Swoje, własne, wypocone - twórczość z szuflady

Kto jest najważniejszy?

dodane 14:28

Tak mi się skojarzyło z tym jak papież Franciszek poprosił, aby nie wydawać fortuny na przyjazd do Rzymu, na rozpoczęcie jego pontyfikatu, aby lepiej te pieniądze przeznaczyć na inny, szczytny cel. Idąc za tymi słowami, warto sobie uświadomić, że często gonimy za spotkaniami z osobistościami, kimś kto wydaje nam się ważny, zapominając, że tuż obok czeka na nas Pan! Ten, który jest przecież ponad wszystkimi. I najgorsze jest to, że często jest sam, że często nasze świątynie świecą pustkami... Gdzie w tym logika?

Siedziałem na skraju polany. Niby nie czułem się źle, ale miałem wrażenie, że znowu mnie coś ominęło. Zawsze tak podły miałem nastrój, kiedy do Polski przyjeżdżał Jan Paweł II. Zawsze próbowałem dostać się bliżej, aby choć na chwilę być blisko niego i zawsze lądowałem, gdzieś na tylnich rzędach. Tam, gdzie dochodzą resztki głosu. Czy to było sprawiedliwe? Dlaczego inni mogą a ja nie? Dlaczego politycy? Czy oni są w czymś lepsi niż ja?

- Przestań tak dumać, bo idziesz w złym kierunku – podszedł do mnie Mikołaj. – Nie porównuj się z innymi, bo wtedy nasz egoizm szerzy się jak zaraza…

- Tym razem miało być inaczej…! Jechaliśmy całą noc, później drugą siedzieliśmy pod tą barierką i co? Wyprosili nas z sektora, a rano kiedy stanęliśmy u wejścia wszystko było zajęte….! ZAJĘTE! Jak te osły znowu na końcu!

Mikołaj widział, że chyba nic nie wskóra. Popatrzył na mnie chwilę, odwrócił się na pięcie i poszedł. To nie było podobne do Mikołaja, przecież on nigdy się nie obrażał. Zrobiło mi się trochę głupio, że na niego nawrzeszczałem. W końcu to nie była jego wina. Moja też nie. W takich sytuacjach nie radziłem sobie z gniewem i z rozczarowaniem.

Postanowiłem podnieść się i poszukać Mikołaja. Choć wiedziałem, że łatwe to nie będzie w tym tłumie, który jeszcze przeżywał spotkanie z Papieżem. Ruszyłem w kierunku, w którym zniknął mój przyjaciel. Uszedłem zaledwie parę metrów, kiedy zobaczyłem, że macha w moją stronę. Kiedy doszedłem do niego, chciałem coś powiedzieć, wytłumaczyć, przeprosić, ale on tylko machnął ręką. Uśmiechnął się i pokazał, żebym za nim poszedł. Szliśmy tak piętnaście minut kalwaryjskim szlakiem i doszliśmy do kaplicy trzeciego upadku.

- Znalazłem go dla ciebie. Najważniejsza postać świata i na wyciągnięcie twojej ręki! – wyjaśnił podniecony. – On tu jest – wyszeptał… – sam!

- Zgłupiałeś…zostawili tu papieża?! Samego?! Bredzisz! – jąkałem przerażony….

Nie czekając dłużej, wbiegłem do kaplicy. Ale w środku nie było nikogo… Ani jednej duszyczki. Pomyślałem, że Mikołaj znowu ze mnie zakpił. Wyszedłem z wzrokiem pełnym wyrzutu i z ciętymi słowami, cisnącymi się na usta.

- Nikogo tam nie ma – powstrzymałem się jednak i wydusiłem tylko tyle.

- Jak to nie ma?! – Mikołaj pociągnął mnie za sobą.

Weszliśmy, w środku panował półmrok i przenikliwa cisza. Popatrzyłem w kierunku, który wskazywał mi Mikołaj swoim palcem. Na drewnianym ołtarzu stał wystawiony Najświętszy Sakrament.

- Kiedy wszyscy witali papieża, nikt z nim nie pozostał… Gdyby papież o tym wiedział, że Jego Pan jest tu sam…nie byłby szczęśliwy – Mikołaj patrzył smutno przed siebie. Dumał o czymś głęboko zamyślony.

Tak, on był tutaj sam… Pan tego świata i mam go na wyciągnięcie ręki… A bardziej gonię za człowiekiem, niż za tym, który daje mi siebie całego… Popatrzyłem na Mikołaja, chciałem mu to wyznać, ale nie musiałem. Wiedział już, że rozumiem.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024

Ostatnio dodane