Bajki

NARODZINY

dodane 05:47

Baśń napisana podczas warsztatów Vedic Art w Lubodzieży. Dziękuję Annie Pawińskiej i całej malarskiej ekipie

Dawno, dawno temu – a może właśnie teraz, za górami, za lasami – a może tuż za rogiem, w pewnej zasobnej wiosce żyła dwudziestodwuletnia Florina. Od roku była wdową, gdyż jej mąż zginął na wojnie w odległym królestwie. Niestety, przed śmiercią nie zdążył dać żonie dziecka. Florina mieszkała w pięknym domu z licznymi pokojami, pośród których krzątała się służba. Gospodyni czuła jednak tylko pustkę.

W dodatku stała się pośmiewiskiem całej wsi.

- Jesteś taka młoda, piękna i zamożna. Czemu nie wyjdziesz za mąż i nie zapewnisz sobie przyszłości? – pytali bliżsi i dalsi sąsiedzi.

- Miałam już męża – odpowiadała dziewczyna.- I nie chcę innego.

- To przynajmniej urodź dziecko! Przydaj się na coś! – zachęcali mieszkańcy wsi z ironią.

W ich wiosce od wieków panowało przekonanie, że potomstwo to dar bogów, więc rodzinę szanowano tym bardziej, im więcej było w niej dzieci.

Florina przestała zapraszać do siebie znajomych i prawie nie wychodziła z domu. Dużo płakała nad swoim smutnym losem. Wieczorami przesiadywała w bibliotece. Któregoś razu natrafiła na starą legendę. Podobno w pobliskich górach mieszkał czarownik Transformus, kapłan bogini Natany. Jeżeli komuś udało się tam dotrzeć w bezgwiezdną noc, gdy Święta Góra ożywa wypluwając z siebie lawę, pył i rozżarzone kamienie, a woda w Ognistym Jeziorze wrze, wówczas spełni się marzenie śmiałka.

Florina westchnęła. Może odnalazła swoją szansę? Ale przecież Góry Natany najeżone były niebezpieczeństwami i pułapkami. Gdzież jej, drobnej kobiecie, mierzyć się z boginią?! Z drugiej strony, wdowa nie miała nic do stracenia. Poza życiem, które już dawno straciło dla niej znaczenie.

Rano dziewczyna udała się do świątynnego mędrca, żeby wypytać go, jak dotrzeć do Świętej Góry i kiedy wybrać się w drogę. Okazało się, że Florina musi wyruszyć już następnego dnia. Spakowała więc kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wymknęła się z domu.

Cały dzień szła przez puszczę, plącząc się w zarośla i kalecząc o gałęzie. Kilka razy omal nie wpadła do leśnej jamy, to znów musiała schodzić z drogi dzikim zwierzętom.

O zmroku dotarła do podnóża gór. Przenocowała między skałami, a rano poszła dalej.

Droga stawała się coraz trudniejsza, skały coraz bardziej strome i śliskie. Florina jednak parła naprzód, bo przecież nie miała nic do stracenia. Mimo to rozważnie stawiała kroki, trzymała się skał, żeby nie runąć w przepaść. Pomyślała, że może jednak zależy jej na życiu.

Zmierzchało, gdy dziewczyna usłyszała ryk Świętej Góry i dostrzegła pierwsze rozbłyski kamiennych pocisków. Szybko zapadła gęsta ciemność. Na zasnutym wulkanicznym pyłem i kłębami pary wodnej niebie nie dało się dostrzec ani jednej gwiazdy.

Florina wytężyła czujność. Była blisko.

Wkrótce stanęła nad brzegiem Ognistego Jeziora. Jego woda kipiała i parowała w zderzeniu z potokami gorącej lawy wydobywającej się ze Świętej Góry. Okolicę pokrywały warstwy na wpół zastygłej magmy. Z rzadka strzelały w górę zwęglone pnie drzew.

Jeden z nich był inny. Rozsiewał wokół biało - żółte światło, przechodzące w czerwoną poświatę.

