Wywiad z ...

Ta gromada? Podwórko dalej...

dodane 00:42

Tak nas poinformował ich sąsiad.

- Witajcie - przy bramie wita nas gospodarz domu. - Tak, dobrze trafiliście - uśmiecha się ciepło.

Dom wydawał się nie duży, ale im głębiej  w podwórko tym bardziej się wydłużał. Na podwórku kilkoro dzieci, badawczo nam się przyglądające. W kuchni dwie dziewczyny, jedna gdzieś tam na górze... Nam oczy latały dookoła głowy. Niepewność jak to będzie. Pierwsza w życiu praktyka w takim miejscu. W salonie duży stół - dwanaście pomieści - rzucił Krzysztof(imię zmienione). Usiedliśmy razem z mężem do stołu, jeszcze tylko herbata na dobry początek i zaczęło się.

Trafiliśmy do domu, gdzie mieszka rodzina zastępcza zawodowa. Troje dzieci własnych, siedmioro przysposobionych. - Starsza nie chciała - dodaje Dorota. - Dlatego zdecydowaliśmy się dopiero jak poszła na studia. Dom wielki, co będziemy sami robić. Dzieci czekają, nie ma dla nich miejsca w domu dziecka, a poza tym wiecie jak jest w domu dziecka - skwitowała do nas.

Kiwnęliśmy ze zrozumieniem. Wiemy. Rzadko komu udaje się wyrwać z traumy domu dziecka. Choć oczywiście są tacy, którym się udało. Marzeniem <dobrych> wychowawców domu dziecka, a znamy kilku, jest to, aby takie dziecko przygotować do życia. Wygrana, kiedy dziecko nie spada na dno, bo gdzieś tam w głębi duszy ciągle jątrzy się rana odrzucenia, braku miłości, do tego stopnia, że dziecko idzie w samodestrukcję. Powiela schemat, mimo, że chce wyrwać się z tych utartych schematów i być poza nimi.

- Nie mamy nikogo, tylko siebie - mówi Krzysztof. - Dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie ma zmiłuj się. Z tej pracy nie wracamy do domu po ośmiu godzinach. Tutaj nie ma wolnego. Ale jest porządek. Musi być, inaczej byśmy wszyscy powariowali.

Pytamy, dlaczego nie przekształcą się w Rodzinny Dom Dziecka, mają większe prawa, mogą kogoś zatrudnić...

- Nie mamy warunków - wyjaśniła Dorota. - Mieliśmy wziąć troje, maksymalnie czworo dzieci. Było zapoznanie z trzema dziewczynkami. Mieliśmy na nie czekać dwa miesiące. A w międzyczasie panie z PCPR poprosiły, żebyśmy wzięli z interwencji czworo dzieci. Na górze pokoje były obsadzone, dlatego znaleźli swój kąt, cała czwórka w dużym pokoju na dole. Zostali znami na stałe. Bo nie ma nigdzie miejsca... A my praktycznie będąc jak Rodzinny Dom Dziecka nie możemy nim być. Ja pracuje, mąż jest na stałe w domu. Jak przychodzę po dwunastu godzinach z pracy, a ten milczy i ogląda telewizor to wiem, żeby już go nie męczyć. Musi odreagować.

- Było jeszcze jedno... - wtrąca Krzysztof.

- Mąż ma za dobre serce, dlatego panie zadzwoniły do niego... Marcinek, półtora roku... Miał zostać na trzy tygodnie. Był półtora miesiąca. A jeszcze nas później ciągali po sądach, dlaczego go oddajemy... Bo nie można tak brać i oddawać... Powiedziałam sędzinie, że my mamy już siedmioro.  Marcinka mieliśmy mieć krótkoterminowo. Zamilkła, przeprosiła nas i objechała panie z PCPR. Od tamtego roku mamy też ustawowy miesiąc wolnego. Jak już wystąpiliśmy z wnioskiem to zaczęło się dochodzenie, co jest nie tak, że może potrzebna jest jakaś pomoc... a my po prostu musieliśmy odpocząć. Już w drodze na wakacje, dostaliśmy kilka telefonów, że to jednak jeszcze taki papierek, a i jeszcze to... umowa to umowa, musiały panie na nas zaczekać. Zresztą one wiele robią mimo, że jest to nielegalnie. Nie znają ustawy, którą powinny mieć w jednym paluszku. Jak chcą na nas jeszcze zarobić to mówię dajcie mi podstawę prawną. I temat zakończony.

