Naprawdę przepraszać i naprawdę wybaczać
dodane 2015-03-09 20:19
Przepraszać i wybaczać - to najtrudniejsze elementy kontaktu międzyludzkiego, nic więc dziwnego, że wielu ludzi praktycznie nie nabywa tej umiejętności. Przekracza ona bowiem spontaniczność zachowania, wymaga pełnego udziału świadomości.
Nie nazywamy bowiem przepraszaniem tego spontanicznego zrywu, który budzi się w nas, gdy spostrzegamy, że jakaś nasza uwaga czy postępek wywoła u kogoś, na czyjej przychylności nam zależy, odruch cofania się przed nami, odwracania się od nas. Lęk przed utrata kontaktu dyktuje nam wtedy bardzo gorące „przepraszam”, jeszcze zanim uświadamiamy sobie własne uchybienie i ma ono na celu zatrzymać przy nas uwagę, której nie chcemy utracić. Takie „przepraszam” spontanicznie ujawniają nawet dzieci - by tylko nie stracić towarzysza zabawy czy uchronić się od kary.
Niekiedy tracą zdolność do przepraszania ludzie, którzy w dzieciństwie byli przymuszani do przepraszania, zanim stali się zdolni do dostrzeżenia i przeżycia własnej winy. Dla nich przepraszanie stało się równorzędne z uleganiem przemocy i doznaniem kary. To, co jest tu trudne, ma ścisły związek z przeżyciem winy. W każdej przeżywanej przykrości, doznaniu strat, w zawiedzionym oczekiwaniu mamy tendencję dopatrywania się czyjejś winy: ktoś nas rozczarował, ktoś mnie czegoś pozbawił, ktoś jest bezpośrednio albo pośrednio winien mojego cierpienia. Nawet choroba dziecka, nieudany urlop zdają się wywodzić z jakiejś winy. Zadajemy sobie sporo trudu, żeby ustalić winowajcę - z reguły najpierw poza sobą, choć czasem sobie też przypisujemy winę za jakieś nieszczęście.
Tymczasem większość zjawisk w naszym życiu posiada tylko przyczyny, które nie są przez nikogo zawinione, to znaczy spowodowane umyślnie. Jakże często zdarza nam się mylić winę i przyczynę. Gdy uda mi się znaleźć winnego, usiłuje gorączkowo przekonać go o tym, że jest winien. Tymczasem oskarżenie z reguły wywołuje reakcje obronne: nie chcemy przyjąć winy, narzuconej nam z zewnątrz oskarżeniem. Jak wiele niedobrych rozmów bliskich sobie ludzi polega na przerzucaniu na siebie nawzajem winy za wydarzenie, które nie było przez nikogo zawinione, choć niewątpliwie miało swoje przyczyny. Normalne, rzetelne poczucie winy budzi się bowiem wewnątrz człowieka w obliczu cierpienia, które wywołał, być może nawet niechcący.
Albo w konfrontacji z poczuciem powinności, która została przeze mnie złamana, czy wobec straty, które spowodowała moja bezmyślność czy lekkomyślność. Budzące się poczucie winy dyktuje pragnienie naprawy, zadośćuczynienia, złagodzenia cierpienia. To właśnie dyktuje słowa przeprosin, prośbę o wybaczenie. Zawiera w sobie zarówno przyjęcie winy jak i wolę naprawy i unikania w przyszłości możliwości popełnienia tego samego czynu. Więcej nie można zrobić, nie można anulować czegoś, co się już stało.
Prośba o wybaczenie, przeproszenie wymaga pewnej dojrzałości człowieka, polegającej na tym, że zdolny on jest uznać swoją winę. Człowiek niedojrzały broni się przed winą, przerzuca ją na innych, na okoliczności, bądź domaga się zawieszenia wobec niego oceny moralnej tylko dlatego, że tak twierdzi, „nie chciał” zrobić nic złego i nie zgadza się wiązać logicznie skutków z przyczyną sprawczą, jeżeli wskazuje ona na niego. Naprawdę przepraszać znaczy więc przyjąć na siebie rzeczywisty wymiar winy. Nie mogę przepraszać czy prosić o wybaczenie, nie mając poczucia winy. Tymczasem ta prosta droga od przyjęcia winy, uznania jej w sobie, do wyrażenia tego poczucia winy w przeproszeniu bywa najeżona oporami psychicznymi.
Niekiedy wydaje się nam, że dopiero przeproszenie czyni nas winnymi i bronimy się przed tym. Czasem rodzi się niedobra ambicje dyktująca upór i postawę obrażonego. To prawda: wina narusza mój idealny obraz samego siebie i moje dobre mniemanie o sobie - ale przecież moja ambicja i upór nie są w stanie ich uratować. Czasem są tak silne, że nawet decyzja przeprosin ich nie łagodzi i wypowiedź: „ja cię bardzo przepraszam” ujawnia o wiele więcej wewnętrznej obrazy aniżeli rzeczywistej skruchy, żalu i chęci naprawy. Toteż i wybaczenie nie bywa łatwe. Jeszcze trwa bolesne napięcie; jeszcze przynajmniej wewnętrznie nie obeschły łzy: „jak on mógł - jak ona mogła...” Jeszcze trwa wewnętrzny gniew i dominujące poczucie upokorzenia i goryczy.
Wybaczyć nie znaczy anulować, sprawić, że nic się nie zdarzyło ani także nie: zapomnieć. To ostatnie bywa szczególnie trudne niekiedy, tak samo jak odbudowanie pełnego zaufania, gdy zostało złamane. Wybaczyć - to znaczy jednak przyjąć na nowo człowieka i starać się odbudować to, co zostało naruszone. Dlatego udzielone przez ciebie wybaczenie odbiera ci prawo wypominania wybaczonej winy. Jeżeli wypominasz, jeszcze nie przebaczyłeś. Prawie nie można nic więcej zrobić jak tylko uznać swoja winę i przeprosić, prosić o wybaczenie.
Jeżeli jednak ono zostało udzielone, każdy powrót do sprawy winy jest złamaniem lojalności, albo inaczej mówiąc udzieleniem kary. Zdarza się, ze człowiek, który raz dopuścił się winy, karany bywa dożywotnio...
Wybaczyć znaczy zrzec się prawa powrotu do wybaczonej sprawy, założyć istnienie dobrej woli i włączyć się w odbudowę tego, co zostało zraniona wina.
Wypominając, sam staję się winien...
Przeproszenie i wybaczenie oczyszcza atmosferę kontaktu międzyludzkiego. Nie tylko, że może przywrócić poprzednią zażyłość, ale wzbogaca miłość: z poczuciem winy kocham pokorniej, lepiej przyjmuję okazywane mi uczucie, moja miłość wzbogaca się o wdzięczność; wybaczając przyjmuję na nowo, kocham bardziej bezinteresownie, akceptuje nie stawiając warunków, nie domagam się zasług, kocham pomimo wszystko, bardziej na podobieństwo miłości Boga.
Elżbieta Sujak, Małżeństwo pielęgnowane