Merton, Tożsamość/Integralność/Harmonia

Ciało z połamanymi kośćmi

dodane 20:36

TY, ja i wszyscy ludzie zostaliśmy stworzeni, by od­naleźć własną tożsamość w Jednym Mistycznym Chry­stusie, w którym dopełnimy się wszyscy nawzajem, sta­jąc się „ doskonałym człowiekiem, na miarą wieku pełni Chrystusowej "(Ef4,13). Kiedy osiągniemy wszyscy tę doskonałość miłości, jaką jest kontemplacja Boga w Jego chwale, nasze nie­naruszalne osobowości, chociaż pozostaną na zawsze odmienne, połączą się wszakże w Jedno, tak iż każdy z nas odnajdzie się we wszystkich, a Bóg będzie życiem i rzeczywistością wszystkich. Omnia in omnibus Deus (lKor 14,28).

Bóg jest trawiącym Ogniem. On jeden może nas uszla­chetnić jak złoto i oddzielić nas od żużlu i osadu naszych samolubnych indywidualności, by nas stopić w całość doskonałej jedności, która będzie na zawsze odzwiercie­dlać Jego własne Jedyne Życie w Trójcy. Dopóki nie pozwolimy, żeby Jego miłość pochłonęła nas całkowicie i zjednoczyła nas w Nim, dopóty złoto, które w nas jest, skryte będzie pod skałą i brudem, który oddziela nas od siebie. Dopóki Boża miłość nas nie oczyści i nie przemieni na Jego obraz w jedność czystej świętości, pozostanie­my oddzieleni od siebie, skłóceni ze sobą, a jedność po­śród nas będzie nietrwała i bolesna, pełna trudu i smutku i pozbawiona trwałej spójności. Na całym świecie, w całej jego historii, nawet mię­dzy ludźmi religijnymi i między świętymi, Chrystus cierpi z powodu podziału. Piłat i faryzeusze ukrzyżowali Jego fizyczne Ciało; Jego mistyczne Ciało jest od zarania wleczone i ćwiartowane przez demony w udręce tego rozbicia, które ro­dzi się i wegetuje w naszych duszach, skorych do ego­izmu i do grzechu. Wszędzie na powierzchni kuli ziemskiej skąpstwo i żądza rodzi niekończące się podziały między ludźmi, a rany, które zrywają jedność między nimi, powiększają się i zamieniają w wielkie wojny. Zabójstwa, masakry, rewolucja, nienawiść, rzeź i tortura ciał i dusz ludzi, ogień niszczący miasta, głód dotykający miliony, zagłada na­rodów i wreszcie kosmiczna nieludzkość wojny atomo­wej: Chrystus jest masakrowany w Swoich członkach, odrywany kończyna po kończynie; Bóg jest mordowany w ludziach. Historia świata, z materialnym niszczeniem miast, na­rodów i ludzi, uwypukliła wewnętrzny podział, który tyra­nizuje dusze wszystkich ludzi, a nawet świętych. Nawet niewinni, nawet ci, w których Chrystus żyje dzięki miłosierdziu, nawet ci, którzy chcą całym sercem kochać się nawzajem, pozostają podzieleni i rozłączeni. Chociaż są już w Nim jednym, ich jedność jest przed nimi zakryta, ponieważ nadal włada jedynie tajemną sub­stancją ich dusz. Lecz ich umysły, osądy i pragnienia, ich ludzkie cha­raktery i zdolności, ich apetyty i ideały są uwięzione w magmie nieuchronnego egoizmu, której czysta miłość nie zdołała jeszcze uszlachetnić. Jak długo jesteśmy na ziemi, miłość, która nas jedno­czy, będzie przynosiła nam cierpienie przez sam nasz kontakt ze sobą nawzajem, ponieważ ta miłość jest skła­daniem na nowo połamanych kości w Ciele. Nawet święci nie mogą żyć ze świętymi na tej ziemi bez pewnej udręki, bez pewnego bólu w związku z różnicami, które ich dzielą. Wobec bólu rozdzielenia z innymi ludźmi zająć można dwie postawy: miłości bądź nienawiści. Nienawiść cofa się przed ofiarą i smutkiem, które są ceną tego składania kości. Odrzuca ból ponownego zjed­noczenia. W każdym słabym, zagubionym i odizolowanym człon­ku rasy ludzkiej jest udręka nienawiści, zrodzona z jego własnej bezradności, jego własnej izolacji. Nienawiść jest znakiem i wyrazem samotności, niegodności, niedostateczności. I w takim stopniu, w