Byliśmy pod wrażeniem. Pozwiedzaliśmy pokoje, pogadaliśmy z dzieciakami, powygłupialiśmy się. Byliśmy na chwilę. Na pewno życie w takiej gromadzie to nie tylko blaski, ale także cienie.

- A jakże - kwituje Krzysztof. - Kłótnie, tego przytulisz, to to jest zazdrosne, ta dostała więcej. Są też inne problemy, Weronika do tej pory przynosi ze szkoły drobne rzeczy <nie swoje>.

- Ale to nie tylko z dziećmi jest problem. W szkole jest catering. Jak nie ma jakiegoś dziecka, które je obiad to pani pyta kto jest chętny, żeby nie wyrzucać jedzenia. U nas dzieci jedzą w domu. Nasz Adaś jednak mimo to zawsze był chętny. Aż dostałam wezwanie do PCPR z podejrzeniem, że głodzę dzieci. Dobrze, że Adaś był z nami. Od razu wykrzyknął oburzony, że przecież sama pani dawała. Ma się zmarnować? Poszłam do szkoły i powiedziałam co o tym myślę. Czy nie prościej było najpierw porozmawiać ze mną? Wydawałoby się, że nauczyciele, wykształceni ludzie, bardziej zrozumieją całą sytuację, ale to tylko moje nadzieje. Niespełnione dodam. Jednak nie wykształcenie czyni z człowieka kogoś mądrego życiowo.

Oczywiście. Jest wiele stereotypów odnośnie dzieci z domów dziecka, czy z rodzin patologicznych. Problem przyklejania łatek, traktowania jak kogoś gorszego, nawet do tego stopnia jakby to był ktoś upośledzony. Dlaczego w nas tyle niezrozumienia. W nas, którzy domagamy się tak głośno na każdym kroku tolerancji. A naszym zdaniem to puste słowo, slogan. Potrzeba braterstwa. Potrzeba wdrażania nauki Jana Pawła II i Katolickiej nauki społecznej. To podstawa wzajemnego dialogu i wzrostu/rozwoju społeczeństwa.

- Sąsiedzi, ludzie na wsi... phi - Krzysztof zaśmiał się. - Mówią, że robimy to dla kasy, choć ledwo co z tej kasy starcza na wszystko. Dzieci są mądre wyliczają, obliczają, mają mieć zapewnione wyjazdy, standard, zajęcia dodatkowe. A tu wszystko kosztuje. Nie mamy w pobliżu żadnej fundacji. Jesteśmy sami. Z niektórymi kontakty się pourywały, jakoś ta nasza decyzja nas odizolowała od niektórych z rodziny, przyjaciół.

Dziwimy się, że skoro to taki <jak to mówią inni -oskarżyciele-> złoty interes, dlaczego jest taka potrzeba rodzin zawodowych i rodzinnych domów dziecka?

- To zawsze będzie inna relacja niż ze swoim dzieckiem - mówi nagle Dorota. - Ale wczoraj Iwona powiedziała, że jednak odchodzi. Ma dziewiętnaście lat, miała odejść za rok. Myślała o studiach, ma narzeczonego... nie wiemy co się stało. To nie nasza córka, inaczej to się wszystko przeżywa, ale coś mnie jednak ruszyło. Miałam nadzieję, że jej się uda. A chce gdzieś tam iść na stancję z koleżankami... Nienajlepsze środowisko, ale nie mogę jej zabronić (prosimy o modlitwę w intencji tej dziewczyny, żeby nie zaprzepaściła szansy jaką ma, aby udało jej się wygrać życie).

Czy wiedzieli na co się piszą? W życiu. Wybuchają oboje. Ciężko, przeróżne, zaskakujące sytuacje, kryzysy, głupie przegadywanki z PCPR, wręcz użeranie się, ale nie żałują. Takie życie wybrali. Śmieją się z nas, bo nie wiemy co nas czeka.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024

Ostatnio dodane