Uncategorized
Niepełnosprawność jak modlitwa
dodane 2008-02-01 12:07
Tak się składa, że od jakiegoś czasu poszukuję pracy jako osoba niepełnosprawna.
No i ostatnie dni stycznia, to rozmowa kwalifikacyjna, którą "zaliczyłem", następnego dnia kilkugodzinne
szkolenie bhp, a potem spotkanie z dyrektorem, odpowiedzialnym za niepełnosprawnych w pracy.
I o tym spotkaniu słów kilka :)
Byłem bardzo zdumiony i zaskoczony słyszanymi słowami. No, bo czy to normalne, aby dyrektor mówił o niepełnosprawności, jak o modlitwie ?
A wszystko rozbija się o ludzką mentalność, o podejście do siebie, o siłę do pokonywania kolejnych barier,itd.
Człowiek zdrowy ma prostą drogę- idzie wprost przed siebie, czasem innych podepcze, aby dojść do celu,
jest panem samego siebie i jeśli coś mu nie odpowiada, to wybiera inną drogę.
Jeśli uprawia sport, to ćwiczy mniej lub bardziej wytrwałe, aby osiągnąć wyniki. A kiedy mu się coś znudzi,
to rzuca to, aby mieć inną błyskotkę czy maskotkę.
Tymczasem osoba niepełnosprawna musi przejść o wiele dłuższą drogę, aby osiągnąć swój wynik- zarówno ten
wymierny, fizyczny, jak i ten duchowy. Zwłaszcza sfera ducha tu ma wiele do powiedzenia, bowiem ten poszkodowany człowiek przechodzi etapy podobne do modlitwy. Tak, jak małe dziecko uczy się modlitwy, tak ów człowiek musi nauczyć się siebie, swojej niepełnosprawności. Musi umieć ja zaakceptować. W przeciwnym razie traci sens wszelkich działań, sens życia "na marginesie". A przecież każdy che być dostrzegany, lubiany, doceniany, bo każdy ma swoją wartość.
Kiedy dziecko już nauczy się modlitwy na pamięć, nie rozumie jej słów, wierzy tylko na swój dziecięcy sposób, że tak trzeba, że mama chce dobrze i że jest ktoś ponad tym wszystkim, który tym kieruje.
W późniejszym wieku dziecka pojawiają sie pytania, wątpliwości, bunt i prędzej czy później powrót do źródła.
Tak samo osoba niepełnosprawna, kiedy już nauczy się, pogodzi sie ze sobą, przyjmie do wiadomości fakt swych ułomności, rozpoczyna zadawać pytania, ale też szuka wyjścia i odpowiedzi na postawione pytania.
Bardzo często wtedy dochodzi do buntu, bowiem człowiek miał inne plany, inną wizję swego życia, marzenia, które teraz legły w gruzach...Na dodatek inni nie rozumieją lub nie chcą zrozumieć, w dodatku za całe cierpienie obwinia sie Boga. No, bo kogóż innego ?
Ale życie nie stoi w miejscu i niesie wciąż nowe wymagania.Kończy się powoli okres buntu i bezmyślnego użalania się nad sobą i rozpoczyna się medytacja. Tak, jak w osiągnięciu kolejnego stopnia w modlitwie, człowiek niepełnosprawny wchodzi w inną rzeczywistość. Kończy się "bleblanie"bez zastanowienia, a rozpoczyna się realizacja powrotu do swoich marzeń,powrotu do normalnego życia, powrotu wreszcie do Boga, który pomaga w urzeczywistnianiu tychże celów.Tak jak wiara w skuteczność modlitwy, tak samo wiara we własne siły i możliwości powoli staje sie faktem.Po wielkiej i wciąż doświadczanej szkole pokory,odrzuca sie po kolei swoje wady, niechęci, egoizm...
Wchodzi się w etap przygotowań, przemian, zarówno siebie i swego życia, jak również zmienia sie postrzeganie świata.
Wreszcie dochodzi się do swej "świętości", kiedy ktoś oferuje pracę i wyciąga rękę, aby pomóc w niej znaleźć się, bez względu na wykonywane zajęcie.
To nie niepełnosprawność jest barierą, która powoduje takie czy inne zachowania, ale nasz umysł, który przy podszeptach pychy "wie lepiej". Niemniej faktem jest, ze niepełnosprawny musi stoczyć o wiele cięższą walkę nie tylko z sobą, ale i z całą biurokratyczna machiną oraz z tymi "zdrowymi".
I tak, jak modlitwa pozwala coraz bardziej zbliżać sie do Boga, tak samo hart ducha, przebyte doświadczenia pozwalają na to, aby być coraz bardziej wolnym człowiekiem.
Nie należy tylko zapominać, że wszystko jest łaska, również praca, a zwłaszcza praca.Jak sama nazwa wskazuje- trzeba ciągle pracować nad sobą.
Pomyśleć, że trzeba było tyle lat zmagań, aby usłyszeć takie słowa :)
Wychodzi na to, że każda droga pod górkę ma sens :)
Tylko nie wiem, w którym miejscu tej drogi jestem- czy jeszcze u podnóża czy nieco dalej :)
"Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech zaprze się samego siebie ..."- to też te same słowa, a brzmią jak streszczenie powyższych :)
"Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył ?" (Ps 116,12 )
:)
Wcześniej nie miałem tyle czasu, więc teraz dodaję jeszcze to :
"Prosiłem Cię o pomoc do osiągnięcia powodzenia,
a uczyniłeś mnie słabym, abym nauczył sie pokornego posłuszeństwa.
Prosiłem o zdrowie dla dokonania wielkich czynów,
a dałeś mi kalectwo, ażebym robił rzeczy lepsze.
Prosiłem o bogactwo, abym mógł być szczęśliwy,
a dałeś mi ubóstwo, żebym był rozumny.
Prosiłem o władzę, żeby mnie ludzie cenili,
a dałeś mi niemoc, abym odczuwał potrzebę Ciebie, kochającego Ojca.
Prosiłem o towarzysza, aby nie żyć samotnie,
a dałeś mi serce, abym mógł kochać wszystkich ludzi.
Prosiłem o radość, a otrzymałem życie,
aby móc cieszyć się wszystkim.
Niczego nie otrzymałem, o co prosiłem,
ale dostałem wszystko to, czego się spodziewałem.
Prawie na przekór sobie- moje modlitwy nie sformułowane- wysłuchałeś.
Boże, bądź pochwalony za Twą miłość
i niezbadane Twe wyroki. ( Anonimowe podziękowanie na tablicy Instytutu Rehabilitacji w Nowym Jorku )
:)