Ludzka dola i niedola

Odczarować ciszę

dodane 17:08

Pewnie my – słyszący – nigdy nie zrozumiemy do końca, jak wielkim krzyżem może być cisza, a oni - głusi - nigdy nie usłyszą morskich fal huczących w uchu muszli, ale może chociaż spróbujemy spotkać się wpół drogi?

Przez kilka klas szkoły podstawowej siedziałam w jednej ławce z Irką. Nieraz, kiedy wcześniej kończyłyśmy lekcje, zamiast spędzać kilka godzin w szkolnej świetlicy, której obie nie znosiłyśmy, szłyśmy do niej, bo w jej domu o tej porze zawsze ktoś był. Tym „ktosiem” najczęściej okazywał się Irki pradziadek – przemiły starszy pan, tyle, że z lekko krępującą przypadłością. Otóż staruszek bardzo głośno mówił. Właściwie nie mówił, tylko krzyczał. Kłopot w tym, że bardzo lubił z nami „rozmawiać”. Wyglądało to tak, że my siadałyśmy sobie na dużej pluszowej kanapie a starszy pan jakiś metr od nas zapadał w czeluść ulubionego fotela z popękanej skóry i zaczynał od przepytywanek w rodzaju: „I jak dziś było w szkole?”. Tylko cud sprawił, że po kolejnych pytaniach pradziadka nasze bębenki słuchowe nie zaczęły przypominać jego spękanego fotelu. Grzecznie odpowiadałyśmy, nie wdając się zbytnio w szczegóły, a dziadek po każdej odpowiedzi, przykładając dłoń do ucha, pytał:  „Co mówicie?”. Więc za każdym razem odpowiadałyśmy coraz głośniej. Zastanawiałam się, czy sąsiedzi Irki przeżyją te nasze wrzaski. Starałyśmy się więc jak najszybciej zakończyć konwersację z dziadkiem, a najlepszym na to sposobem było sprowokowanie go do podjęcia monologu. Chociaż my nie musiałyśmy wtedy krzyczeć.

Opowieści dziadka były naprawdę bardzo interesujące, do tego stopnia, że z czasem nadmiar decybeli przestał mi właściwie przeszkadzać. Aż któregoś dnia przyszła z nami Ewa. Ewka słynęła z niewyparzonego języka i tego, że najpierw mówi potem myśli. Więc kiedy Irki pradziadek swoim zwyczajem wykrzykiwał do nas swoje pytania, przy trzecim lub czwartym palnęła prawie tak głośno, jak on: „Nie musi pan tak krzyczeć, nie jesteśmy głuche!”. Dziadek tym razem nie poprosił o powtórzenie. Wiedziałam, że usłyszał. Zrobiło mi się przykro. Tego dnia nie było już żadnej opowieści o czasach, kiedy tańczył po raz pierwszy ze swą przyszłą żoną podobną do leśnej wróżki, ani o tym jak przez bagna uciekał z niewoli. Tak się złożyło, że już nigdy nie było żadnej opowieści. Sądziłam, iż to dlatego, że dziadek się obraził. Wiem jednak od Irki, że powód był inny. Dziadka słuch pogorszył się tak bardzo, że przestał słyszeć samego siebie, więc po prostu postanowił milczeć. W ślad za tym milczeniem, krok po kroku, odsuwał się na pobocze życia, które toczyło się obok i zamykał w świecie niedostępnym dla jego bliskich.

Od tamtego czasu spotkałam na swojej drodze kilka innych osób niesłyszących lub słabo słyszących, pochodzących z różnych środowisk, o bardzo różnych osobowościach i odmiennych temperamentach. Wszystkich ich łączyła jedna cecha. To była cisza. Cisza, która jak parawan odgradzała ich od świata dźwięków: muzyki Bacha i Mozarta, radosnego szczebiotu ptaków przed świtem, szumu morskich fal zaklętego w muszli i wszystkich pytań „dlaczego” powtarzanych w kółko nieznanym głosikiem wnuka. Dziadek Irki był szczęściarzem. On chociaż miał wspomnienia tych wszystkich Bożych darów. Do dziś nie potrafię uwolnić się od smutku, który odczułam, gdy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że są ludzie, którzy nigdy nie słyszeli i nie usłyszą głosu człowieka, którego kochają, wody pluszczącej w korycie rzeki, ani chóru świerszczy w przydrożnym rowie. Nie usłyszą nawet gwaru panującego w zatłoczonym tramwaju, nieznośnego rechotu żab czy jazgotu pneumatycznego młota.

Wiele lat temu byłam na przedstawieniu jakiejś zagranicznej, bardzo nowatorskiej – jak na owe czasy – grupy teatralnej. Aktorzy nie wypowiedzieli ani jednego słowa, a na widowni raz po raz rozlegały się oklaski lub salwy śmiechu. Nie pamiętam, jakiej narodowości byli pantomimiści. Nieważne, jakim językiem posługiwali się na co dzień. Podczas tego przedstawienia nie miało to znaczenia. Wszyscy ich rozumieliśmy. Ich gesty zastępowały słowa. Pomyślałam wówczas: jakie to proste! Proste i genialne. Oczywiście nie zapisałam się złotymi zgłoskami w wielkiej księdze wynalazców.  Ktoś dużo wcześniej ode mnie zrozumiał, że możliwe jest spotkanie tych dwóch światów: świata ciszy i dźwięków, świata ludzi słyszących i tych, dla których dźwięk jest pojęciem czysto abstrakcyjnym. Możliwe, choć niełatwe.
 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane