opowieści jerozolimskie
Jerozolima po raz drugi
dodane 2013-02-13 20:15
Dzięki przeogromnej Bożej łasce dane nam było kolejny raz cieszyć się widokiem Jerozolimy i pobytem w jej świętych murach.
Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie,
niech uschnie moja prawica!
Niech język mi przyschnie do podniebienia,
jeśli nie będę pamiętał o tobie,
jeśli nie postawię Jeruzalem
ponad największą moją radość. (Ps 137,5-6)
Ten pobyt był tym bardziej szczególny i pełen Bożej łaskawości, bo mieszkaliśmy w samym środku Starej Jerozolimy, w Starym Domu Polskim u sióstr elżbietanek.
Z dachu Domu podziwialiśmy panoramę miasta przed wschodem słońca, w południe, lub pod koniec dnia, gdy niesamowicie szybko zapadał zmierzch. Nocną porą mrugały do nas niezliczone ilości małych światełek z okien domów.
Do Bazyliki Grobu Pańskiego mieliśmy 7 minut drogi krętymi uliczkami suku. Niestety, Bazylika zamykana była już o 19-ej, więc wieczorem nie zawsze można było w niej się pomodlić. Pozostawał czas do- i popołudniowy, by wejść choćby na 15 min. i pokłonić się Panu na Kalwarii, przy Skale Namaszczenia czy w malutkiej koptyjskiej kaplicy, przylegającej do Kaplicy Grobu, w której z reguły nikogo nie było i można było bez problemu uklęknąć i dotknąć ręką kamienia, na którym złożono Ciało Jezusa po śmierci. Wprawdzie ten blok granitu, na którym miało spoczywać ciało Chrystusa, raczej nie jest autentyczny, bo podczas muzułmańskich najazdów w XI w. grób Chrystusa został metodycznie zniszczony i to, co dziś oglądamy, to późniejsze rekonstrukcje, jednak zgodnie z Tradycją, w tym właśnie miejscu znajdował się grób Jezusa.
W Bazylice dwukrotnie mieliśmy Msze: pierwszy raz w łacińskiej części Kaplicy Ukrzyżowania, a w ostatnim dniu pielgrzymki – w Grobie Pańskim. Ksiądz znajdował się we właściwym grobowcu, a myśmy stali w niewielkim przedsionku, zwanym Kaplicą Anioła. Inni pielgrzymi nam nie przeszkadzali w sprawowaniu Eucharystii, gdyż drzwi do Grobu Pańskiego zostały zamknięte, a my mogliśmy w skupieniu i spokoju wejść w tajemniczą rzeczywistość tej największej Ofiary, prowadzącej do Zmartwychwstania.
Bo z jednej strony Grób Jezusa potwierdza rzeczywistość Jego śmierci, ale śmierć nie była ostatnim słowem Boga. Tym ostatnim słowem było Życie – nowe i przemienione, pełne mocy i chwały.
Jeruzalem, wzniesione jako miasto
gęsto i ściśle zabudowane.
Tam wstępują pokolenia,
pokolenia Pańskie,
według prawa Izraela,
aby wielbić imię Pańskie.
Tam ustawiono
trony sędziowskie,
trony domu Dawida.
Proście o pokój dla Jeruzalem,
niech zażywają pokoju ci, którzy ciebie miłują! (Ps 122,3-6)
Niesamowite uczucie: doświadczać tu i teraz w całej pełni prawdy słów psalmisty, żyjącego przecież tysiące lat temu. Miasto z jednej strony zmieniło się, a z drugiej – przynajmniej w tej starej części – jakby ciągle było takie samo.
Z pewnością Jezus i Apostołowie dzisiaj nie rozpoznaliby układu wszystkich ulic. Może mieliby kłopot z umiejscowieniem niektórych domów, a jednak na pewno poczuliby się jak u siebie w atmosferze dzisiejszej Jerozolimy – miasta gęsto i ściśle zabudowanego.
Góry otaczają Jeruzalem. (Ps 125,2a)
Jak wyjaśnił nam ks. biblista, do Jerozolimy się wstępowało i zstępowało, a nie wchodziło i wychodziło z miasta. Tak samo w samej Jerozolimie trzeba wszędzie wchodzić lub schodzić. To nie jest takie proste i zwyczajne chodzenie po mieście czy wejście do miasta i wyjście z miasta.
Jerozolimę przez pierwszych kilka dni czułam w nogach. I to mocno.
Te otaczające Jerozolimę góry były pięknie widoczne w drodze do Betlejem, gdy palestyński kierowca objeżdżał miasto, by uniknąć wjazdu do Betlejem przez izraelski punkt kontrolny w murze.
Podczas całego pobytu w Ziemi Świętej nie mogłam się dość napatrzeć krajobrazom górzystym i tylko gdzieniegdzie poprzeplatanym zielenią. Owszem, w Galilei tej zieleni było więcej, niż w okolicach Jerozolimy, ale i tam nie spotkałam miejsca bez jakiegoś wzniesienia. Nie było ciągnących się aż po horyzont płaskich powierzchni ziemi, pełnych zieleni.
Na tę pielgrzymkę jechaliśmy z konkretną intencją. Wiele się podczas niej zadziało nie tylko w nas samych, ale i w naszym małżeństwie. Wyjeżdżając dostałam Słowo: „Moc w słabości się doskonali” - to zarówno podsumowanie tego błogosławionego czasu, jak i Słowo do rozważenia i wprowadzenia w obecny czas – czas Wielkiego Postu.
Pewnie jeszcze nie raz będę wracała do tych słów w swoich rozważaniach i refleksjach.