Al-Anon
dodane 2011-09-11 22:42
Veni, vidi, vici - to jednym słowem moja pierwsza wizyta w Al-Anon. Myślałam, że mi powiedzą, że nie ma alkkoholizmu u mnie w domu, a oni, że "witamy w klubie", że alkoholizm ma wiele odmian i że niestety to jest spadek po moim dziadku. Ale podobało mi się. Podobała mi się modlitwa, i dezyderata i to, że człowiek nie robi z siebie nie wiem kogo, ale jest kimś bez swoich masek, zagrań, akceptujący swoje problemy i widzi w nich Boga- jakkolwiek pojętego.
Dzisiaj był też drugi dzień pracy. Myślałam, że się popłaczę i wyjdę w połowie dnia z pracy tak mi myśli dokuczały. No i pomodliłam się, że tak sama w pracy na sprzątaniu to sobie nie poradzę. Nie jestem rozpuszczona, żadna praca mnie nie hańbi, ale te myśli.... myśli... doprowadziły mnie do ostateczności...Po południu zadzwonił chłopak z pizzerii i powiedział bym jutro wpadła na rozmowę. Na czwartą.
No i tyję. I dłużej nie palę, tym więcej tyję, ale co zrobić? Nie zacznę palić, bo i nie schudnę.... głupota na maksa po takim odwyku znowu zacząć. Ale codziennie jest moment wachania się; iść do sklepu, czy nie iść? poprosić o fajkę, czy nie? Ale póki co, udaję mi się tę myśli stłamsić w zarodku.
I tak to wszystsko leci.