Bez rozwiązania
dodane 2018-05-28 19:13
Zawsze byłem ciekawy świata mimo,że musiałem
go od samego początku poznawać sam-bez wskazówek,
naprowadzania,rad,przygotowania. Tak też się wychowywałem
przez samowychowanie .Były oczywiście szkoły,sfera kultury itd.
ale nie było tego kogoś kto bezpośrednio mi przekazywał
już sam nie wiem jak to nazwać-spojrzenie na świat,Boga,wartości
-tego żywego łącznika. Byłem z boku życia,oddzielony niewidzialną
ale bardzo silną nitką która nie pozwalała dobrze poznawać ten świat.
Dużo by o tym mówić,dużo by pisać.
Zacznę od końca .Od kilku lat byłem w stanie wydawało mi się
miłości co skończyło się w końcu katastrofą .Jest to na pewno
koniec ale nie wszystkiego bo same skutki-duchowe,psychiczne,materialne
są takie,że trudno z nich wybrnąć i mogą dosłownie niszczyć i niszczą.
Ktoś zapyta czy to tego prowadzi miłość? Czy mogła to być w ogóle miłość?
Na razie nie dam na to odpowiedzi wprost. Poznawanie nie jest takie proste.
Gdy uczucie zapuści b. głęboko korzenie trudno je odrzucić czy wyrzucić z siebie.
Szukałem pomocy 2 lata temu i rok temu u czterech osób .Za każdym razem było
to samo-jeden odsyłał do drugiego,a następny po prostu szukał pretekstu by nie
porozmawiać. Nie były to dla mnie osoby znajome albo bliskie ale że tak to ujmę
specjaliści w sprawach duchowych. Mówi się do trzech razy sztuka.
Przekroczyłem ten limit bez efektu a wystarczyło tylko porozmawiać
i być może zapobiegłoby to wielu błędom czy złym wydarzeniom.
Nie było także bliskiej osoby wokół mnie której mógłbym się zwierzyć.
Teraz już za późno. Mleko się wylało. Czy zaniedbałem Boga,modlitwę,
spowiedź,Komunię Św? Nie. Mimo to nie znalazłem rozwiązania.
Było coraz gorzej. Bóg jakby milczał.
Jedyne co mogę zrobić jeszcze to poznawać po omacku-reinterpretować przeszłe
wydarzenia na nowo,oceniać je po konkretnych skutkach. Na zimno.
Wtedy ta historia która się wydarzyła nabierze zupełnie innego znaczenia.
Czy to właściwa droga?