byli współlokatorzy
dodane 2011-09-14 11:38
Wczoraj byłam zobaczyć się z moimi byłymi współlokatorami. zaprosili mnie do siebie. Ciekawiło mnie to, czy odezwali się do mnie przez to, że straciłam pracę, czy po prostu tak trafili w moment. Moja naiwność nie zna granic. poszłąm na stare mieszkanie.
A więc rozmowa była o wszystkim; nakłamałam, że się napiłam i dlatego nie przyszłam do pracy, powiedziałam też prawdę i jakąś wersję wzięli oni do siebie. potem rozmowa przebiegała w ten sposób jak ja źle zrobiłam, że się wyprowadziłam i w ogóle.... wszystko było na nie i gorzej od nich. a ja przytakiwałam. Bo ja nie potrafię odwrócić kota ogonem i powiedzieć, że teraz wiem, że mogę czuć się sama ze sobą, mieć pracę i że co innego się dla mnie liczy niż 5 miesięcy temu, że miałam zmienione leki, i chociaż na zewnątrz wygląda strasznie(bo przytyłam), to jednak lepiej się czuję. zamiast tego zastanawiałam się jacy to byli płytcy ludzie, z którymi się kiedyś zadawałam, i w ogóle. i jakie to ciężkie, kiedy nie można się przed innymi obronić, tylko robić z siebie idiotę i nic.... bo co i jak/ o lekach nie powiem, o terapii nie powiem, o kościele- nie powiem, to w końcu nie wiem o czym z nimi rozmawiać. kiedy opowiedziałam im o gtc, to oni prawie w śmiech wybuchnęli, więc nie wiem, czy mi czasem na ambicję nie wjechali by spróbować skompletować wszystkie dokumenty.
i usłyszałam na to dwie rady. jedna, żeby darować sobie takie znajomości i w ogóle dać sobie spokój z takimi ludźmi. a druga, że jestem chora, to moje niedostosowanie do społeczeństwa się przypomina i że ja tak będę wszystko widzieć. i w ogóle postanowiłam już więcej się z nimi nie zadawać. Pewnie do następnego telefonu.