednak powiedziała: "Nie"? Bóg przewidział Ją na Matkę Swego Syna, ale przecież Jej decyzja (tak nas od zawsze uczą) była wolna i to właśnie było w niej najpiękniejsze i największe. Czy alternatywą było piekło? Nie wierzę. Czy ludzie, którzy gdzieś po drodze się pogubili i rozeznali źle, stracili swoje życie już na zawsze - tu i w wieczności? Nie wierzę. Notabene, niezłego tupetu trzeba, aby z ambony wyrokować o tym, kto w jakich warunkach zostanie zbawiony...

Przyszłam do domu trochę wzburzona i podzieliłam się tymi rewelacjami z mężem. Wszystkie moje rozważania podsumował po chwili namysłu chłodno i krótko: "Jakoś nie wierzę, żeby Dobry Łotr przez całe życie realizował plan Pana Boga..."

Potęga męskiej logiki jest powalająca!  :)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane