Ból majowy

dodane 19:43

Tegoroczny długi majowy weekend upłynął mi pod znakiem bólu.

 

Odezwała się i pogłębiła kręgosłupowa słabość, w wyniku czego 02.05 wylądowałam w gabinecie fizjoterapeutki. Pani doktor postawiła mnie na nogi, ale zanim organizm uporał się z chorobą, potrzeba było czasu. Właśnie tego czasu wolnego. Na szczęście nie musiałam wtedy chodzić do pracy, więc starałam się, jak tylko umiałam, odciążyć kręgosłup.

Ból kręgosłupa jest straszny. Mimo to jednak dobrze, że bolało.

Ból ciała sygnalizuje, że coś dzieje się nie tak tam, gdzie człowiek nie zajrzy. Dzięki bólowi człowiek może zacząć współpracę ze swoim ciałem w celu uzyskania poprawy. Może wprawdzie też zignorować ból lub likwidować go środkami przeciwbólowymi bez głębszego wniknięcia w przyczynę tego, co spowodowało ból.

I to samo dzieje się nie tylko na poziomie ciała, ale psychiki, emocji i ludzkiego ducha.

Gdy choruje ludzka psychika, ludzki duch, człowiek też odczuwa ból. Czasem jest to ból cielesny, ale przeważnie to „ból” duszy: poczucie odrzucenia, osamotnienia, lęku przed przed życiem, przeżywane, straszne w swej intensywności, uczucie gniewu, wściekłości, chęci zadania bólu drugiemu człowiekowi lub sobie. Bolą wszelkie niespełnione oczekiwania, pragnienia. Bolą wszelkie niezagojone, ropiejące rany duszy. Bolą wszelkie nienazwane i nieprzebaczone krzywdy i doświadczone zło.

Gdy boli dusza, żyje się źle.

Ten „duszny” ból ma sens i – podobnie jak cielesny – służy wskazaniu, co w ludzkiej duszy choruje i potrzebuje lekarza i lekarstwa.

I tak samo, jak cielesny ból, ten także można starać się „znieczulić”: alkoholem, narkotykami, seksem, oglądaniem tv, plotkowaniem. Można „znieczulać” się aktywnością i pracoholizmem.

Te wszystkie znieczulacze są po to, by nie wejść w kontakt z własną duszą, rozpoznać rodzaj choroby i poszukać na nie lekarstwa. Ale nie tylko poszukać, lecz także i „zażyć” po przepisaniu kuracji.

Ostatnio w naszej rodzinie miała miejsce rozmowa na ten temat. Wypłynęła ona wprost z nieprzyjemnego zachowania jednego z członków rodziny wobec drugiego. Podczas rozmowy okazało się, że ten sposób zachowania się uznany został za lekarstwo na doznane w przeszłości zranienia i krzywdy. Jednak z dalszych słów wynikało, że lekarstwo to nie zadziałało – krzywdy nadal bolały, chęć odwetu nie zmalała, a nawet wzrosła.

Dobrze, że te wzajemne pretensje i animozje zostały wypowiedziane, wyszły na jaw. Przynajmniej przestały krążyć podskórnie i zatruwać to, co mogłoby być dobre i miłe.

W rozmowie padły też ważne słowa: w przypadku zranień i krzywd człowiek ma do wyboru dwie drogi: może je przebaczyć (wtedy zaczyna się prawdziwy proces leczenia) i iść dalej, ale może też ich nie przebaczyć, hodować je w sobie, żyć nimi i nie pozwolić sobie na wypuszczenie ich z rąk (a raczej z serca). Tylko że w tym przypadku doświadczone zło dalej sieje swoje miazmaty i coraz mocniej zatruwa to, co jeszcze było zdrowe, dobre i piękne. Człowiek działa pod jego wpływem, mówi pod jego wpływem, a efektem jest coraz większe osamotnienie tego, kto w sercu hoduje nieprzebaczone krzywdy. Oczywiście, natychmiast dopisywane jest to do spisu doświadczonych krzywd... swoiste perpetuum mobile...

 

W relacjach międzyludzkich nie da się uniknąć bólu i cierpienia, tak samo jak w życiu nie można być ciągle zdrowym i zawsze czuć się świetnie. Co jakiś czas przychodzą chwile trudne, bolesne, mroczne, ale tylko od człowieka zależy, co z nimi zrobi...

Czasem są to trudne decyzje, ale właśnie te przynoszą najpiękniejsze, najsłodsze owoce.

 

Dlatego bardzo jestem ciekawa, jaką decyzję podejmie osoba z mojej rodziny w tej konkretnej sprawie: czy wybaczy, czy będzie hodowała w sobie poczucie krzywdy i zarażała swoim niezadowoleniem nas wszystkich.

 

PS. Jako uzupełnienie tematu akurat dziś poczytałam sobie artykuł „Kamień z serca”.

 

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 19.04.2024

Ostatnio dodane