Quo vadis, homine?
dodane 2010-04-16 19:12
Choć mam już zapisaną część dalszą tematu "Co ma wisieć- nie utonie" - nie teraz pora na nią. I nie chodzi o to, że wpadłem w rozpacz narodową- wręcz przeciwnie. Przy całym szacunku dla Prezydentostwa i pozostałych Zabitych w katastrofie pod Smoleńskiem: nie zapalam wirtualnych świeczek, nie wywieszam flagi za oknem ani na samochodzie a na NK czy Facebooku nie dodałem zdjęcia czarnej żałobnej wstążki. A poza tym jestem w obozie przeciwników pochowania Prezydenckiej Pary na Wawelu.
Dlaczego? Od początku: żałobę nosi się nie na zdjęciach, flagach wywieszonych na balkonie czy zapalonych na żywo bądź wirtualnie świeczkach, ale w sercu.
A jakie serca mamy my? My Polacy i my wierzący?
Przewrotne aż do granic z hipokryzją. Ostatnim czasem coraz bardziej przekonuję się o tym, że my jako Naród potrafimy być zgodni tylko w obliczu zagrożenia bądź tragedii jaka nas dotyka. Do czasu - czasem krótszego, niż byśmy sami tego sobie życzyli. Wystarczyła bowiem decyzja kard. Dziwisza o pochowaniu Prezydentostwa na Wawelu a Naród już się zdążył podzielić na zwolenników i przeciwników takiej decyzji, a ci z kolei podzielili się na entuzjastów, umiarkowanych i walczących. Prosty przykład: w miniony wtorek pojechałem wraz z kolegą z mieszkania pod Wawel na godzinę 10:30, gdzie pod Krzyżem Katyńskim miało się odbyć oddanie czci poległym. Wszystko byłoby pięknie, gdyby w pewnym momencie nie zjawili się harcerze rozdający flagi Polski z czarnym kirem. W tym momencie tłum się rozproszył a ludzie dosłownie bili się o Flagi. Nie obyło się bez mocnych słów. I tak szczęka mi opadła na widok jednej kobiety, która tachała 2 flagi na drewnianych proporcach. Nagle ktoś zwrócił jej uwagę, że może zabraknąć, co ona ofuknęła słowami: "Przepraszam panią, ale ja wzięłam dla córki a ona jest w pracy.". Spoko. Tylko chwilę potem ta sama kobieta wypowiadała się dla jednej z licznych telewizji mówiąc, jaki ten kraj to nie jest, jacy to ludzie nie są, a na końcu dodała "Ja proszę pana się w innej Polsce wychowywałam". A jeszcze chwilę temu była gotowa zabić za kawałek kija z nałożoną Flagą Państwową. Nie miałem już siły dalej jej słuchać i odszedłem.
Dodam tylko, że ludzie brali po 8 flag aż w końcu ich po prostu zabrakło, toteż wróciłem do domu z pustymi rękami.
Jakim zatem jesteśmy społeczeństwem? Co sobą reprezentujemy? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam- uderzyć się w piersi i odpowiedzieć. Ale czy każdy to potrafi?
Sprawa wiary ma się podobnie. Gdybyśmy odarli ją z dymu kadzideł, z prawie ogniskowych pieśni młodzieżowych i odpustowej pobożności- czy zostałaby jakakolwiek prawdziwie czysta wiara?
Ostatnio zmieniłem swoje zachowanie względem religii i Kościoła. Po prostu uderzyłem się w piersi i uznałem, że moja wiara była postawą faryzeusza z Ewangelii, który stojąc przed ołtarzem cieszy się z tego, że wierzy i chlubi się swoją nienaganną postawą. Oczywiście wszyscy wiemy, że w skali 1-10 ów faryzeusz dostałby -10 z wykrzyknikiem.
Myśl końcowa: lepiej być wierzącym grzesznikiem niż niewierzącym pokutnikiem.
Teraz to moja filozofia dotycząca własnego postępowania względem religii.