Kanonizacja Matki Teresy z Kalkuty.
dodane 2016-09-04 21:11
"Jeśli kiedykolwiek będę świętą, na pewno będę świętą od ciemności. Będę ciągle nieobecna w niebie, aby zapalać światło tym, którzy są w ciemności na ziemi." Matka Teresa z Kalkuty
W dniu dzisiejszym została kanonizowana Matka Teresa z Kalkuty. „Matka Teresa robiła bardzo dużo, ale nie na pokaz, była bardzo powściągliwa w tym, co czyniła. Do wszystkiego podchodziła w sposób spontaniczny i naturalny, nawet do czynności najbardziej męczących” – powiedziała dla rozgłośni papieskiej Agi Bojaxhiu, bratanica świętej - „Czymś niezwykłym było widzieć, jak dotykała ludzkich ran, jak pomagała ludziom, jak to wszystko organizowała z siostrami, które teraz kontynuują jej pracę”.
W dzisiejszej Ewangelii słyszymy słowa Jezusa skierowane do tłumów podążających za Nim: "Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem." Jezus wzywa do bycia Jego uczniem. W innym miejscu Ewangelii Łukaszowej bogaty młodzieniec nazywa Jezusa Dobrym Nauczycielem. (Łk 18, 18) Jezus wtedy odpowiada, że dobry może być tylko sam Bóg, wskazując tym samym na swoją boską naturę. Zatem być uczniem Jezusa to słuchać Jego słów i wypełniać je, pełnić Bożą wolę. Być uczniem Jezusa to mieć w nienawiści wszystkich, którzy mogą nam przesłonić dobrego Boga..... ojca, matkę, żonę, dzieci, siostry, a nawet samego siebie - swoją sferę fizyczną, psychiczną, intelektualną, emocjonalną.... Mieć w nienawiści to znaczy zostawić, odsunąć się, przestać walczyć, udowadniać, tłumaczyć.... ale powierzyć, oddać wszystko Jezusowi. To postawić w centrum swojego życia Jezusa. Być uczniem Jezusa to także wziąć swój krzyż i naśladować Go. Wziąć krzyż... swój krzyż.... znaczy przyjąć niezrozumienie i odrzucenie przez świat i ludzi, tych najbliższych w szczególności; przyjąć krzyż tego, że ciągle jestem sam w tym co robię i jak żyję; przyjąć krzyż swojego niedowiarstwa, że obrałem dobry kierunek naśladując Jezusa; przyjąć krzyż wyśmiewania i oszczerstwa; a może przyjąć krzyż ciągłego odrywania się od swoich nawyków, zwyczajów, popełniania ciągle na nowo tych samych grzechów, obwiniania siebie czy też wszystkich innych za całe zło tego świata.... Przyjąć krzyż to poznawać siebie i swoje słabe strony, ale nie skupiać się na nich. Święty Augustyn mówi: "Gdy Bóg na pierwszym miejscu tam wszystko inne jest na właściwym miejscu".
W życiu Matki Teresy z Kalkuty Bóg był na pierwszym miejscu. Można powiedzieć, że widziała go w każdym, kto był chory, cierpiący, potrzebujący... Jan Paweł II wspominał jej "drobną postać przytłoczoną brzemieniem życia, które poświęciła służbie najuboższym z ubogich, ale zawsze pełną niewyczerpanej energii wewnętrznej: energii miłości Chrystusa." Żyła służąc Chrystusowi obecnemu w ubogich. Określała siebie Misjonarką Miłości. W każdy dzień rozpoczynała swoją misję poranną Eucharystią, by później wychodzić na ulice Kalkuty i szukać Jezusa w ubogim, opuszczonym, umierającym człowieku. Na wzór ewangelicznego Samarytanina stawała przy życiu każdego napotkanego człowieka załamanego, cierpiącego i znieważanego.
Matka Teresa dbała o swoją sferę duchową. Oprócz codziennej Eucharystii w modlitwie upraszała Jezusa, aby pozwalał jej stawać się narzędziem Jego miłości i światłem dla innych:
Pomóż mi rozsiewać Twoją woń, o Jezu. Wszędzie tam, dokąd pójdę, napełnij moją duszę Twoim Duchem i Twoim życiem. Stań się Panem mojego istnienia w sposób tak całkowity, by całe moje życie promieniowało Twoim życiem. Aby każda dusza, do której się zbliżam, mogła odczuwać Twoją obecność we mnie. Aby patrząc na mnie, nie widziała mnie, ale Ciebie we mnie. Pozostań we mnie. Dzięki temu będę jaśnieć Twoim blaskiem i będę mogła stać się światłem dla innych.
Cud, który przyczynił się do kanonizacji Matki Teresy z Kalkuty wydarzył się w Brazylii w 2008 r. Mężczyzna, u którego zdiagnozowano bakteryjne zapalenie mózgu został uzdrowiony dzięki modlitwie jego żony i kilku przyjaciół, którzy od września 2008 r. polecali go w modlitwie Matce Teresie. Stan jego zdrowia stopniowo się pogarszał, aż 9 grudnia nad ranem zapadł w śpiączkę i praktycznie umierał. Bliscy nie ustawali w modlitwie. Lekarz nie mógł operować, ponieważ wystąpiły komplikacje. Ale około 6:00 nad ranem chory znalazł się na stole operacyjnym, a chwilę po tym posłano po lekarza innej specjalizacji, którego nie udało się go znaleźć. Pacjent zapadł w głęboką śpiączkę i był bliski śmierci. Jednak o 6:40 odzyskał przytomność, rozejrzał się i powiedział: „Jestem na stole operacyjnym? Co ja tu robię?”. Jego rodzina nadal nie ustawała w modlitwie. Historia choroby i analiza badań przez neurochirurgów w Brazylii i w Rzymie potwierdziła, że tak radykalna poprawa była niemożliwa. Lekarz uzdrowionego stwierdził, że miał 30 pacjentów w takim stanie, 29 zmarło, tylko ten jeden żyje. Lekarze stwierdzili, że to małżeństwo nie będzie mogło mieć dzieci, a w tej chwili ma dwójkę.
Matce Teresie z Kalkuty nie była obojętna rodzina. Na pierwszym Światowym Spotkaniu Rodzin powiedziała: "Rodzina, która się modli to szczęśliwa rodzina. [..] W rodzinie kocha się tak, jak kocha Bóg: jest to miłość, którą wszyscy dzielą się nawzajem. W rodzinie doświadcza się radości, jaką daje wzajemna miłość. W rodzinie trzeba nauczyć się wspólnej modlitwy. Owocem modlitwy jest wiara, owocem wiary jest miłość, owocem miłości jest służba, a owocem służby jest pokój" |