Florina poczuła lęk, ale podeszła bliżej, wiedziona silnym głosem intuicji. Obok pnia stał starzec ubrany w długą, czarną szatę. Na jego ramieniu siedział dziwny, wielki ptak o piórach w kolorze węgla.

- Jestem czarownik Transformus – powiedział mężczyzna. – Witaj w królestwie Wielkiej Bogini Natany, Florino. Po co przybywasz w tę nieprzyjazną noc? – spytał.

Dziewczyna upadła na kolana.

- Ach, panie – jęknęła. – Jestem bardzo nieszczęśliwą kobietą. Nie mam dziecka – wyjaśniła ze łzami w oczach.

- Dlaczego pragniesz dziecka? – drążył starzec.

Florina zamyśliła się. Dopóki żył jej mąż, nigdy nie myślała o macierzyństwie, być może traktując je jako naturalną konsekwencję małżeństwa. Teraz wygnały ją z domu ludzkie szyderstwa. Ale czy tylko one?

- Nie chcę być pusta – wyszeptała.

Transformus uśmiechnął się.

- Tylko pustka może przyjąć pełnię, Florino [1]. Skoro jednak tu przybyłaś, niech ci się stanie, czego pragniesz – powiedział.

Klasnął w dłonie, a jaśniejący pień przemienił się w kamienny dom.

- Przeczekaj tu do rana. Potem wróć do siebie i oczekuj daru Natany – polecił.

Florina skinęła głową i weszła do budynku, w którym czekało na nią wygodne łóżko i ciepła strawa.

Na długo przed południem wyruszyła w drogę powrotną i po kolejnych dwóch dniach dotarła do domu.

- Dobrze, że wróciłaś, pani – powitał ją jeden ze służących. – Martwiliśmy się.

Dziewczyna odpowiedziała promiennym uśmiechem. Czekała na obiecany dar.

Po miesiącu nic się nie stało. Ani po dwóch. Ani po sześciu.

Florina zaczęła przypuszczać, że cała jej wyprawa poszła na marne.

Nie płakała, bo nie miała już łez. Czasami, o świcie lub po zmierzchu, ukrywała się w najodleglejszym zakątku ogrodu i śpiewała. Najczęściej nie używała słów. Pozwalała, aby pieśń czerpała siłę z bólu, rozczarowania, przepełnionej tęsknotą miłości i z nadziei, która wciąż się tliła w głębi serca Floriny.

Któregoś wieczoru śpiew usłyszeli służący odpoczywający w ogrodzie, któregoś ranka sąsiedzi spieszący do codziennych zajęć. Przystanęli na chwilę, pokiwali głowami i poszli dalej.

Po kilku dniach wrócili, tym razem specjalnie po to, żeby posłuchać Floriny. Potem zaczęli przyprowadzać znajomych z innych rejonów wsi.

Ludzie bardziej intensywnie zabiegali o spotkania z młodą wdową i prosili, żeby dla nich śpiewała.

Aż wreszcie kilka osób spytało, czy Florina nie dała by im lekcji śpiewu. Inni chcieli, żeby uczyła ich dzieci.

Wdowa gościła coraz więcej uczniów, także spoza wsi. W końcu postanowiła, że jej dom stanie się szkołą, w której każdy będzie mógł rozwijać swój talent. Zaprosiła nauczycieli różnych dziedzin sztuki, ustaliła plan ćwiczeń.

Posiadłość i serce Floriny wypełniły się po brzegi, a na ustach dziewczyny zagościł ciepły uśmiech. Gdy ktoś drwił z jej bezdzietności, wdowa uśmiechała się jeszcze serdeczniej i przypominała sobie wypełniającą jej dom gromadkę artystów w różnym wieku.

Po kilku latach kobieta postawiła w ogrodzie małą kapliczkę bogini Natany. Nad wejściem zawisł napis „Dziękuję”.

 

KONIEC

 

4.07.2018.

 

[1] To nie jest mój tekst. Gdzieś go kiedyś przeczytałam i mocno zapadł mi w pamięć. Niestety mimo starań, nie potrafię sobie przypomnieć źródła. Jeżeli ktoś zna autora, będę wdzięczna za informację.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 05.11.2024

Ostatnio dodane