Owoc zakazany smakuje najlepiej.
dodane 2011-01-03 21:00
Ponoć. Do tej pory miałem co do tego powiedzenia mieszane uczucia, jednak to, co dziś zobaczyłem upewniło mnie, że "przysłowia są mądrością narodów". Co zobaczyłem? Palacza.
Niby nic w tym dziwnego, gdyż według różnych raportów pali około 7 mln Polaków. Liczba nie jest może aż tak zastraszająca jak procent z niej powstały. Uwaga: pali blisko 23% dorosłych... a liczył ktoś młodzież? Wątpię.
Właściwie, to nie powinno mnie to dziwić. Sam (niestety znowu) popalam od czasu do czasu... czyli kilka dziennie. Na mojej uczelni szumnie ogłoszono zakaz palenia nawet w palarniach (które istnieją od początku nieszczęsnego żywota szkoły). Prawda jednak jest taka, że praktycznie na każdej przerwie można znaleźć tam sporą część studentów... i wykładowców. Prawdę mówiąc, można tam zawrzeć wiele ciekawych znajomości , a hasło w stylu "idę dotlenić raka" już nikogo ani nie dziwi ani nie śmieszy.
Bo i sam problem nie jest śmieszny. Ludzie mają tą dziwną przypadłość, że lekceważą własne zdrowie - przynajmniej dopóki mają je w jakotakiej kondycji. Drugą sprawą jest to, że nikt tak naprawdę nie liczy się z pieniędzmi. Filozofia jest prosta: "mam - kupuję! 10 zł przysłowiowej d... nie ma, więc co tam!". Cały problem zaczyna się wówczas, gdy przed słowo "mam" wpada nieproszony gość w postaci partykuły "nie". A wtedy albo płacz i zgrzytanie zębów, albo znane już "sępienie" od kogoś, kto akurat mógłby nas papierosem poczęstować.
We wstępie napisałem, że zdziwił mnie widok palacza. Właściwie, to nie zdziwił mnie on, ale miejsce, w którym palił: oparty o ścianę z wielkim jak zeszyt znakiem zakazującym palenie. No cóż: w końcu "Polak potrafi" a "zakazy są po to, by je łamać". Faaajnie, nie? Polacy palą wszędzie tam, gdzie palić zakazano: od przystanków autobusowych zaczynając, na szpitalach kończąc. Pokutuje tu pogląd, że 2 metry od miejsca publicznego nie ma miejsca publicznego.
Wychodzi więc na to, że ustawa antynikotynowa spaliła na panewce. Przekorny Naród Polski i tak będzie kurzyć gdzie tylko się da.
P.S. Nawet boję się liczyć, ile wydałem na papierosy przez cały miniony rok (bo tyle palę)...