medytacje
Łk 9,7-9
dodane 2013-09-25 18:30
Kiedy wokół mnie dzieją się rzeczy, których nie rozumiem, których nie ogarniam – jak Herod, pojawia się uczucie zaniepokojenia.
Dodatkowo okazuje się, że inni ludzie nie potrafią mi pomóc w ich zrozumieniu. Nie umieją ich racjonalnie wytłumaczyć.
A raczej to, co dla nich jest odpowiedzią i racjonalnym wyjaśnieniem, do mnie nie przemawia.
Jezus Chrystus jest Osobą, wobec której każdy człowiek musi osobiście zająć jakieś stanowisko.
Jego Osobę każdy odbiera przez pryzmat własnego doświadczenia, własnego sposobu myślenia.
I każdy uważa, że to jego sposób myślenia jest tym najwłaściwszym.
Ze słów Ewangelii wynika, że Herod Antypas nie wierzył w zmartwychwstanie.
Ludzie mówili mu, że Jezus to jeden z dawnych proroków, którzy ożyli, ale on nad taką możliwością nawet się nie zastanawiał. Dla niego ci prorocy byli martwi od dawna i w żaden sposób nie mogli zostać przywróceni do życia.
Jedynie Jan mógłby działać teraz jako Jezus, gdyby żył, gdyby nie został wykonany rozkaz Heroda. Ale Herod wiedział, że kat ściął Janowi głowę. Widział tę głowę. Dlatego uznał teraz, że Jezus nie może być Janem, który po swojej śmierci zmartwychwstał.
Ludzie przecież nie zmartwychwstają, zwłaszcza ci z odciętymi głowami.
Nie jest łatwo przyjąć rzeczywistość zmartwychwstania. Pojawia się bowiem pytanie, co dzieje się pomiędzy śmiercią człowieka a momentem zmartwychwstania?
Jeśli umiera człowiek – jego ciało i świadomość – to co żyje po śmierci człowieka?
Kto lub co zwraca człowiekowi życie i dlaczego?
Jeśli nie ma zmartwychwstania, to jest tylko tu i teraz, które trzeba przeżyć jak najlepiej dla siebie samego.
Jeżeli nie ma zmartwychwstania... jeżeli Jezus nie zmartwychwstał po swojej śmierci.... to moja wiara nie ma sensu.
Jeżeli jednak Jezus zmartwychwstał, to znaczy, że jest Żywy! Że JEST!
Herod chciał zobaczyć Jezusa ze względu na cuda i znaki, które Jezus czynił.
Ja chcę Go zobaczyć, bo On żyje, bo nadal działa cuda i znaki w moim życiu.
Herod zobaczył Jezusa, gdy Go oskarżono i uwięziono – i odrzucił Go. Taki Jezus już go nie interesował.
Ja też wielokrotnie mierzę się z pokusą odrzucenia Jezusa w ludziach trudnych, męczących, nie spełniających moich oczekiwań.
Trudno mi przyjąć Boga, który nie spełnia moich oczekiwań. A raczej Boga w człowieku, który np. ma sprawy duchowe, religijne w „głębokim poważaniu”.
Ale takie są słowa Żyjącego Boga: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci... Mnieście uczynili!”