Wielki Czwartek
dodane 2014-04-17 21:33
Rozpoczęło się. Długi proces cierpienia
Właściwie zaczęło się od wieczerzy. Od umywania nóg. Ile w tym zdarzeniu prostoty i uniżenia. Jezus ubiera się w zwykły ręcznik. Pytam siebie: "Jak taki niezwykły człowiek może ubierać byle skrawek materiału?". To pytanie prowadzi mnie do postawy Piotra, który mówi: "Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?" Wręcz można usłyszeć jego oburzenie.
Wyobraźmy sobie tę sytuację współcześnie z sobą samym w roli głównej. Podchodzi do nas człowiek i zaczyna czyścić nasze buty. A my na to: "Człowieku, co Ty robisz? Sam sobie czyszczę buty".
Często jest tak, że mówimy: "Zrobię to sam", "Daj mi spokój", "Dam sobie radę bez Ciebie". Wiem to z własnego doświadczenia. Nieraz mówię sobie, że poradzę sobie sama z problemami. Tak naprawdę potrzebuję kogoś kogo będę mogła się uchwycić. Tym kimś jest Jezus i drugi człowiek.
Zdaję sobie sprawę, że często ignoruję drugiego człowieka. Nie chcę zapamiętać jego imienia, ponieważ zakładam, że On też mnie nie zapamięta. W pewien sposób wmawiam sobie, że skoro nikomu może na mnie nie zależeć, to mi też na nikim nie zależy. I tu się zawsze potykam na własnym błędzie, ponieważ zawsze znajdzie się człowiek, któremu na nas zależy. I zawsze będziemy kimś kto się o kogoś martwi.
Nie da się inaczej, ponieważ wszystko zmierza ku Miłości.