O bezbożności - bardzo radykalnie
dodane 2013-01-10 19:05
Przeklęty mąż, który ufność pokłada w człowieku i ciało uważa za swoją ostoję, a serce odwraca od Boga. Jest jak jałowiec na pustkowiu, nie zazna szczęścia choćby nadeszło (…). Błogosławiony kto w Bogu pokłada nadzieję. ( por. Jr. 17,5-7). Bezbożni podobni są do plew, które rozsiewa wiatr ( Ps. 1,4 ).
Przeklęty mąż, który ufność pokłada w człowieku i ciało uważa za swoją ostoję, a serce odwraca od Boga. Jest jak jałowiec na pustkowiu, nie zazna szczęścia choćby nadeszło (…). Błogosławiony kto w Bogu pokłada nadzieję. ( por. Jr. 17,5-7). Bezbożni podobni są do plew, które rozsiewa wiatr ( Ps. 1,4 ).
Słowo bezbożny brzmi ostro. Spytajmy jednak, czy i na ile my wszyscy jesteśmy bezbożnymi bałwochwalcami, gdy szczęścia szukamy w tym, co daje nam świat. I to nie tylko w tym, co samo w sobie jest grzeszne, ale nawet dobre. Gdy chcemy być kochani, akceptowani, czerpać satysfakcję z pracy. Jednak jak powiada Pismo, jedyną ostoją dającą szczęście jest Bóg. I to Jemu tylko powinniśmy zawierzać nasze życie, w Nim szukać opieki. Dlatego też, gdy brakuje nam czegoś w życiu, gdy wydaje się ono, a nawet rzeczywiście jest puste i szare, szukajmy ucieczki w Bogu. Choćby na początek poprzez codzienną, piętnastominutową modlitwę kontemplacyjną, najlepiej przed Najświętszym Sakramentem. Ktoś powiedział nawet, że, że 15 minut adoracji Najświętszego Sakramentu dziennie nie tylko chroni przed nieszczęśliwym zakochaniem, ale pozwala też zapełnić poczucie szarości i pustki codziennej egzystencji. Może spróbować ? Bezbożnik może kojarzyć się nam z strasznym grzesznikiem, takim o jakich czytamy w podręcznikach do historii albo kronikach kryminalnych. Ale czy tylko ? Czy takimi samymi bezbożnikami nie jesteśmy i my, kiedy rzeczywistość przysłaniają nam nawet szlachetne i wzniosłe, ale jednak przyziemne troski dnia codziennego ? Gdy czujemy się niedocenienie, odrzuceni, niezrozumiani. Powierzmy to Bogu ze świętą obojętnością, jak pouczył św. Franciszek Salezy. Złóżmy nadzieję w Bogu a może będzie nam dane jeszcze w tym życiu niczym Mojżesz, widzieć Go twarzą w twarz i rozmawiać z Nim jak z przyjacielem ? I może wówczas nawet św. Jan od Krzyża przestanie być taki straszny ?