medytacje
Świętych obcowanie
dodane 2013-11-01 09:05
Na rekolekcjach zaproszono nas do kontemplacji sceny Bożego Narodzenia. Mieliśmy wraz z Maryją i Józefem wyruszyć w drogę do Betlejem, zgodnie ze słowami Pisma: "W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie." (Mt 2,1-7)
Nasze zadanie polegało na otworzeniu się na to Słowo i pójściu za Nim. Prowadzący wskazał, że może okazać się, że zatrzymamy się nad jednym szczegółem, że coś tak bardzo zwróci naszą uwagę, że nie uda nam się wyjść z Nazaretu. Mamy się tym nie przejmować, tylko iść za Słowem. To Bóg chce nam teraz coś ważnego powiedzieć, a my mamy uważnie Go słuchać.
Ja z Nazaretu wyszłam. Zobaczyłam Maryję, krzątającą się podczas przygotowania do tej podróży. Z Nazaretu do Betlejem jest ok. 150 km, więc wiadomo było, że podróż nie potrwa krótko. Szło wielu ludzi, Pismo mówi nawet, że „wszyscy”, więc lepiej było przygotować prowiant w domu, nie licząc zbytnio na to, że uda się coś kupić po drodze.
W tej kontemplacji na krótko zatrzymała mnie sama droga, ale w pewnym momencie zaczęłam zbliżać się wraz z Maryją i Józefem do Jerozolimy. Byliśmy w Ziemi Świętej, więc widziałam mury miasta, piękno świątyni – i po prostu czułam, że Oni nie mogli Jerozolimy tak po prostu ominąć. To było zbyt ważne miejsce dla każdego Żyda.
Poza tym w Jerozolimie jest dom, gdzie wg tradycji narodziła się Maryja i gdzie mieszkała ze swoimi rodzicami: św. Joachimem i św. Anną - niedaleko sadzawki Betesda.
Pojawiła się myśl, że Józef i Maryja poszli do nich.
Ale przecież Pismo nic o tym nie mówi!
No tak, ale być tak blisko rodziców i nie skorzystać z okazji, by chwilę odpocząć, przenocować w lepszych warunkach, a przede wszystkim – umyć się, zmyć ten wielodniowy kurz, brud i zapach! Poleżeć chwilę w ciepłej kąpieli – to najlepszy wypoczynek dla znużonego wędrowca.
Ale Pismo o tym milczy!
Rozum i serce pokonały jednak to milczenie Pisma.
Pogodziłam się z tym obrazem, który się we mnie narodził, że Maryja i Józef odwiedzili Joachima i Annę. Przemawiało za tym tak wiele: miłość obojga do Miasta Dawidowego, chęć modlitwy w świątyni, ale też chęć Córki, która spodziewała się Dziecka, by spotkać się z najbliższymi, kochanymi rodzicami. Nikt ich przecież nie gonił. Nie musieli w Betlejem stawić się o jakiejś konkretnej godzinie w wyznaczonym dniu.
No dobrze, skoro Joachim i Anna pojawili się w tej części rozmyślania, niech będzie.
Zaraz potem „wyprawiłam” Maryję i Józefa do Betlejem, które jest już niedaleko – 8 km od miasta.
Nie wiem, czemu uznałam, że oni poszli tam na krótko, tylko w celu zapisania się. To dlatego nie wzięli ze sobą rzeczy, bagaży. Zostawili je u rodziców Maryi.
Niestety, rzeczywistość przerosła ich wyobrażenia. Okazało się, że ich plan szybkiego powrotu do Jerozolimy nie powiedzie się. W Betlejem było takie mnóstwo ludzi, że nie było możliwe szybkie przedostanie się przed oblicze urzędnika. A na dodatek Maryja zaczęła rodzić…
„Nie było dla nich miejsca w gospodzie” – nie odczytałam tych słów jako wyrzut wobec tamtejszych ludzi. Ewangelista stwierdził fakt – miejsca nie było. W każdym kącie był jakiś człowiek. Jak w takich warunkach rodzić dziecko?
Nie zdziwiło mnie, że Maryja wolała urodzić w stajni, gdzie miała choć trochę odosobnienia, poczucia intymności. Dlatego nie miała niczego dla Dziecka – wszystko zostawiła u rodziców. Na szczęście dzięki kobiecej solidarności znalazły się pieluszki i mogła małego Jezusa nimi owinąć.
I teraz okazało się, że Joachim i Anna nie poddali się tak łatwo. Nie dali się lekką ręką wykreślić z tej kontemplacji.
Józef powiadomił ich o sytuacji: że zostają w Betlejem. I poprosił o przywiezienie rzeczy, by można było zorganizować namiastkę domu.
I tak się stało. Joachim i Anna przybyli do Betlejem, uradowali się, widząc Wnuka – i jak dobrzy rodzice – chcieli młodych zabrać do siebie. Nie zrobili tego jednak – co pokazało mi ich wielkość, miłość do obojga młodych i wielkie zaufanie do Józefa. Pozwolili młodym kształtować swoje życie po swojemu. Maryja i Józef z Jezusem zostali w Betlejem (co wynika wprost z Pisma), a rodzice (i jednocześnie teściowie) usunęli się z ich życia. Wrócili do swojego, które prowadzili w Jerozolimie.
Czemu o nich piszę w kontekście świętych obcowania?
Bo gdy godzinę później poszliśmy na Mszę św., ksiądz rozpoczynając Eucharystię powiedział, że Kościół wspomina w tym dniu św. Joachima i Annę, rodziców Najświętszej Maryi Panny. Do tego momentu nie miałam o tym bladego pojęcia. Zrozumiałam teraz, czemu oni tak „uporczywie” nie chcieli opuścić mojej kontemplacji :) Czemu w niej się pojawili i co Pan Bóg za ich pomocą chciał mi powiedzieć :)