Uncategorized

Całkiem z innej beczki

dodane 18:06

Efektem wczorajszej wyprawy, jest również bezpłatna gazeta dla pacjentów z "Porozumienia Zielonogórskiego",

zatytułowana "Zdrowie dla każdego".

Pośród różnych ciekawych artykułów(część z nich kiedyś przedstawię) jeden jakoś szczególnie zwrócił moją uwagę :)

No, bo sztuka kulinarna "z górnej półki" :) zawsze zwraca na siebie uwagę ;)

Oto fragmenty tego artykułu, autorstwa K.Kastamonu, p.t."Jak to dawniej w święta bywało".

"Stare gazety i kalendarze sprzed 100 i więcej lat są niewyczerpaną kopalnia przepisów kulinarnych.

Wszyscy ci, którzy tęsknią za tradycją, a do tego lubią zjeść smacznie i zdrowo(w miarę), powinni zainteresować się

przepisami najpopularniejszej polskiej "pisarki"II połowy XIX w.- Lucyny Ćwierczakiewiczowej.

To nie żart. Nie Sienkiewicz i nie Prus wydawali wtedy książki w największych nakładach.

Nie oni bili rekordy popularności i nie oni otrzymywali najwyższe honoraria.

Gdyby wtedy prowadzono listy bestsellerów, to na pierwszym miejscu byłaby Lucyna Ćwierczakiewiczowa.

Jej publikacja, "365 obiadów za pięć złotych", wznawiana i dzisiaj przez wydawnictwa, ukazała sie w kolosalnym

nakładzie łącznym 130 tys. egzemplarzy.

Bestsellerami były "Poradnik porządku i różnych nowości gospodarczych", "Listy humorystyczne w kwestiach

gospodarczych"oraz "Jedyne praktyczne przepisy konfitur, likierów, marynat, ciast itp."

Pani Lucyna Publikowała także swoje porady w czasopismach i gazetach. Była jedyną osobą w Polsce,

która w tym czasie rzeczywiście wzbogaciła sie na pisaniu książek - w samym tylko 1883 roku zarobiła 84 tys. rubli.

Za te kwotę można było kupić trzy spore majątki ziemskie.

(...)

Kalendarze redagowane przez autorkę "365 obiadów..." należą obecnie w polskich bibliotekach do rzadkości.

Kompletu nie ma nawet Biblioteka Narodowa.

(...)

Wśród 12 potraw wigilijnych pani Lucyna umieściła m.in. "barszcz czysty z uszkami z grzybów,

szczupaka duszonego z jarzynami,karpia lub leszcza na szaro z rodzynkami, sago na winie, leguminę makową" i wiele

innych. Przepisy umożliwiające upichcenie owych dań są istnymi perełkami literatury "kuchennej".

Oprócz porad kulinarnych w kalendarzach spotkać można było wszelakiego rodzaju przestrogi,

związane z nadużywaniem rozkoszy świątecznego stołu.

Na niestrawność i na kaca.

Na niestrawność proponowano rycynę i środek wymiotny, w skład którego wchodziły między innymi "octu miary trzy,

sadła psiego łyżki cztery, arak, pieprz i sól elmska".

Niestety nie znajdziemy tam informacji, czy taką kuracje ktoś przeżył.

W jednym z kalendarzy zamiast przepisu na lek na kaca zamieszczono zabawną

recepturę lekarstwa na: "...kołtuny na głowie".

Przepis ten brzmi dziś dość niesamowicie:

"Weź dwie żaby ropuchy żywe, włóż je do garczka polewanego,oblep z wierzchu dobrze ten garczek i trzymaj w ogniu

póty aż żaby uschną zupełnie.Jak uschną i ostygną, utłucz je na proszek, natrzyj dobrze głowę sadłem wieprzowem

i tym proszkiem posypawszy, przykryj głowę pęcherzem i obwiąż : przez dwadzieścia cztery godziny kołtun odpadnie."

Tyle literatura kuchenna, jak nazywa autor(ka) ten szczególny rodzaj twórczości.

Tak sobie myslę, że teraz owa pani Lucyna miałaby ogromną konkurencję, nie tylko Knorra, Kucharka, Vegety

ale i tych wszelkiej maści dietetyków od zdrowego żywienia.

Ja tam wybredny nie jestem- wolę suchą kiełbasę niż posmarowany tylko chleb ;)

A na chleb, jak powiadają, trzeba ciężko pracować, czego Wam i sobie życzę :)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane