długoterminowe plany

dodane 14:36

Dzisiaj wymyśliłam sobie długoterminowe plany, co będzie jak Bóg da. Nie chcę się zadawalać tym, co mam, bo muszę mieć jakiś plan na przyszłość i to wcale nie taki awaryjny. A raczej taki pozytywny. Można to nazwać marzeniami.

Zaczęłam pisać opowiadanie o schizofrenii, ale się poddałam. Poczytałam trochę informacji o chorobie, doszłam do wniosku, że rokowania mam dobre, więc nie wiem, czym się zadręczam.

Dzisiaj jest niedziela. Myślę o swojej mamie, o Bogu, o swoim spowiedniku, czy mówił prawdę, że chce pomóc i że chce być przyjacielem. No właśnie, to ciągłe zastanawianie się czy ludzie mówią prawdę, czy mnie oszukują jest bezsensowne. Ale ja nad tym myślę całkiem poważnie.

Wczoraj miałam ciężki dzień. Myślałam, że oszukują mnie ze szkołą i że zostało mi tylko zmywanie garów. Ale tak nie jest. Po prostu kucharka ma wolne, a kiedy jej nie ma, ja wpadam w depresję. Bardzo ją polubiłam, ma w sobie mnóstwo entuzjazmu, radości i jest dobrym nauczycielem.

No i Bóg. Wcale nie jest taki liberalny jak myślałam. Ale prostuje mi życie. Szczerze, nie wiem jaki On jest. Kiedy mi się wydaje, że Go już poznałam, to się okazuje, że to załuek, że znów się pomyliłam i szukam Go od nowa. Nie rozumiem Go, a On rozumie mnie doskonale. Wiem tylko, że kiedy sięgam po różaniec, kiedy mówię koronkę, jest jakby bliższy. Moje problemy maleją, moje myśli odchodzą i jest tylko On i ja. On taki wspaniały, a ja taka grzeszna. Wiem, że samotność mnie dobija, że mam niską samoocenę. Ale kiedy myślę o Nim, czuję, że Jego łaska coś naprawia. Wydaje mi się, że wykonałam kawał dobrej roboty zostając tu, gdzie jestem. Chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że nie, że powinnam szukać pracy, gdzie jest kościół, a nie, gdzie znalazłam pracę. Zastanawiam się, kim dla mnie jest Bóg, jaka jest moja wiara i nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Myślę, że moja wiara wzrasta z każdym dniem, że nie frustruję się grzechami tak bardzo jak kiedyś, kiedy myślałam, żeby się poddać. Że skoro sobie nie radzę, to nie jest dla mnie ta wiara. Powinnam sobie poszukać innej, albo supić się nad tym moim słynnym "tu i teraz", o którym mówili mi terapeuci. Pociesza mnie to, cały czas pociesza mnie zdanie  JPII "to przemijanie ma sens, ma sens..." A moja samotność jest przeżywana z Bogiem, że z tylu problemmów mnie wyprowadza i że się nie poddaję.

Jednym słowem jest dobrze. Bóg działa.

Zaczęłam też kkolejną psychoterapię i chyba pogodzę się z fakktem, że przez całe życie muszę na nią chodzić. Tym razem, czwarta. Na pierwszym spotkaniu wyszła taka masa problemów, jakie mam, że się załamałam. A na to, mój znajomy, że chyba o to chodzi by sobie je uzmysłowić i przeboleć, a potem stanąć na nogi. Przede wszystkim nie umiem okazywać emocji. JEdynym sposobem na to, jest moje pisanie. Pisanie, które nie za bardzo mi wychodzi. Nie umiem mówić ludziom tego, co czuję. I to jest błąd.

Ale Bóg ma cierpliwość i jest o niebo lepiej niż było rok temu. O niebo lepiej, niż było 2 lata temu i z każdym dniem będzie lepiej. Jeśli tylko dam się Jemu prowadzić. A chyba pomału, opornie,  co miesiąc zdaję sobie sprawę, że sama, to nie mogę, że mi nie wychodzi, gdzie On jest.. Szukam Go i chyba na tym polega wiara. Na nieznaniu i szukaniu. Codziennie.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane