Blogroll
Demony przeszłości i pewien karmelita bosy
dodane 2007-01-03 23:14
Smutek, szok, zawód, gniew i inne podobne uczucia towarzyszyły mi, gdy czytałem informacje o tym, że abp Wielgus rzeczywiście był agentem SB i to agentem w pełni świadomym tego, że donosił na innych tylko dlatego, aby móc zrobić karierę naukową. Jutro ma się pojawić artykuł Tomasza Terlikowskiego na ten temat. Jeśli (świadomie pogrubiłem to słowo) jest to prawda, to będzie to chyba jeden z największych ciosów, jakie Kościół w Polsce otrzymał po upadku komunizmu. I albo coś się z tym zrobi i to jak najszybciej, albo z tego wszystkiego wyjdzie całkowity obraz nędzy i rozpaczy. A co można zrobić? Po prostu otworzyć w końcu archiwa i ujawnić agenturę w Kościele. I trzeba to zrobić szybciej, niż jakiś dziennikarz w kolejnej gazecie napisze kolejny artykuł dotyczący przeszłości kolejnego duchownego. Nie ma co liczyć na jakiś łut szczęścia, że coś się może nie znajdzie, bo jak się znajdzie, to będzie kolejna granda, z której Kościół w Polsce może się nie do końca podźwignąć. Kolejny trup w szafie narobi jeszcze więcej smrodu. Tak więc nie ma na co czekać i bawić się w Hamleta, tylko wziąć się porządnie do roboty i w końcu posprzątać ten cały bajzel. Potem nie ma co się dziwić, że ktoś pisze, że duchowni nie mają moralnego prawa pouczać wiernych na kazaniach, jak mają żyć, skoro na wysokich stanowiskach siedzą osoby z taką przeszłością. Jak już napisałem w komentarzu do wpisu ks. Stopki, nie ma co wymagać od księży, aby byli aniołami, aby byli bezgrzeszni, bo takich ludzi nie ma. Ale jeśli księża mówią ludziom jak mają żyć, to wierni mają prawo domagać się od księży również moralnego życia.
Kilka lat temu słuchałem opowieści ś.p. o. Cherubina Pikonia - karmelity bosego z Czernej. Opowiadał on o swoim powołaniu, życiu zakonnym, posłudze duszpasterskiej. W pewnym momencie zaczął opowiadać o swoim przygotowywaniu się do głoszenia kazania. Powiedział, że zanim wygłosił do ludzi daną naukę moralną, sam praktykował to, co miał powiedzieć, żeby nie być hipokrytą, żeby nie zmuszać ludzi do czegoś, czego on sam nie robi. Może by się takie coś przydało.