jakim każdy z nas jest samotny, niegodny, w takim też każdy się nienawidzi. Niektórzy z nas uświadamiają sobie tę auto-nienawiść i z jej powodu niepotrzebnie ganią się i karzą. Kara nie może uwolnić nas od przeświadczenia, że jesteśmy nie­godni. Nie możemy z tym nic zrobić, dopóki czujemy, że jesteśmy odizolowani, winni, bezradni, sami. Ludzie mniej świadomi swej auto-nienawiści zdają sobie z niej spra­wę w innej formie, projektując ją na innych. Istnieje dumna i pewna siebie nienawiść, mocna i okrutna, która lubi przyjemność nienawidzenia, bowiem nakierowuje się na zewnątrz, na niegodność innego. Ale ta silna i szczęśli­wa nienawiść nie zdaje sobie sprawy, że tak jak każda nienawiść, niszczy ona i pożera jaźń, która nienawidzi, nie zaś obiekt, który jest nienawidzony. Nienawiść w jakiej­kolwiek formie jest autodestrukcyjna i nawet kiedy fizycz­nie triumfuje, triumfuje ku własnej duchowej zgubie. Nienawiść, która czerpie radość z nienawiści, jest sil­na, ponieważ nie wierzy, iż jest niegodna i samotna. Od­czuwa poparcie usprawiedliwiającego Boga, bożka woj­ny, mszczącego się i niszczycielskiego ducha. Od takich bogów-krwiopijców rasa ludzka została już raz uwolnio­na, z wielką męką i potwornym smutkiem, przez śmierć Boga, Który pozwolił się ukrzyżować i znosił w bólu patologiczne okrucieństwo Swoich własnych stworzeń, z litości dla nich. Pokonując śmierć, otworzył im oczy na rzeczywistość miłości, która nie zadaje żadnych pytań o godność, miłości, która pokonuje nienawiść i niszczy śmierć. Ale doszło obecnie do tego, że ludzie odrzucają to boskie objawienie przebaczenia i konsekwentnie po­wracają do starych bożków wojny, bożków, które chci­wie piją krew i jedzą ludzkie ciało. Łatwiej jest służyć bożkom nienawiści, ponieważ dobrze się rozwijają na kulcie kolektywnego fanatyzmu. By służyć bożkom nie­nawiści, trzeba być po prostu zaślepionym przez kolek­tywną namiętność. Aby służyć Bogu Miłości, trzeba być wolnym, trzeba stanąć przed straszną odpowiedzialno­ścią decyzji, by kochać pomimo wszelkiej niegodno­ści, czy to w sobie, czy w swoim bliźnim. To właśnie dręczące, pełne męki poczucie bycia nie­godnym leży u podstaw wszelkiej nienawiści. Człowiek, który potrafi mocno i ze spokojnym sumieniem nienawi­dzić, jest zadowolony z siebie, ślepy na całą swą niegod­ność i beznamiętnie roztrząsający wszystkie swoje wady w kimś innym. Lecz człowiek, który uświadamia sobie zarówno własny brak godności, jak i niegodność swego brata, kuszony jest subtelniejszym i bardziej dręczącym rodzajem nienawiści: powszechną, oschłą, obrzydliwą nienawiścią wszystkiego i wszystkich, ponieważ wszyst­ko jest skażone przez ów brak godności, wszystko jest nieczyste, wszystko jest skalane przez grzech. Ta słaba nienawiść jest tak naprawdę słabą miłością. Osoba, która nie potrafi kochać, czuje się nie warta i jednocześnie ma poczucie, że w pewnym sensie nikt nic nie jest wart. Nie może prawdopodobnie odczuwać miłości, po­nieważ myśli, że jest niegodna miłości, i z tego powodu uważa też, że nikt inny nie jest jej godzien. Początkiem walki z nienawiścią i podstawową chrze­ścijańską odpowiedzią na nienawiść jest nie przykazanie miłości, ale to, które musi niezbędnie zaistnieć wcześniej, by owo przykazanie było zrozumiałe i do zaaprobowania: podstawowe przykazanie wiary. Sednem chrześcijańskiej miłości nie jest wola kochania, ale wiara, że jest się kochanym. Wiara, że jest się kochanym przez Boga. Ta wiara, że jest się kochanym przez Boga, chociaż nie jest się godnym - lub raczej niezależnie od tego, czy jest się godnym!

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane