Merton
Módl się, byś odkrył samego siebie
dodane 2015-01-15 18:20
Bóg wymawia mnie jak słowo zawierające w jakimś stopniu myśl o Nim.
Naszym powołaniem nie jest po prostu bycie, ale wspólna praca z Bogiem w tworzeniu naszego własnego życia, naszej tożsamości, naszego przeznaczenia. Jesteśmy istotami wolnymi i synami Boga. To oznacza, że nie powinniśmy prowadzić pasywnej egzystencji, ale aktywnie brać udział w Jego twórczej wolności, w naszym życiu i w życiu innych, wybierając prawdę. Ujmując to jaśniej, wzywa się nas nawet do uczestnictwa, wraz z Bogiem, w trudzie tworzenia naszej tożsamości. Możemy unikać tej odpowiedzialności przez zabawę z maskami i to nas zadowala, ponieważ czasem wydaje się, że jest to wolny i twórczy sposób życia. Jest to dość łatwe, zdaje się zadowalać wszystkich. Lecz na dłuższą metę koszty i smutek z tym związane są bardzo wysokie. By wypracować naszą tożsamość w Bogu, którą Biblia nazywa „wypracowywaniem swojego zbawienia", trzeba się bardzo natrudzić, co wymaga poświęcenia i udręki, ryzyka i wielu łez. Wymaga to skupienia uwagi na rzeczywistości w każdym momencie i wielkiej wierności Bogu, kiedy się odsłania, niewyraźnie, w tajemnicy każdej nowej sytuacji. Nie wiemy dokładnie z góry, jaki będzie wynik tej pracy. Tajemnica mojej pełnej tożsamości jest w Nim ukryta. Jedynie On może uczynić mnie tym, kim jestem, lub raczej kim będę, kiedy wreszcie w pełni zacznę być. Ale dopóki nie zapragnę tej tożsamości i nie będę pracować, by ją znaleźć z Nim i w Nim, ta praca nigdy nie zostanie wykonana. Sposób, w jaki mam ją wykonać, jest tajemnicą, której mogę się nauczyć tylko od Niego. Nie da się dojść do tej tajemnicy bez wiary.
Ziarna, które w każdej chwili wola Boża sieje na gruncie mojej wolności, są ziarnami mojej własnej tożsamości, mojej rzeczywistości, mego szczęścia, mej własnej świętości.
Odrzucenie ich to odrzucenie wszystkiego; to odrzucenie mojego własnego istnienia i bycia: mojej tożsamości, prawdziwej jaźni.
Brak zgody na to, brak miłości i nieczynienie Bożej woli to odrzucenie pełni swojej egzystencji.
Jeśli nigdy nie stanę się tym, kim mam być, lecz na zawsze pozostanę tym, kim nie jestem, poświecę wieczność na zaprzeczanie siebie przez bycie jednocześnie czymś i niczym, pozostanę życiem, które chce żyć i jest martwe, stanę się śmiercią, która chce nie żyć, a jednak nie może całkiem osiągnąć swojej własnej śmierci, bowiem nadal musi istnieć.
Mówiąc, że urodziłem się grzeszny, mam na myśli, że przyszedłem na świat z fałszywą jaźnią. Urodziłem się w masce, zaistniałem pod znakiem sprzeczności, będąc kimś, kim nigdy być nie zamierzałem, i dlatego zaprzeczeniem kogoś, kim być mam. I tak doszedłem jednocześnie do
istnienia i nieistnienia, bowiem od samego początku byłem kimś, kim nie byłem.
Powiem to samo bez odwoływania się do paradoksu: jeśli jestem li tylko rzeczą zrodzoną z mojej matki, brakuje mi wiele do bycia osobą, którą powinienem być. W tej sytuacji równie dobrze mógłbym w ogóle nie istnieć. Prawdę mówiąc, lepiej by było dla mnie, żebym się nigdy nie narodził.
Thomas Merton, "Nowy Posiew Kontemplacji", Kraków 2005.