Refleksje ...
trędowaty...
dodane 2009-02-13 22:38
„Wtedy przyszedł do Niego trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: ‹‹Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić ››. A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: ”Chcę, bądź oczyszczony!” Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony.” [Mk 1,40-42]
Panie Jezu, mój Królu, do Ciebie w tej scenie ewangelicznej przychodzi trędowaty. Trędowaty, który łamie wszelkie zakazy, bariery moralne. Wie, że nie wolno mu zbliżać się do ludzi zdrowych, wie, że z daleka powinien ich ostrzegać, że jest chory, nieczysty w tradycji żydowskiej, więc każdy kto się go dotknie też może być nieczystym i może ulec zarażeniu, co groziło wyłączeniem z ze wspólnoty, z miejscowości zamieszkania. On jednak zbliża się. Potrzeba spotkania się z Chrystusem, o którym może coś słyszał, że uzdrawia z wszelkich, choćby najcięższych chorób, przezwyciężyła. Trędowaty przychodzi do Jezusa. To pierwszy krok do naszego spotkania z Chrystusem np. na modlitwie. By się z kimś spotkać musze przyjść na spotkanie. Przyjść! Nie stać w miejscu. Pokonać wszelkie trudności napotykane na drodze do Ciebie. By dobrze słyszeć i widzieć muszę podejść blisko, nie stać gdzieś daleko. To ja muszę Jezu wykonać choćby ten jeden krok, by zbliżyć się, sama, sam dobrowolnie. To ja muszę podjąć decyzję czy chcę spotkać się z Tobą, by to spotkanie nie było wymuszone, „na siłę”, ale aby przyniosło owoce. Podejmuje trud wędrówki, tak jak ten trędowaty, ale czy Ty Jezu zawsze jesteś moim celem? Po co tu przyszedłem? Czy czasami nie chcę, by ktoś inny Cię zastąpił? Czy na modlitwę nie przychodzę, by się spotkać ze znajomymi? Ty masz być zawsze moim celem! Jeśli Ciebie Chryste postawie na pierwszym miejscu w moim życiu, to wszystko będzie na właściwym miejscu. Panie Jezu dopomóż mi w dążeniu przez całe życie do celu, którym Ty jesteś.
Panie Jezu w tej scenie ewangelicznej przychodzi do Ciebie trędowaty, ale można powiedzieć, że takim samym trędowatym jestem również ja. Jestem jak ten trędowaty- cierpiący, osamotniony wśród ludzi, potrzebujący pomocy i wsparcia od innych. Ja sama często nie potrafię sobie pomóc, nie mam siły. Dlatego potrzebuje kogoś do kogo mogę przyjść, by otrzymać słowa pociechy i pomoc, bo przecież jestem człowiekiem słabym, często upadającym, który potrzebuje wsparcia, podtrzymania. Przed tobą panie Jezu zawsze mogę się wyżalić, powiedzieć co mnie boli i nie powiesz mi: nie mam czasu, zanudzasz. Ty mówisz do mnie językiem miłości i zawsze masz czas dla mnie, ciągle czekasz na mnie, kiedy przyjdę, choćby na chwilę. A tu czasem tak trudno poświęcić tych kilka minut na spotkanie z samą Miłością.
Trędowaty upada na kolana, w ten sposób oddaje Tobie hołd, mimo iż pewnie nie wiedział, że przyszedł do Syna Bożego, więc tym bardziej ja powinnam Tobie oddawać hołd, bo ja wiem, że Ty Chryste jesteś prawdziwym Bogiem. A najczęściej to zalewamy Cię tysiącami próśb. Trędowaty upada na kolana, by w ten sposób siebie uniżyć a Ciebie wywyższyć. Czy ja jestem w stanie tego samego dokonać? Czy stać mnie na taką pokorę?
