Czytelnia
Pułapki patrzenia na drugiego człowieka
dodane 2013-09-05 11:20
Rozdział: „Relacje – patrzeć oczyma miłości”
Dla mnie jako towarzysza podróży szczególnie odświeżającą posługą przyjacielską jest tworzenie kontaktów i relacji między ludźmi, których bardzo cenię, jest zaznajamianie ich ze sobą. (… )
W dzisiejszych czasach tego rodzaju liczne „rodziny” czy „rody” kształtować się będą na zasadzie wyboru. Tworzyć je będą przyjaciele z lat młodzieńczych, koledzy, z którymi dzieli się nie tylko zainteresowania zawodowe, znajomi z przypadku i oczywiście osoby z bliższej rodziny. Będą to ludzie, którzy nas uzupełniają albo też przez swoją odmienność stają się dla nas wyzwaniem i kwestionują nasz sposób istnienia; inni ubogacają nas swoim dowcipem i bystrością umysłu, a z innymi jeszcze chętnie dzielimy się tym, co nas głęboko porusza, albo staramy się wspólnie zmienić kawałek świata na lepsze; będą też przyjaciele, z którymi łączy nas jakieś hobby. Sprawia to wiele radości, kiedy można być świadkiem spotkań takich ludzi, na przykład w czasie przyjęcia, święta, wspólnych zajęć; kiedy można oglądać, jak powstają nowe przyjaźnie i odnajdują się dawni towarzysze wspólnej drogi, a może nawet rodzi się miłość.
Kiedy przysłuchuję się rozmowie Rafała i Tobiasza, wyraźniej uświadamiam sobie, jak wielki wpływ na drugiego człowieka ma nasz sposób jego postrzegania. Czy przekazuję o nim zasłyszane negatywne opinie i uprzedzenia, czy też sam chcę sobie stworzyć jego obraz? Czy patrzę na moich sąsiadów z podejrzliwością, zazdrością i sceptycyzmem, czy też widzę w nich osoby kochane przez Boga, z wszystkimi tymi możliwościami, które w nich drzemią? Czy dostrzegam ich wewnętrzne bogactwo i godność? Zawsze muszę pamiętać, że swoimi myślami obniżam albo podnoszę wartość człowieka, a swoimi słowami pobudzam rozmówcę do negatywnego albo pozytywnego patrzenia na świat. Wcale stąd nie wynika, że mam upiększać czyjś los albo zatajać czyjeś negatywne postawy, że mam zawsze przedstawiać kogoś jako osobę miłą i spokojną, która nie musi już podejmować wyzwań, a przecież to one nadają życiu wagę i znaczenie.
(… ) Później Rafał zaczyna prostować zniekształcony obraz Sary. Nie jest ona kobietą mordującą mężczyzn ani opętaną przez demona – jak o niej rozpowiadają ludzie. Jest piękną, uroczą, szczerą i dzielną młodą kobietą. I Tobiasz bardziej zawierza temu, co mówi mu jego towarzysz, niż plotkom krążącym po okolicy; bardziej wierzy oczom przyjaciela, niż własnym uprzedzeniom, bo doświadczył już, że Rafał dostrzega zarówno jego słabe, jak i mocne strony, i okazuje mu wsparcie.
Tobiasz jest gotowy odsunąć na bok własne oczekiwania – w tym przypadku tylko negatywne oczekiwania – żeby przeznaczenie, do którego się zbliża, widzieć zgodnie z rzeczywistością, to znaczy w tym przypadku: widzieć je tak jak Rafał.
Kiedy czytam ten fragment Księgi Tobiasza, staje mi przed oczyma wiele nieudanych par małżeńskich: ich związek rozpadł się, bo jedna osoba miała o drugiej raz na zawsze określone wyobrażenie. Przy tym bardzo często to nie negatywne uprzedzenie jest początkiem braku zrozumienia i braku szacunku, ale właśnie coś wręcz przeciwnego. Aż trudno uwierzyć, jak bardzo może to obciążyć związek dwojga ludzi, obciążyć aż do tego stopnia, że już prawie nic nie jest w stanie uzdrowić ran, które jedna osoba zadała drugiej. Przekonanie, że druga osoba ma być inna, niż jest, powoduje nieuchronnie, że właściwa jej osobowość nie przebije się przez to, co z góry ustalone. „Jesteś inny, niż powinieneś być”. Jeżeli ktoś chce, aby ta druga osoba była zasadniczo inna, niż jest, tym samym skazuje się na zawód, bo nikt nie jest w stanie sprostać narzuconemu ideałowi. To tak, jakby przed obrazem partnera położyć szablon, według którego ma on sam siebie skroić, a potem ciągle mu zarzucać, że bardzo odstaje od tego szablonowego ideału.
(… )
Jest rzeczą absolutnie konieczną, aby – naśladując „towarzyszącego anioła” - widzieć drugiego człowieka takim, jakim on rzeczywiście jest, aby z radością i zachwytem odkrywać i wspierać jego niepowtarzalność, ułatwiać mu rozwijanie posiadanych możliwości i talentów, zamiast oczekiwać od niego, że będzie istotą ze świata marzeń, odmianą lalki Barbie czy Supermana.
Czasami ludzie naginają się do oczekiwań partnera i rozpaczliwie starają się im sprostać. Jakże smutny to widok! Wynikiem tego rodzaju starań nie jest ani wymarzony „ideał”, ani też dopełnienie tego, co tkwi w osobowości. Powstaje natomiast mniej lub bardziej zdeformowany, złamany i zniszczony człowiek, ze skarłowaciałą duszą.
Jeszcze jedna forma oczekiwań wobec partnera może tak podkopać każdy związek, że po pewnym czasie musi on wypaść ze stanu równowagi; tym razem oczekiwanie opiera się na założeniu, ze partner powinien wiedzieć, czego ja chcę: „Gdyby mnie kochał, wiedziałby na pewno, czego sobie życzę”. (… ) Obciążony wielkimi oczekiwaniami partner ma poczucie, że stale zawodzi i niczego nie spełnia jak należy. Zaś kobieta, która żywi tego rodzaju oczekiwania (bo najczęściej jest to kobieta) sama skazuje się na ciągłe rozczarowanie i codzienne nieporozumienia. Przyczyną wszystkiego bywa nieumiejętność poproszenia o cokolwiek. Niekiedy my sami nie wiemy dokładnie, czego chcemy. Czy zatem partner ma odpowiadać na takie niezbyt jasne życzenia i spełniać coś, co nigdy nie zostało przekazane jako prośba, a jest tylko podświadomym żądaniem? Mężczyzna, bo z reguły o niego tu chodzi, wpada w inną pułapkę. Oczekuje, że jeżeliby go kobieta kochała, to musiałaby mu przecież powiedzieć całkiem jasno, co powinien zrobić. Dla niego jest to zupełnie oczywiste, tak jak dla niej jest oczywiste, że on powinien wiedzieć, czego ona chce.
Jak być aniołem, czyli o sztuce towarzyszenia innym ludziom
Elftraud von Kalckreuth