On upada w geście proszącym. Jesteś Jezu jego ostatnia deską ratunku na powrót do zdrowia i życia, jeśli Ty mu nie pomożesz to być może wkrótce umrze. Trędowaty wiedział, że sam nie da rady, że musi prosić o pomoc. Tą prośbą przyznaje, że jest bezradny. Również i ja często jestem bezradna, nie wiem jak radzić sobie z wieloma problemami, szukam pomocy i pociechy. Ale kiedy przychodzę do Ciebie Jezu z tym wszystkim co noszę w swym sercu Ty wszystko to w przedziwny sposób wszystko to przemieniasz, me rany zalewasz kojącym balsamem, dopomagasz mi nieść trudy życia, mój krzyż. A kiedy upadnę podnosisz mnie. Ale byś mi mógł pomóc, ja muszę się przyznać do mej słabości i poprosić o pomoc, bo Ty nie uczynisz nic wbrew mojej woli.
Trędowaty prosi Cię „ Jeśli zechcesz możesz mnie oczyścić...” on Cię nie zmusza do spełnienia jego prośby, jest gotowy przyjąć z Twych rąk każdą decyzję, nawet tą, że Ty go nie zechcesz uzdrowić. On podporządkowuje się Twojej woli. A ja? Czyż nie wołam „daj mi Panie” a tak rzadko używam w modlitwie „jeśli zechcesz...”, „bądź wola Twoja...”. Panie z każdym dniem chcę zamieniać moje „daj” na „jeśli zechcesz...”. Chcę tę postawę z każdym dniem coraz bardziej wdrażać w moje życie. Dopomóż mi w tym Chryste, bo bez Ciebie nie jestem w stanie nic uczynić. Często tak trudno jest nam się pogodzić z Twoją wolą przez naszą krótkowzroczność, przez to, że widzimy tylko „teraz”, nie wiemy, co może wydarzyć za kilka chwil. A przecież powinniśmy pamiętać, że Bóg jest naszym Ojcem, a rodzice chcą dla swych dzieci to co jest najlepsze dla nich.
Trędowaty przychodzi do Ciebie Chryste z konkretną prośbą „jeśli zechcesz możesz mnie oczyścić”. Możesz, ale nie musisz, bo Ty wiesz, co dla każdego z nas jest najlepsze. Jakkolwiek będzie Twoja decyzja, zgadzam się z nią Panie. Nie zmuszam Cię, byś dla mnie uczynił cud, byś mnie uzdrowił z tej choroby, która wykluczyła mnie z mojej społeczności… która skazała mnie na samotność…
Dałeś mi Panie wolną wolę i choć często widzisz, że robię coś przeciw sobie, innym, czy Tobie nie ingerujesz, dopóki Cię o to nie poproszę, szanujesz moje wybory, jakie by nie były. Panie mój proszę Cię o łaskę dobrego wykorzystywania wolnej woli, bym w życiu nie błądziła, a kiedy już zejdę z Twojej drogi, bym umiała się do tego przyznać i znaleźć drogę powrotną do Ciebie Uzdrowiciela, który ulecza, oczyszcza, jest najlepszym lekarzem, znającym leki na wszystko. …
Trędowaty Panie swoim zachowanie modli się… Najpierw przychodzi, podejmuje ten trud przełamania barier, zakazów, przepisów, pada na kolana, a następnie prosi Cię o łaskę. To jest Jego forma modlitwy… Jakże często podobna do naszej…
Nie zostawiasz Panie takiej modlitwy pełnej zaufania i zawierzenia, bez odpowiedzi- zdjęty litością, wyciągasz rękę i dotykasz chorego. Dotykasz, choć wiesz, że tym samym zaciągasz na siebie nieczystość… Nie wolno było przecież dotykać trędowatego, on nie miał prawa nawet się zbliżać do człowieka zdrowego, jego osad… A widząc go miał dźwiękiem dzwonka i wołaniem „nieczysty, nieczysty” dawać znać, kto idzie. Jakie to było poniżające… Brak jakiejkolwiek opieki, brak rodziny, brak wszystkiego… Jedyna ich nadzieja na wyzdrowienie z tej okropnej choroby, była nadzieja na cud…